Jeszcze raz dziękujemy za życzenia i powitanie

Marchewka, kiedyś odważna, teraz panicznie boi się weta.
Krzyczy, wyrywa się, a mi serce pęka...
W głowie natłok myśli - czy potrzebnie ją tam wożę, czy nie przesadzam z profilaktyką... Ona w stresie, ja w łzach... histeryczki dwie.
Rysiek też się boi, ale głównie w domu, jak usłyszy że wyciągamy transporterek. Potem jest spokojny i pozwala grzecznie na wszelkie zabiegi.
Powiedzcie, Wy też czasami macie takie wątpliwości? Że może to nadopiekuńczość? Że stresuję kota przez swoją nadgorliwość, wyolbrzymiam to, co obserwuję u kotów?