Święte prawo własności kota Kinga - Prawdziwego Dachowca

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob wrz 18, 2010 8:30 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

tak, Wejherowska jest najstraszniejszym miejscem dla kotków jakie znam
"miłośnicy kotów" zamiast sie cieszyć jak zabieralismy kotki, to jeszcze komentowali złośliwie
nie zapomnę elegancko ubranej pani, która mówiła do swojego pieska - nie podchodź do tych pań bo one śmierdzą kotami :ryk: :ryk: i nie mogła zrozumieć dlaczego się roześmiałam :evil:

jessi74

Avatar użytkownika
 
Posty: 14236
Od: Sob kwi 11, 2009 23:21
Lokalizacja: wro

Post » Sob wrz 18, 2010 8:44 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

jessi74 pisze:tak, Wejherowska jest najstraszniejszym miejscem dla kotków jakie znam
"miłośnicy kotów" zamiast sie cieszyć jak zabieralismy kotki, to jeszcze komentowali złośliwie
nie zapomnę elegancko ubranej pani, która mówiła do swojego pieska - nie podchodź do tych pań bo one śmierdzą kotami :ryk: :ryk: i nie mogła zrozumieć dlaczego się roześmiałam :evil:


Ja też słyszałam, że ludziom śmierdzą w windach panie (o wysokim statusie społecznym i dobrze ubrane), które tu w okolicy dokarmiają jakieś koty( tam gdzie jeszcze są jakieś).


Na pociechę Ci powiem, że jest tam w okolicy oaza ludzi naprawdę kochających koty-taka wysepka na morzu nienawiści, przesądów i wstrętu do kotów po obu stronach Legnickiej; trafiłam na nią poszukując dwa lata temu mojego zaginionego bez śladu Pierrota. Myślałam ,że śnię. Koty są tam na tyle cwane, że tego miejsca nie opuszczają i ich nie widać. Ale pewnie któregoś pięknego dnia i ona zniknie...

A tak przy okazji to zastanawiam się, dlaczego na Gądowie kot domowy, który zaginął nigdy się nie odnajduje mimo poszukiwań, a ten , który wymknął się na spacer(jak ten mojej znajomej) przyczołguje się ze złamanym kręgosłupem. A jest tu tak pieknie, zielono i spokojnie...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob wrz 18, 2010 8:53 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

ossett pisze:
jessi74 pisze:tak, Wejherowska jest najstraszniejszym miejscem dla kotków jakie znam
"miłośnicy kotów" zamiast sie cieszyć jak zabieralismy kotki, to jeszcze komentowali złośliwie
nie zapomnę elegancko ubranej pani, która mówiła do swojego pieska - nie podchodź do tych pań bo one śmierdzą kotami :ryk: :ryk: i nie mogła zrozumieć dlaczego się roześmiałam :evil:


Ja też słyszałam, że ludziom śmierdzą w windach panie (o wysokim statusie społecznym i dobrze ubrane), które tu w okolicy dokarmiają jakieś koty( tam gdzie jeszcze są jakieś).


Na pociechę Ci powiem, że jest tam w okolicy oaza ludzi naprawdę kochających koty-tak wysepka na morzu nienawiści, przesądów i wstrętu do kotów po obu stronach Legnickiej; trafiłam na nią poszukując dwa lata temu mojego zaginionego bez śladu Pierrota. Myślałam ,że śnię. Koty są tam na tyle cwane, że tego miejsca nie opuszczają i ich nie widać. Ale pewnie któregoś pięknego dnia i ona zniknie...

A tak przy okazji to zastanawiam się, dlaczego na Gądowie kot domowy, który zaginął nigdy się nie odnajduje mimo poszukiwań, a ten , który wymknął się na spacer(jak ten mojej znajomej) przyczołguje się ze złamanym kręgosłupem. A jest tu tak pieknie, zielono i spokojnie...

:evil: ja od dawna mówię, że te kamienice, gdzie ludzie mimo że ubożsi , to są o wiele bardziej przyjazne kotom :oops:

jessi74

Avatar użytkownika
 
Posty: 14236
Od: Sob kwi 11, 2009 23:21
Lokalizacja: wro

Post » Nie wrz 19, 2010 20:59 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Sama bym w to nie uwierzyła, nie mam zdjęcia, ale mam świadka!

W tej chwili Królewna śpi słodko w swoim domku w objęciach córeczki Kizi Mizi.
Córeczka Kizi-Mizi ma 3,5 miesiąca(chyba będzie miała na imię Barbie od Barbarella) i została porwana od swojej mamy jak miała 4-5 tygodni. Wychowywała się jednak z trójką rodzeństwa pod opieka czułego wujka Okami, cioci Ocelotty, dziadka Orfiego oraz innych mniej lub bardziej czułych kotów i kocic.

Godzinę temu Barbie weszła do domku Królewny, bawiła się z nią, delikatnie chwytała zębami za kark, wylizywała. Królewna była zachwycona i przestała kaprysić. Wyrzynają jej się zęby i dlatego nudziła. Dzisiaj nie tylko jadła pasztecik, ale chrupała chrupki!
Nie chciała zasnąć, ale córeczka Kizi-Mizi zaczęła się nią bawić jak dziewczynka lalką i teraz obie smacznie śpią. Królewna przytulała się zawsze do swoich pluszowych przytulanek, ale teraz jest jej naprawdę ciepło jak u mamy.
Bracia Barbie też interesowali się Królewną, ale głównie korciło ich łapanie i gryzienie jej ogonka i wylizywanie mleczka z jej pyszczka. Druga córeczka Kizi-Mizi, ta która przybyła do nas ostatnio nadal jest nieco nieśmiała.

Nie ma pojęcia jak tym kocicom udaje się jednak odchować czasem kocięta w tych piwnicach. Królewna to taka drobinka, a wszędzie by chciała pobiec.
Nie dziwię się, że Queen już nie przybiega jak przychodzę do piwnicy. Musi pilnować małych ,żeby jej się nie rozlazły.

Mam nadzieję, że jeszcze żyją. Wszyscy. Znowu nie mogłam tam być od dwóch dni.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie wrz 19, 2010 21:21 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Zawsze mi się wydawało, że im twardsza kupa u kota tym lepiej.

A jednak nie! Lepsza zbyt rzadka niż zbyt twarda!

Zaparcie u kocurka może spowodować trudności w oddawaniu moczu!
Zbyt twarde kupy i chyba na dodatek zakłaczenie (może i przełyku) spowodowało u Misia problemy z siusianiem!
Taka była diagnoza lekarki i chyba miała rację!
Po 10 dniach badań USG, Rtg, cewnikowania, lewatyw, pojenia Misia na siłę lactulosum nastąpiła dzisiaj poprawa, w którą już nie wierzyłam.

Zaczął pić, jeść i prawie normalnie się zachowywać. Nie wiem co prawda jeszcze jak z siusianiem będzie. Trudno go izolować i sprawdzić czy coś nasiusiał bo w cudowny sposób wycieka z zamkniętego pokoju, albo ktoś do niego wcieka. Ale na pewno zauważę jak coś będzie nie tak.
On ma dziwne złogi w pęcherzu, które już rok temu mogły być przyczyną "otworzenia" pęcherza i teraz mniej pomysłowy lekarz mógłby to zalecać. Chyba jednak to nie będzie potrzebne.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto wrz 21, 2010 13:51 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Misiu pije, je, siusia(!), robi kupę i w ogóle jakby na nowo się narodził.
Schudł w ciągu paru dni 0,5 kg , ale miał z czego chudnąć.
Jest w bardzo dobrym nastroju, chciałby ciągle chodzić na dół i do góry po schodach.Nawet futerko ma ładniejsze-po prawie 2 tygodniach głodówki!
Przeszedł wyraźnie oczyszczenie organizmu. W rozrzedzonej kupie widoczne jest sierść. A więc był gdzieś przytkany i to było przyczyną jego kłopotów z siusianiem, a nie złogi w pęcherzu! Nie ma jak lekarz, który pomyśli zanim zacznie leczyć.
W sobotę naprawdę myślałam, że to już jest po Misiu, ale w niedziełę nastąpił przełom.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto wrz 21, 2010 17:37 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Dzisiaj byłam u Queen. Siedzi w swojej ulubionej piwnicy, a więc coś tam pilnuje, ale nic nie słychać i nie widać.

Widziałam jeszcze Murzyniątko (spało u siebie na parkingu), małe Białonóżki( ukrywało się na podwórzu Kizi-Mizi). Kinga(znowu ma ranną łapę i był głodny jak wilk, aż piszczał zanim zaczął jeść, a także Kizię-Mizię i Srebrna Trikolorkę
(wzajemnie się obserwowały rozdzielone ulicą).

Rozmawiałam z ochroniarzem w sprawie ewentualnego łapania na terenie parkingu; przy okazji wyznał,że koty tam nie bardzo są karmione ze względów technicznych.

Kizia -Mizia jest chuda jak szczapka(ale futerko ma błyszczące), ale chyba i ona i Trikolorka są w ciąży skoro trzymają się domu...Kizia -Mizia tylko odwiedza swoje podwórze. Siedzi chyba w piwnicach Queen. Ktoś zabrał z podwórza Kizi-Mizi kuwetę, która dość długo służyła jako poidło dla kotów i gołębi na podwórzu Kizi-Mizi-i tak długo była. Aż dziwne to było, że się wcześniej nikomu nie przydała. I w ogóle nie było tam żadnej wody. A może znowu zaczęła komuś przeszkadzać?

No i usłyszałam o tragedii kotka domowego mieszkającego nad piwnicami Queen, który był u osób chorych sprawiających wrażenie zdrowych (nie powinny go w ogóle mieć). Ponoć miauczał i miauczał i umarł w końcu. To już u nich chyba drugi co najmniej ostatnio.

Po zaginionych trzech kociakach niestety ani śladu.

Gdyby były starsze i miały 6-7 miesięcy to miałabym nadzieję, że się jeszcze odnajdą kiedyś, bo po prostu gdzieś sobie poszły na swoje (tak się zdarzało).
Ale miały ok.3,5 miesiąca tylko.
Albo zostały schwytane (tu ludzie jeszcze wierzą, że w Niemczech "idą" polskie kociaki...bo tam nie mają kotów...) bo te dwa bardzo oryginalne były, albo weszły pod maskę samochodu parkującego na ulicy i ...

Dzielna, wspaniała Kizia-Mizia wspaniale się nimi opiekowała do ostatniej chwili i szkoda, że to jednak tak dramatycznie się skoczyło.
Najpierw jedna tragedia - śmierć Belli (matki tych dwóch ładnych i pożądanych przez wielu, też takiej ładnej jak one), a potem nagłe zaginięcie jej dzieci.

Zaczyna mi się wydawać, że ten czarny ostatni kociak, którego wzięłam tak naprawdę też nie był dzieckiem Kizi-Mizi tylko Belli; jest trochę inne od pierwszej czwórki...

Być może Kizia-Mizia miało czworo kociaków)i to jej rodzone odebrałam jej na początku lipca) i Bella miała czworo kociaków-dwa "ładne" i dwa czarne...
Tak czy inaczej Kizia-Mizia, chociaż taka malutka i drobniutka, była najcudowniejsza matką na świecie.

Tajemnic w tym kocim klanie jest sporo.
Tajemnicą było także pojawienie się wczesną jesienią na podwórzu Kizi-Mizi, jej czarnego brata(zginął potem pod samochodem wczesną wiosną) i Belli.
Dałabym głowę, że wyłapałam latem wszystkie kocięta z piwnicy i podwórza, a jednak okazało się, że nie i że kocice były górą.

Zresztą z trzech kocic, o których na pewno wiem, że miały rok temu kocięta w tym miejscu, dotąd żyje już tylko jedna - właśnie Queen.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw wrz 23, 2010 21:10 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Ależ ta Queen jest mądra!

Dzisiaj udało mi się z okna znajomej pani zobaczyć jak się świetnie urządziła.
Ma prawdziwą wiejską posiadłość, a jej zaletą jest to, że nikt z zewnątrz i z daleka jej nie widzi. Przed wejściem do jej zamczyska jest spory trawniczek użyźniany regularnie psimi kupami. Po obu jego stronach wyrosły nawet małe drzewka. A tuz obok jest ogrodowy pawilon czyli nieużywana furgonetka.
O szczęśliwej, wesołej i ładnej rodzinie Kizi-Mizi wiedziało zbyt dużo ludzi nawet z odległych ulic. Tego czy jakieś kocię z pierwszego tegorocznego miotu Queen przetrwało nie wiedziałam przez dłuższy czas nawet ja.
Queen często przebywała u Kizi-Mizi, ale dzieci ze sobą przeważnie nie zabierała. Czasem jakieś jedno. Dlatego nie wiadomo było ile ich ma i czy w ogóle któreś z nich jeszcze żyje (rok temu było w jej piwnicy pp...).

Jakiś miesiąc temu, tuż po urodzeniu drugiego miotu przez Queen (siedziała chuda przed swoją piwnicą i syczała na mnie więc na pewno urodziła i pilnowała) skuszone pasztecikiem jedzonym przez ich mamusię wylazły trzy spore kociaki i też sobie razem z nią podjadły. Potem ich nie widziałam aż do dzisiaj...
Patrzę sobie z góry z okna mieszkania znajomej od podwórza i widzę na trawniczku cztery spore koty: Dostojnie siedzącą Queen i trzy baraszkujące dość duże koty: mniejszą Queen i dwa czarne. Prawie takie jak King i Kizia-Mizia, ale jakby inne. Potem wlazły do furgonetki. A więc to te starsze dzieci Queen!
Mają teraz gdzieś tak ok 4-5 miesięcy chyba. Ale co z tym drugim miotem Queen? Ani go nie widać, ani go nie słychać. Czyżby tylko Królewna przetrwała? Reszta też powinna już wszędzie łazić...
Gdyby już nie było niczego do pilnowania to Queen nie siedziałaby ciągle w tej piwnicy albo w jej najbliższym otoczeniu. A może jest po prostu trzeci raz w ciąży?

A Kizia-Mizia była na swoim podwórzu razem z Murzyniątkiem, które jest w nią wpatrzone i przymila się jej jak może, nawet barankuje przed nią. Ona go toleruje, ustępuje mu przy jedzeniu, zachowuje się prawie jak matka. Murzyniątko jakoś lepiej wygląda.


Kinga dzisiaj nie widziałam. Za to kocur Whiskas władca sąsiedniego rejonu rozbawił mnie i znajomą panią z którą byłam na spacerze, bo wylegiwał się pod różnymi samochodami; przemieszczał się razem ze słońcem tak, aby leżąc pod samochodem mógł jednocześnie wygrzewać się w słońcu. Bo to był piękny, słoneczny i ciepły dzień, chociaż to już kalendarzowa jesień.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob wrz 25, 2010 11:00 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

U Dachowców bez zmian. King jest. Zjadł wczoraj dwie puszki Animondy dla kociąt(nie znosi suchego i nie wiem jak tam u niego z polowaniem...)-potrzebuje energii bo lubi akrobacje na dużych wysokościach;to trzeba naprawdę zobaczyć jak przechodzi z dachu na dach po wąskiej krawędzi bardzo wysokiego ogrodzenia wyścielonej drutem kolczastym. Pewnie też ją przy okazji znaczy. Zaraz za tym płotem panuje Whiskas.Podobno Kizia-Mizia idzie czasem za Kingiem po tym drucie kolczastym. King ma ogromne poważanie u tubylczych kierowców, przystają jak majestatycznie przechodzi przez ulicę...
Ale na terenie jego królestwa buduje się podziemny parking-podobno ziemia na podwórzu Queen drżała pod stopami bawiących się tam ludzkich dzieci, gdy zaczęli nieopodal po drugiej stronie ulicy na terenie budowy świdrować.. Idzie nowe... Trzeba mieć tylko nadzieję, że koty, szczury, jeże, gołębie, wrony etc. i ludzie zdążą się ewakuować jak te stare domy runą (tak jak niedawno nieomal runęła wyremontowana ogromnym kosztem piękna secesyjna kamienica na ulicy Dubois , właśnie z powodu świdrowania na budowie tuż obok niej).

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon wrz 27, 2010 0:19 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Pada, zimno i koty pewnie znowu grzeją się pod maskami samochodów, a kierowcy nie zdają sobie z tego sprawy...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon wrz 27, 2010 17:32 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Jako przerywnik zdjęcia z pogrzebu 20 letniej kotki Pi-chan(nigdy nie chorowała) znajomego Japończyka - bardzo ważną osoba dla całej jego rodziny- który odbył się w ostatni weekend. Kotka została pochowana w Ogrodzie Dusz, tam gdzie poprzednio spoczął piesek Maruo.

Obrazek

Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro wrz 29, 2010 17:18 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Choroba jednego kota to katastrofa, ale choroba kilku kotów to już totalna katastrofa...
Misiu wydobrzał i siusia, ale lekarka kazała mu dawać mokre. A jedyne mokre to, które Misiu chciał jeść to Whiskas Junior (kurczak w galaretce). wszystkie koty też to chciały. Dostały. No i za rzadkie kupy. Nagotowałam im kurczaka i jeszcze dodałam rosołku. Totalna biegunka. Chyba wywary z mięsa są szkodliwe nie tylko dla ludzi...
Dostały po odrobinie surowej wołowiny; nie przemrożonej z powodu braku przemrażarki, ale przynajmniej sprzedawca przysięgał, że ma osobne noże do wołowiny i do wieprzowiny. Wszystkim się polepszyło!
Nawet Królewna zrobiła ładną kupkę (odstawiłam jej Mixol i już nie ma wzdętego brzuszka. Zamiast tego daje jej possać Convalescence raz dziennie.). Za wołowiną wprost szaleje. Ale dzisiaj nie było białej pieczeni...
Nawet Pimpuś( jedyne pręgowane dziecko Kiziz-Mizi(albo Belli), które znowu jest chore(jakiś katar nagle, a najpierw kolejny raz połamane fibrysy) i miało potworna biegunkę wczoraj (nawet z krwią- czyżby pp przyniesione na obuwiu?) zjadło ta wołowinę i biegunka ustała (ale dzisiaj juz nie chciał i zjadł saszetkę RC Sensitive...).
Jeżeli ktoś twierdzi, że zwierzęta, a szczególnie koty nie okazują sobie empatii to powinien zobaczyc wczoraj Okami (chyba brat albo kuzyn Kizi-Mizi) wylizywał wczoraj chorego Pimpusia! Zauważył ,ze jest z nim cos nie tak i pól godziny dokładnie go wylizywał. I Pimpusiowi chyba spadła gorączka po tym!

I przez to wszystko przez cztery dni nie byłam u Kizi-Mizi i Queen.
Dopiero dzisiaj przed południem. Widziałam tylko Queen. Czyżby nie było tam już żadnych kociąt? Czyżby z ostatniego miotu tylko Królewna ocalała?
Jednak nigdy nic nie wiadomo.
Dwa lata temu zaskoczyła mnie swoim objawieniem się po cięzkich mrozach 5 tygodniowa Queen i troje jej rodzeństwa. Teraz też może być podobnie...
A na terenie łowieckim widziałam tylko naturalnego ojca Murzyniątka. Spał sobie w oddali na świeżym powietrzu osłonięty od deszczu dachem, ale jednak mnie zauważył i przybiegł sobie podjeść.
Pada i pada...
A już w połowie października ma spaść śnieg i zima ma być tak samo ostra jak ta poprzednia.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro wrz 29, 2010 18:40 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Pimpuś (pręgusek Kizi-Mizi) przedwczoraj wymiotował kurczakiem i miał biegunkę z krwią. Wczoraj nic nie jadł tylko surowa biała pieczeń wołowa(skrobaną). Dzisiaj rano juz tylko mokre RC Sensistive Control. Kupiłam mu więc zapas. A potem już zupełnie nic nie chciał. W nosie mu charczalo, w płucach grało. O mało się nie złamalam i nie poleciałam do lekarza w ten deszcz i zimno; dostałby profilaktycznie antybiotyk pewnie. Aż tu nagle cudowne uzdrowienie pod wpływem knedli z wiśniami. Trochę zjadł i jeszcze by bardzo zdecydowanie chciał. Jak zobaczyłam Pimpusia usiłującego porwać knedla z talerza jestem juź dobrej myśli.
Odkąd mi się kiedyś zdarzyło,że źle zdiagnozowane i leczone (źle) koty nagle umarły, a jednocześnie ten nieleczony z powodu dzikości przeżył, nie tak od razu biegnę z kotem do lekarza...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro wrz 29, 2010 19:17 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Pimpuś próbował jeszcze wyłudzić od jednego z domowników krokieta z mięsem, ale ponieważ mu się to nie udało wszedł cały do tacki z chrupkami RC dla kociąt i z apetytem je pochłania.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro wrz 29, 2010 19:47 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

ossett pisze:Jako przerywnik zdjęcia z pogrzebu 20 letniej kotki Pi-chan(nigdy nie chorowała) znajomego Japończyka - bardzo ważną osoba dla całej jego rodziny- który odbył się w ostatni weekend. Kotka została pochowana w Ogrodzie Dusz, tam gdzie poprzednio spoczął piesek Maruo.

Obrazek

Obrazek


:cry: :cry: :cry: piękne zdjęcie.... tak sobie spokojnie śpi koteńka ['] ale się wzruszyłam :cry:
To straszne przeżycie żegnać swoje ukochane zwierzę :cry:

Agness78

 
Posty: 9093
Od: Śro cze 25, 2008 13:07
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Magda_lena, natka123 i 105 gości