
Interesuje ją głównie micha, a w ostateczności micha. Jak już się przekona, że z michy nici, to ewentualnie mogą być kolana


Po zabiegu przestało jej śmierdzieć z pyska (co było do przewidzenia), ale również przestała się tak ślinić (co było bardzo mało prawdopodobne), ufff


Aha, łysiny na uszach sobie wydrapała z nerwów, bo już wszystko ładnie porasta - w ostatniej chwili ją wywiozłam do mamy.
Mama się waha


Bo na razie to jest tak:
Ja: to wpadnę w weekend z aparatem, foty porobię.
Mama: po co?
J: do ogłoszeń
M: Jakich ogłoszeń?! No już daj jej spokój, mało jej było?
J: To co? Zostaje u Ciebie? Mogę jej nie szukać domu?
M: No nieeee, jakby się ktoś chętny znalazł, to by było dooobrze....

J: A jak ma się znaleźć bez ogłoszeń?




M: To ja się jeszcze zastanowię...

J: Luzik, myśl, myśl, tylko nie za długo, bo z dnia na dzień i tak nie znajdę, a kota się przyzwyczaja...
M: A jak będę chciała gdzieś wyjechać, to się nią zajmiesz?
J: Noooo, skoro zajmuję się kotami koleżanek, jak wyjeżdżają, to nią raczej też się zajmę


M: No to ja jeszcze pomyślę...






*****
I po tym, jak ją zabrałam w niedzielę wieczorem na zabieg i odwiozłam w poniedziałek wieczorem:
M: Jakoś tak tu pusto bez kota było......




Wszystko jest na dobrej drodze, ale jak znam moją mamę, to jednak ją muszę przycisnąć co do ostatecznej decyzji, bo nie chcę za pół roku usłyszeć, że "przecież jej miałam domu szukać"
