Postawił mnie na nogi dziki wrzask.
Wpadam do pokoju, a tam dwa moje kociszcza, rozpłaszczone na podłodze w pozycji bojowej, drą na siebie mordy
Koty, które są ze sobą od 3 lat. Śpią razem, bawią się razem, liżą sobie wzajemnie uszka i w ogóle są bezkonfliktowe. To znaczy były
Kocica ruszyła na kocurka (obydwoje kastrowani), ten umknął do przedpokoju, gdzie udało mi się kocicę złapać i osadzić w drugim pokoju.
Chodziłam potem od jednego do drugiego i starałam się ukoić ich nerwy. Póki byliśmy we dwoje, wszystko o.k. - mruczanki, przytulanki itp. Kiedy jednak w zasięgu wzroku pojawiał się ten drugi, z obydwu gardeł natychmiast zaczynał wydobywać się głuchy warkot, przechodzący w wycie, kiedy próbowałam zbliżyć koty do siebie.
Trudno, izolatka 2x.
Kilkakrotnie w ciągu dnia pozwalałam obydwu kotom na wyjście ze swojego pomieszczenia; za każdym razem wynik ten sam - na widok drugiego przeciągły jęk i powrót do "swojego" rewiru.
Pod koniec dnia postęp był o tyle, że mogły leżeć w odległości ok. 1 m od siebie bez wydawania żadnych dźwięków; kolację też zjadły w normalnym ustawieniu.
W tej chwili (odpukać !), po wspólnej sesji ze sznureczkiem oraz kolacji nr 2, są w stanie przejść obok siebie normalnie.
Ale właśnie - "obok siebie". Do tej pory każde spotkanie w kuchni, czy gdzie indziej, to był obowiązkowy baranek. Liźnięcie po łebku. Teraz zachowują wobec siebie dystans, jakby każde się tego drugiego obawiało (i pewnie tak jest
Nie wiem, co mogło wywołać taki napad agresji i późniejsze konsekwencje. Sparingi, owszem, były na porządku dziennym. Ale nigdy walka na poważnie. I nigdy nie zachowywały się wobec siebie tak, jak dwa zupełnie obce koty.
Jeśli macie jakiekolwiek sugestie zarówno co do przyczyn tego spięcia, jak i metod powrotu do normalności, będę wdzięczna.
