
Od czasu ostatniego posta zdążyłyśmy już wrócić do Łodzi i z powrotem z niej wyjechać. Powrót wyglądał cokolwiek stresująco, bo niedobra duża uznała, że skoro w Pudle Transportowym zostały zrobione większe otwory, to kot już się nie udusi i może jechać zamknięty. Niestety - przez kawałek drogi było nieźle, ale potem zaczęło się miauczenie, robienie fikołków, potem zwrot ze stresu... No i potem nie było wyjścia, kot już musiał jechać w otwartym pudle - i wtedy już było spokojnie, kot leżący, łapki podwinięte... Wniosek - kot może jeździć, ale musi jeździć WOLNY

Po powrocie Lizka od razu poznała swoje kąty, pojadła... Kot z powrotem zamieszkał.
Potem duża niestety sporo biegała przez kilka dni, po tych paru dniach zniknęła kotu na 24 godziny... Kotu się nie podobało ...
A potem wyszło, że moim Rodzicom nie przyszedł umówiony od pół roku malarz, i trzeba się było samemu wziąć i pomalować przynajmniej kuchnię. No to duża stwierdziła że jedzie i kotę zabiera ze sobą, skoro samotne pozostawanie kotu tak nie leży, a duża jedzie na "raczej dłużej"...
Akurat przyjechali do mnie Rodzice. Najpierw załatwialiśmy poza domem różne sprawy, a potem przyszliśmy i Mama pomogła mi zapakować kota. Oni pojechali wcześniej, my osobno - kot w otwartym pudle, przywiązany smyczką do siedzenia. No i - spokojnie. To znaczy był lekki koncert na fragmencie trasy którym dotąd jeszcze nie jechałyśmy (kota GDZIEŚ wiozą i kot nie wie dokąd). Wyjechałyśmy na "normalną" drogę - już spokój. Duża troszkę podgłaskuje, kot sobie leży, łapka wyciągnięta... Poszorowała się trochę nawet... Obawiałam się że będzie się bała - deszczu, pracujących wycieraczek, świateł bo jechałyśmy wieczorem... Nic. No, parę razy miauknęła jak jej się przypomniało, ale tak bardziej dla porządku. A światełka domów za oknem jakie były ciekawe...

Zaparkowałyśmy na podwórku - mrrr, mrrr, mrrr. Wniosłam pudło z kotem do "naszego" pokoju - ogonek do góry, mrrr, mrrrr, już bez zwiedzania terenu. Kot tutaj jest na swoim miejscu

I ciekawe reakcje Myszki: po opuszczeniu pokoju przez Lizkę zupełnie się tym pokojem nie zainteresowała. Jak Mama zaczęła "ubierać" odpowiednio pokój na nasz przyjazd, to weszła, obejrzała trochę... Pudło z Lizką wnosiłam w jej obecności - Mysiowi Duzi wrócili tuż przede mną, trzeba było nakarmić kota - spokój. I co ciekawe - Mamie wydawało się, że się nawet ucieszyła, bo ogonek do góry... Pudło półprzezroczyste - na pewno wiedziała co w nim jest. Może to była reakcja na mnie. A może dlatego, że kot z TAMTEGO pokoju wrócił, a nie ZNOWU zniknął?
Bo w TAMTYM pokoju - niegdyś przez Mysię bardzo lubianym - leżała nasza Czarnulka w ostatnich swoich tygodniach. I potem po powrocie od weta zanim ją pochowaliśmy. Od tamtej pory Myszka omija TEN pokój....................
A tak w ogóle - Obcy Kot w pokoju Może BYĆ. Ale niech się Gospodyni nie pokazuje, bo będzie duuuuży sssssyyyyyyyyyykkkkkkk......

No więc jak Myszka idzie sobie pospać do kociego pokoju w piwnicy, to Lizka wychodzi pozwiedzać dom


Tylko szkoda że toto ciągle ma zapędy do gryzienia reklamówek, bo duża nie może koty bez nadzoru w takim miejscu zostawić....
A swoją drogą - kot jest nerwus. Już wiem że nie powinnam się spieszyć przy kocie (nawet umiarkowanie spieszyć, np. rano do pracy). Będą łapo- i zęboczyny jeśli się kota pogłaszcze, chociaż kot się aktualnie przymila mrucząc....
I już wiem że nasza Pani Dr miała rację, że kocie drapanie się i bieganie, to raczej nie muszki czy pchły, tylko nerwy. Tak bywa jak dużej nie było dłużej w domu. Tak było jak się duża zbierała dość prędko rzeczy przed naszym obecnym wyjazdem (Mama miała okazję poobserwować kota kiedy ja nas pakowałam). Coś się dzieje. Kot jest zdenerwowany. Kot się drapie, drapie, drapie, i biega...

I kot jest żarłoczek, czego efekty na zdjęciach widać. Ograniczyć żarełko - kot głodny - nerwy - pacanie i siędrapanie...

No i z innych wieści... Prawdopodobnie w środę Lizunia będzie miała odwiedziny zainteresowanego nią Pana. Nie najmłodszego. Sensownego. I na razie myślę, że: jeśli zareaguje na Pana tak jak np. na mojego brata, tzn. w pełni zaakceptuje od pierwszego wejrzenia - spróbujemy adopcji. Jeśli nie - chyba nie ma to z tym kotem sensu, i........