Zaliczyły wpinaczki po płocie, sprint po kuchni węglowej (skończyło się na przypalonej sierści na łapkach), o gonitwach po pokoju nie wspomnę. Babcia już nie chce słyszeć o kolejnych kociakach - te za bardzo brykają, no cóż... W każdym razie Szelti ma zostać na stałe. I myślę, że będzie szczęsliwa tutaj. Za miesiąc sterylka i powrót do Domu. Nie wiem, jak przeżyją rozstanie ze sobą. Niby większe, 3 miesiące, a jeszcze Szelti miewa napady ciumkania. Wyładniała, sierść gładsza, proporcje młodej kotki, już nie kociakowe, ładna jest.
Lepcia przy niej to kurczaczek.
Dzidziaki póki co wariują, hartują się (Lepcia mniej, to taki sam zmarzluch jak ja), polują na liście. I piją mleko. Kupowane ale prosto od krowy. I nie mają po nim biegunek. Tak, tym kociakom mleko służy.


