Od sierpnia, od kiedy prawie co tydzień bywam na cmentarzu widuję czarnego kocurka. Jeszcze miesiąc w tył wyglądał ładnie, miał czyste i zadbane futerko. Dokarmiały go panie, które miały tam stragan ze zniczami i kwiatami. Były tam codziennie i kot miał zapewnioną karmę. Pewnie byle jaką, ale miał. Teraz, kiedy pogoda nie zawsze dopisuje czasami pań tam nie ma i kot nie dostaje jedzenia. Ja jadąc zabieram zawsze suche i saszetki i wsypuję mu do pudelek. Ale nie jestem tam codziennie niestety...
Nie wiem gdzie kot śpi, jak tam jestem to wyskakuje z krzaków i idzie za wszystkimi, którzy zwracają na niego uwagę. Garnie się do każdego, ociera o nogi, mruczy...Zauważyłam, ze siersć ma w opłakanym stanie, nie wiem, czy to przypadkiem nie świerzb

Kotek potrzebuje natychmiastowej pomocy i najlepiej niezakoconego tymczasu do chwili wyleczenia skóry, żeby nie pozarażał innych kotów. Wiem, ze tutaj to raczej nierealne ale może ktoś miałby jakichś znajomych i do czasu wylecenia przetrzymał kota u siebie...a potem...właśnie co potem? Na pewno szukało by mu się DS. Ten kot jest tak spragniony człowieka, ze aż boję się jechać na groby, żeby znowu się na niego nie napatoczyć bo mam wtedy kluchę w gardle...spać w nocy nie mogę i myślę...jak mu pomóc

Jest młody, może ma rok...może nawet nie ale bez pomocy nie przeżyje. Świerzb go zje żywcem...(oby to nie był świerzb...oby grzybica TYLKO)
A to on...





