
Co z tego, że nie ma kasy..

Co z tego, że brakuje domów tymczasowych dla puchatych nieszczęść..

Puchate nieszczęścia o tym nie wiedzą.. i ciągle znajduje się takie, któremu nie da się pomóc.. nie ma jak, nie ma za co.. a jednak pomóc koniecznie trzeba..

Dzisiaj rano dostałam wiadomość na fb, że ktoś chce oddać dziesięcioletniego persa na Paluch..

Podobno chory, podobno śmierdzi, podobno krew i ropa leci z nosa..
podobno kot nie je..
podobno czasami tylko trochę pije..
do weta nie pójdą, bo kasa.. nie uśpią, bo szkoda..
Ale na Paluch to nie szkoda oddać..

Jak możecie się domyśleć, szlag mnie trafił najjaśniejszy od razu..


Okazało się, że kocio jest dość blisko ode mnie, zaoferowałam pomoc w zawiezieniu do weta, żeby stwierdzić co kotu jest i czy w ogóle ma szanse na przeżycie.. Zabrałam transporterek i pojechałam..
Okazało się, że w domu jest jeszcze amstaff, na tyle nieprzyjazny, że nie wpuszczono mnie do środka i kota załadowano przez okno do transporterka..
Zamknęłam, postawiłam obok siebie i zaczęłam rozmawiać o kocie..
Dowiedziałam się, że kot stary, śmierdzi, chyba chory.. rok temu zabrano go z jakiejś meliny, został wykastrowany i usunięto mu część zębów..
Ale w domu jest pies, małe dziecko, kot chory i stary i nikt go nie zechce i najlepiej oddać go do schronu jak najszybciej..
Jak widać nie było z kim rozmawiać, powiedziałam krótko co o tym myślę, odwróciłam się na pięcie i pojechałam do lecznicy..
A to rezultaty wizyty u weta:
Kot ma stan zapalny w pyszczku, reszta zębów do usunięcia, po za tym ogólna kondycja całkiem niezła..
Na wszelki wypadek dostał kroplówkę i antybiotyk i ranigast, jeśli niejedzenie okazałoby się długotrwałe.. została też pobrana krew do badania.. Po obmacaniu pęcherz i nerki w porządku, kota nie boli przy badaniu.. uszy czyste, oczy jak to u plaskatych.. gruczoły okołoodbytowe wyczyszczono..
Jeśli jutro okaże się, że nerki są w porządku, na cito będzie miał zabieg usuwania reszty zębów..
Po wyjściu z lecznicy zostałam z kotem w transporterku.. i jedyne co mogłam zrobić, to zabrać go do siebie..
inaczej już by jechał na Paluch..

W domu zjadł saszetkę royala, umył się, pozwiedział trochę i właśnie układa się do spania..
Dowiedziałam się jeszcze, że ma na imię Zygmunt.. pięknie reaguje na swoje imię.. i w ogóle jest bardzo łagodny i miziasty..
A tak wygląda:


Szukam dla niego DT.. właściwie to na już..
I kasy na leczenie..
