Słuchajcie, padam
Wpadłam do domu po robocie
(w końcu nie odważyłam się prosić o wyjście chociaż z pół godziny wcześniej, szefowa była dzisiaj jeszcze bardziej wściekła niż wczoraj
), wyczyściłam kuwety, dałam Lilichowi jego krople, wpakowałam Totkę do transportera, po czym złapałam tenże i zbiegłam na dół do taksówki. Jechaliśmy do tego Marysina godzinę i 15 minut, zdążyłam dosłownie na punkt osiemnastą. Wizyta - ponad 45 minut. Dotarłyśmy do domu około 19.30. Trącam nosem o klawiaturę
Więcej dotyczących Totuni wieści z dnia dzisiejszego - tutaj
viewtopic.php?f=1&t=116025&start=180Chciałabym napisać jeszcze tylko o Panu Taksówkarzu. Bo warto. Pan, kiedy zobaczył, kogo niosę w transporterku, od razu wykrzyknął z entuzjazmem:
Mam taką samą! No i zaczęła się rozmowa... O tej jego burasce, która została jako dziecko cudem uratowana po śmierci swojej kociej mamy pod kołami

, o jego poprzedniej, ukochanej przez całą rodzinę koteczce, którą w wieku 12 lat zabrała mocznica

, o kocicy jego córki - rodowodowej, całej czarnej, arcysprytnej miaukunce... No i o Draniach oczywiście

Pan opowiadał o wszystkich tych swoich kotach bardzo mądrze i ciekawie, a przy tym z przeogromną empatią. Normalnie aż mi się na sercu zrobiło cieplej. Zapytał mnie, czy jestem jakąś wolontariuszką i tak zaczęła się dyskusja o pomaganiu bezdomnym kotom i nie tylko kotom. Pan zaproponował mi, że poczeka pod lecznicą i zabierze nas z powrotem na Ursynów - bezpłatnie, bo i tak sam tu mieszka. I czekał. Ponad 45 minut. Z własnej nieprzymuszonej woli. Kiedy po wyjściu z lecznicy przeprosiłam go, że tak długo to trwało - odpowiedział, że nie szkodzi, że przecież nic się nie stało. Normalnie mnie zamurowało.
W drodze powrotnej rozmawialiśmy też o innych żywych stworach, m.in. np. o tym, jak nieprawdopodobnie mądra potrafi być zwykła 'byle' ropucha
Przywiózł nas pod sam dom. Nie chciał żadnej zapłaty, ale udało mi się wcisnąć mu chociaż dychę 'na coś pysznego dla kota'

.
Wspaniały, mądry i dobry człowiek. Przypadkowe poznanie takiego kogoś naprawdę przywraca wiarę w ludzi
A poza tym jeszcze jedna dobra wieść. Mam mam mam mam. Wreszcie własnego. Po raz pierwszy w życiu na płycie, ponieważ dotąd miewałam najwyżej na 'muzealnych', przegrywanych z cudzych płyt kasetach magnetofonowych... "Sierżanta Pieprza" własnego oto mam. Pocztą dziś do mnie przyszedł

Niezorientowanym pragnę wyjaśnić, że jest to jedyny album Beatlesów, który lubię (a nawet ubóstwiam) w całości. Bo ja Beatlesów generalnie w 3/4 w ogóle średnio lubię, tylko jednego koffam
(zagadka dla czytelników z krótszym stażem: którego
?). Ale "Sierżant" jest cały zakręcony. Kolorowa gęsta psychodelia, dzięki której jestem w stanie przetrawić nawet ciotowaty głos Paula

- a kiedy dodać do tego jeszcze mimowolnie przesuwające się pod zamkniętymi powiekami, iskrzące nasyconymi kolorami teledyski...
Poszukam dla Was kilku. Tylko nie wiem, czy uda mi się znaleźć z oryginalnymi klipami.
Dobranoc
Moja ulubiona. Klipu ni ma,
nie wiem, czy w ogóle istniał
http://www.youtube.com/watch?v=jBDF04fQKtQ"A Day in the Life"
http://www.youtube.com/watch?v=di7fKh3Vbj8"Lucy in the Sky..."
http://www.youtube.com/watch?v=A7F2X3rSSCU"Strawberry Fields Forever"
(wiem, wydana ostatecznie tylko na singlu - ale powstała też podczas sesji do "Sierżanta")
http://www.youtube.com/watch?v=8A4r2RU1u3g"Sgt. Pepper`s Lonely Hearts Club Band"
http://www.youtube.com/watch?v=JOO8-Jp- ... re=relatedNa dobranoc jeszcze jedna zagadka, z dedykacją dla bubora

:
zgadnijcie, kto od dobrej godziny albo i dłużej kręci mi się naokoło nóg i ociera o nie mięciusim footerkiem

?