witam, mam na imię Ola i jestem bardzo ciekawa, czy autorka tego tamatu dzwoniła do mnie wczoraj i czy ma na imię Ela?
Jeśli tak, to dobrze, bo jest tylko jeden kot na osiedlu Chełm potrzebujący pomocy. Jeśli nie, to gorzej, bo biedaki są dwa.
Opiekuję się bezdomnymi kotami od jakiegoś czasu. Szczególnie jednym, o imieniu Herbatnik. Kot ten pojawił się nagle w okolicach parku, między stocznią a Aleją, w okolicach rury ciepłowniczej. Był kotem ewidentnie domowym, łasił się i spoglądał mi prosto w oczy. Nie mogłam go wziąć, bo niedawno z trudem, siłą zmusiłam małża do przygarnięcia innego chorego podruraka, jako drugiego kota w domu i złożyłam uroczystą przysięgę, że na tym koniec

.
Herbatnik był w stanie tragicznym, oczy zaklejone, nos także, a do tego łysa szyja. Oddychał bardzo ciężko, rzęził. Karmiłam go regularnie, ale nie było żadnej poprawy.
Zdesperowana wsadziłam go w kontener i zawiozłam do weta. Okazało się, że ma zapalenie płuc, nie licząć świerzbu, pcheł, wszy i robaków. Nikt ze znajomych ani rodziny go nie chciał wziąć, więc...wrócił pod rurę. Udało mi się podać mu całą dawkę antybiotyku. Potem dostał preparat na świerzb i inne żyjątka.
Potem znów się pogorszyło, ale nie dał się włożyć do kontenera, więc sama po konsultacjach z lekarzem dałam mu antybiotyk.
Herbatnik nie jest zdrowy, cały czas ma lekki katar, oczy też nie są najlepsze. Ale jak je regularnie przemywam i zakrapiam, to jest dużo lepiej. Sierść ma błyszczącą i czarną, a był wyrudziały. Łysiny dawno zarosły, no i przejął rządy pod rurą.
W końcu udało mi się, oczywiście z pomocą z dziewczyn z forum, znaleźć stały dom, do którego wprowadzi się w przyszłym tygodniu

.
Tak się rozpisałam, żeby pokazać, że warto nawet bezdomniaka zabrać do weta i dać mu szanse. Nie zawsze stan jest tak ciężki, że musi zostać w szpitaliku. A jeśli jest możliwość przetrzymania go w domu (np. w łazience) przez czas kuracji, to dla biedaka i tak dużo.