Wróciłam w piątek z Niemiec - koty żyją

Ciocia Szylkrecia dała radę
Jaskół przez te 4 dni nie dostawał polcortonu, bo nawet nie prosiłam cioci o podawanie tabletek. Byłoby to mega trudne biorąc pod uwagę, że musiała się codziennie sporo nalatać, żeby wogóle go zobaczyć i stwierdzić, że kot żyje

Teraz jedziemy z tabletkami dalej. Najpierw wycałowuję i rozmruczam Jaskoła, a potem szast-prast i tabletka ląduje w gardziołku. Kocio patrzy na mnie z wyrzutem, ale grzecznie łyka tabletke. Później galopkiem leci do miski i zagryza

Uszka w środku nawet-nawet. Dziś zużyłam o połowę mniej patyczkow niż myślałam. Kontynuuję zakraplanie dwoma środkami na zmianę. Nie widzę żadnych nowych wydrapań. Paskudne ranisko na szyjce dobrze się goi. Nosek ma jeszcze nie teges. Co drugi dzień idzie fungiderm.
Szylkrecia mówiła, że Jaskół wogóle się nie ujawniał. Taki kot-widmo. Jak przyjechalismy z Marcinem to zaczął wyłazić. Potrafi nawet wpakować się na łóżko i przymilać się do Marcina - paskudny zdrajca
Samuś wybrał wszystkie tabletki przed moim wyjazdem i jest ok. Cały czas go jednak obserwuję. Samuś kocha wbijać mi pazury w udo i się wyciągać

Kocha też przysmaki, które przywieźliśmy jako gościniec dla kotów

No i mnie kocha.
Tylko te paskudztwa na uszkach

Maść nam się kończy. W sumie nie wiemy co to jest. Masakra.
Inka lekki syfek w uszkach, ale czyścimy i zakraplamy dzielnie. We wtorek ostatni felisvacMc, później doleczenie uszek i szczepienia i nowy domek. Oby jak najszybciej. Inusia dostała od tymczasowego dużego tunel dla kotów - uwielbia go

Tzn. tunel uwielbia, bo dużego ino lubi
Szylkrecia mnie nastraszyła, że mała zdziczała i wogóle. Na szczęście wszystko ok. Przez pierwszą dobę Inulka była jakaś taka dzikawa i wypłoszona, teraz już wrócila do normy - jest upierdliwa i namolna
Aaaaa, odkryłam też na udku Inusi dziurę

W piątek odkryłam jak ją wycałowywałam. Wymacałam jakiegoś
cusia i tak jakoś się oderwał. Myślałam, że mała po prostu się czymś ulepiła. Skapowałam, że to chyba był strupek i polecialam po octenisept i wacik. Zabieram się do przemywania, a tam dziura

taki jakby kraterek z dziurką głęboką na ok 3 mm w środku

Od razu pojechaliśmy do weta i dostaliśmy jakiś żel. Pan Wet powiedzial, że to przetoka. Mówił, że tak moze być po zastrzyku. Tylko że ona ostatnio nie dostawała zastrzyków, a ranka wyglada na świeżą. Nic to, ważne, że się zasklepiło i się goi.
Żeby było śmieszniej i zabawniej moje niesamowite tico tornado jakiś czas temu odmówiło współpracy i nadal nie mam czasu go naprawić. Jestem udupiona z tym brakiem samochodu. Musze się zebrać i go naprawic, bo muszę wziąć przynajmniej 2 koty i porządnie je przebadać w vetlabie, żebym w końcu mogła podjąć jakieś konkretne leczenie tych nieszczęsnych kocich uszu u wszystkich 6 kotów
No i w życiu prywatnym mi się konkretnie po..bało, ale to tak na marginesie.