Właśnie znalazła kociątko. Lazło sobie środkiem drogi nie wiadomo dokąd.
Ma toto około 2 tygodni, jest biało-bure, płci nieokreślonej.
Żwawe i bardzo akustyczne. Pewnie głodne, dlatego tak się drze.
No i teraz zaczyna się rozpacz - Neigh nie ma nic dla tego kociaka poza termoforem. Z kupieniem kociego mleka może być problem, bo mieszka na wsi, ale zaraz leci na rekonesans.
Kolejny problem z karmieniem - Neigh pracuje, po 8-9 godzin nie ma Jej w domu. A wiadomo, że maluch musi jeść częściej, inaczej nie uda się go utrzymać przy życiu.
Czy ktoś w Warszawie lub okolicach ma może karmiącą kotkę, której można by podłożyć malucha?
Ewentualnie czy ktoś mógłby przejąć malca na wykarmienie?
HELP!!!
