Od razu piszę, że nadstawiam policzek - nie będę obrażać się na nagonkę na mnie... Przecież wiem jak jest... Przepraszam, że nie napisałam wczoraj, ale wczoraj cały dzień i dziś starałam się działać.
Krótkie wprowadzenie:
W piątek byłam z Fridą u weta - została odrobaczona, dostała zastrzyki. Wieczorem i pół nocy była potem bardzo niespokojna. Kupka już bez krwi. W nocy budziła mnie bo zaczęła chodzić po szafkach, na jedną nawet się załatwiła. Przestraszona hukiem spadających rzeczy - nasyczała nawet na mnie jak do niej weszłam.
Wczoraj po południu miałam stawić się z nią jeszcze na kontrolę i zastrzyk (hamujący rozwój czegoś tam..). Byłyśmy na wizycie (podczas której ona mdlała zwyczajowo ze strachu), przyjechałyśmy do domu. Wysiadamy z samochodu - mam w ręce jej transporter i drugi z małym tymczaskiem. Ścisnęłam nieopatrznie transporter Fridy zbyt mocno z boku - klapka wyskoczyła... (nie wiedziałam w ogóle że to się może zdarzyć, że ta klapka tak zadziała..).
Nie muszę Wam pisać jak szybko uciekała.
Wybiegłam za nią, ale jedyne co widziałam to to, że nie biegła wzdłuż ulicy. Musiała wskoczyć na czyjąś posesję. Pytałam ludzi - nikt nic nie zauważył. Z tż-em przeszukaliśmy szybko okolicę. Nic. Porozwieszałam ogłoszenia, przed północą jeszcze chodziliśmy. Zostawiliśmy miseczkę na noc, powiadomiliśmy sąsiadów.
Dziś cały czas też przeszukiwałam coraz szerzej okolicę, łącznie jest 76 ogłoszeń, ale mam świadomość, że to kropla w morzu potrzeb. Jutro dodrukuję jeszcze ze 100 (nie mam w domu drukarki).
Wiem, że muszę przejechać się do urzędu miasta, do supermarketu, do lecznic - zostawić ogłoszenia gdziekolwiek się da. W internecie też powinien być ślad, ale na razie działałam w terenie. Chyba można powiadomić straże zwierzęce itp., schroniska...
Nasza okolica jest - jak to niektórzy określają "w miarę bezpieczna" - czyli okolica domków jednorodzinnych, które ciągną się hen, hen. Ale są też ulice, tory. Dużo ludzi ma zwierzęta. W duchu modlę się, że Frida przyjdzie do kogoś jak będzie głodna. Sprawdzałam też miejsca, do których wiem, że chodza okoliczne wychodzące koty. Nic. Wiem, że muszę porozwieszać ogłoszenia jeszcze w stronę lasku (takiego bardziej parku). Wszędzie. A ona może być wszędzie.
Jestem zrozpaczona. Budziłam się dziś całą noc, bo wydawało mi się, że przyszła na taras. Ale nie. Ona nocowała gdzieś na dworze, głodna. Nigdy sobie tego nie wybaczę...
Gdyby jeszcze wymknęła się w okolicy jej znajomej, trafiła z powrotem do pani, która ją dokarmiała... A tu??
Wiem, że posypią się na mnie "życzliwe" komentarze, ale piszę jak jest. Jeśli ktoś zechciałby pomóc nie mi, ale Fridzie - i zrobić jakieś ogłoszenia w internecie lub powiadomić jakieś "siły" - będę zobowiązana.
Idę teraz pochodzić. Chyba w sercu wątpię, że ona się znajdzie, a tak okrótnie bym chciała. Wątpię - bo wiem, że do nas na podwórko raczej nie wróci. Liczę jednak, ze może ktoś gdzieś ją wypatrzy. Może ktoś ją przygarnie. Idzie zima...
Miałam jej pomóc, a taki jej los zgotowałam...
Ciężko mi się tu na miau teraz wchodzi, bo myślę tylko o niej. Jestem otwarta na wszelkie pomysły poszukiwać.
Przepraszam - zawiodłam. Najbardziej Fridę
