wczoraj Freya naprawde mnie rozeźliła - zauwazylam u niej na podwoziu dwa wielkie kołtuny - chcialam je wyciać w trakcie miziania - oczywiscie jak zauwazyla, ze cos kombinuje z nozyczkami (a robilam to bardzo dyskretnie w miedzyczasie ją głaszcząc, calujac i zagadując), to uciekła w popłochu, wiec mysle sobie, no bez przesady, trzeba to wyciac i juz, wzielam ją na rece, oglądam brzuszek, juz widze, ze mina pt. "pancia to najgorszy oprawca", uszy po sobie i nagle taki fik z pazurami, ze oczywiscie musialam ją puscic, wiec znowu ją łapie, a ona ucieka mi po calym domu, gonilysmy sie tak ok. 10 min. - złapalam ją, a ona z takimi pazurami i wrzaskiem, ze znowu musialam ją puscic
tak sie wkurzylam, ze jak w nocy wstawałam na siuu, to zamknelam za soba drzwi, zeby nie mogla wejsc, jak wyszlam z łazienki, to widze, ze poszla do miski z wodą, a potem nie przyszla do mnie do lozka, wiec ja tez olewka - ale nad ranem sie złamała, ja również i w trakcie miziakow wyciełam jej troche kołtuna
nie wiem czemu tak jest, ze wczesniej przez miesiac moglam jej podawac leki dopyszczne, a teraz jak tylko ją biore na rece i układam na pleckach, to ona zaraz dostaje szału paniki - teraz jakby miala jej cos podac, to nie byloby jak
