Pani Ania Jobczyk z Fundacji Azyl pisze:
"w poniedzialek, 07.06.2010 zglosila sie do naszej fundacji p. Elzbieta,
bibliotekarka z Krakowa ( biblioteka wojewodzka 12 3752200 telefony w
poszukiwaniu psow wykonuje ta pani glownie z pracy) , zglaszajac chec
adoptowania jednego z naszych psow: starszej suni Ninki.
Pani opowiedziala wzruszajaca historie o 11-letniej suczce Loli, ktora
jakoby adoptowala ze schroniska w Pabianicach ( miasto sasiadujace z
Lodzia). Powiedziala, ze Lola po 2,5 roku zeszla i chcialaby wziac
kolejnego starszego pieska, aby dac mu dom, zeby nie musial umierac w
schroniskowym boksie. Rozmowa byla tak przekonujaca, pani opowiadala,
jak to zaraz zamowi welurkowa budke dla Ninki, jak to Ninka bedzie z
mamusia lezala na lozeczku, ze wydawalo mi sie to miejsce najlepszym na
swiecie domem dla tej starszej suczki i wlasciwie myslalam, ze to jakis
cud, ze ta niespecjalnie wyrozniajaca sie uroda Nina ma wlasnie tyle
szczescia.
We wtorek udalam sie z Ninka do lecznicy zrobcic badania, pani doktor w
trakcie badania nie zaobserwowala nic niepokojacego, piesek byl aktywny,
zdrowy, wesoly. Nastepnego dnia ponownie pojechalam do lecznicy, piesek
zostal tam wykapan, ponownie zbadany i pani doktor wydala mi wyniki
badan krwi twierdzac, ze "sama chcialaby miec takie wyniki". Piesek
zostal zaszczepiony przeciw wsciekliznie i pojechal prosto z lecznicy na
dworzec, gdzie czekal wolontariusz majacy go zawiezc do Krakowa. Nic nie
wskazywaloby na to, ze pies w najmniejszym stopniu zle sie czuje: sunia
byla wesola, aktywna, biegala, poszczekiwala, trzeba ja nawet bylo
wyprowadzic z budynku dworca, zeby nie halasowala. Wolontariusz wiozacy
ja do Krakowa tez nie zauwazyl absolutnie niczego niepokojacego poza
tym, ze na poczatku podrozy pies popiskiwal ale byl to wyraznie objaw
zaniepokojenia nowa sytuacja, w ktorej sie znalazl. Z dwora suczke
odebrala nowa wlascicielka.
Ok. godziny 21:00-21:30 zadzwonilam do nowego domu z zapytaniem, czy
wszystko ok i otrzymalam zapewnienie, ze jak najbardziej: "sunia lezy z
mama na lozku a nastepnie przesiada sie na fotel, na kolana nowej
wlascicielki". Bylam zupelnie spokojna az do soboty rano, kiedy
zadzwonilam ponownie i dowiedzialam sie, ze "Nina nie zyje, bo miala
ciezka niewydolnosc nerek i pani musiala ja uspic". Nie jest mozliwe,
aby stan tak nagle z zupelnie normalnego przeszedl w taki, w ktorym
jedyna reakcja moze byc eutanazja.
Tym bardziej, ze w czwartek, kilkanascie godzin przed eutanazja, sunia
byla w lecznicy ("Nasze Zwierzaki", ul. Na Barciach 12, tel. 12 4173824)
i zgodnie z informacja nie bylo mowy o eutanazji, nie byly podawane
zadne leki ogolne a jedynie miejscowo antybiotyk do malej ranki na nodze.
Pani doktor zasugerowala wprawdzie, ze moga byc problemy z nerkami, co
moim zdaniem wynika z roznych jednostek stosowanych przy badaniu
mocznika ( w Lodzi najczesciej sa to jednostki tradycyjne mg/dl i norma
jest 20-45, natomiast w Krakowie najwyrazniej stosuje sie jednostki
uklad SI w mmol/l i wtedy norma mocznika jest 3,32 - 7,47.
Podejrzewam, ze pani doktor w pierwszej chwili zasugerowala sie jedynie
liczba, natomiast wiem, ze absolutnie NIE BYLO MOWY O EUTANAZJI.
Zasugerowala jedynie, ze byc moze bedzie konieczna karma nerkowa ale
dopiero po powtorzeniu badan krwi, na ktore ta pani byla umowiona na
nastepny dzien rano. Uwazam, ze pani doktor zachowala sie najzupelniej
wlasciwie: cos ja zaniepokoilo i zalecila powtorzenie badan. Gdyby ta
baba przyszla na te badania okazaloby sie, ze pies jest zupelnie zdrowy.
jednak moim zdaniem jej zupelnie nie chodzilo o to, czy pies jest
zdrowy, czy chory a jedynie chciala sie go jak najszybciej pozbyc.
Prawdopodobnie dlatego, ze nasza Ninka nalezala do psich placzkow: jak
chciala na rece poplakiwala, jak chciala do lozka popolakiwala, jak
jechala pociagiem to tez poplakiwala, bo ja cos niepokoilo. I u tej baby
prawdopodobnie tez poplakiwala bo tesknila! To to baba zrobila z nia
porzadek! Choc ja jej mowilam, ze Ninka ma wlasnie taki sposob
komunikowania sie ze swiatem.
Pytalam pania doktor, ktora badala ja w czwartek, czy Ninka wykazywala
jakiekolwiek objawy bolowe i pani doktor kategorycznie zaprzeczyla.
Poplakiwala jedynie w protescie przed badaniem a juz np. w trakcie
samego badania i obmacywania nie. Czy lekarz slynacy z tego, ze pomaga
bezdomnym zwierzetom, majac w gabinecie tak ciezko chorego psa, jak
sugerowala ta pani nie podalby zadnych lekow a jedynie antybiotyk do
malutkiej ranki na nozce? Wedlug pani doktor ogolny stan zwierzecie
jeszcze w czwartek w trakcie wizyty w lecznicy byl zupelnie normalny.
Natomiast zwierze zostalo uspione w piatek ok. 7 rano w stanie podobno
tragicznym. Nie wierze w ani jedno slowo tej baby. Te jej opowiesci o
psach tez sie nie trzymaja kupy. Kazdemu mowi co innego: nie mozna sie
polapac, ktorego psa skad wziela i ktory z jakiej przyczyny umarl.
Wracajac do historii Ninki:
Nowa wlascicielka miala sie zglosic rano na badania krwi. Poniewaz nie
dotarla p. dr. Malgosia ok. godz. 13:00 zadzwonila zapytac, co sie stalo
i otrzymala informacje, ze "pieska wziela kolezanka tej pani i to ona
bedzie go dalej leczyc". Okazalo sie jednak, ze pies juz kilka godzin
wczesniej (ok. 7:00) byl uspiony w lecznicy na ul. Brodowicza 13 przez
technika weterynarii (a wiec osobe nie posiadajaca do tego uprawnien)
pana Bogdanowicza. Jak wynikalo z mojej rozmowy z p. Bogdanowiczem nie
widzial on zadnego skierowania do eutanazji, nie widzial tez zadnych
badan krwi. Od wlascicielki otrzymal jedynie ustna informacje, ze "pies
ma niewydolnosc nerek i mial robione badania krwi". Jest to ewidentnie
eutanazja na zyczenie wlasciciela wykonana przez osobe nie majaca do
tego uprawnieni i ktora nie powinna miec w ogole dostepu do lekow
stosowanych przy eutanazji. Oprocz tego przed eutanazja wlasciciel
powinien podpisac zgode na dokonanie takiej eutanazji i podpisac
oswiadczenie, ze w ciagu ostatnich 15 dni pies nikogo nie pokasal. Pani
Elzbieta o ile wiem nie podpisala takiego dokumentu, nie mowiac juz o
tym, ze psa miala od poltorej doby, nie mogla miec wiec pojecia, czy
pies faktycznie nikogo nie pokasal.
Z naszych informacji wynika, ze jest to lecznica, w ktorej norma jest
dokonywanie nieuzasadnionych eutanazji., czesto nawet wbrew woli
wlasciciela, jak to bylo w przypadku, o ktorym mowila p. z TOZ w
Krakowie, ktorej bez jej wiedzy uspiono kota, ktorego przyniosla do
leczenia, tylko dlatego, ze byl bezdomny. Na Dogomanii az roi sie od
przykladow tego typu.
Z informacji, ktore do nas naplywaja wynika, ze Ninka jest ktoryms z
kolei psem, ktory u tej pani w dziwnych okolicznosciach, w bardzo
krotkim czasie stracil zycie. Byl tam na pewno pies z krakowskiego
schroniska, pies z progaramu Kundel bury i kocury, pies przygarniety
przez nia z ulicy, pies wydany jej przez wolontariuszke, pies ze
schroniska w Pabianicach i nasza Ninka. A wszystko w okresie od
listopada 2005 a wiec niespelna 4,5 roku. ja naliczylam 7 psow, choc
ciezko jest to zrobic, bo nic sie w tych historiach nie zgadza.
Dlatego bardzo prosze o kontakt z nami wszystkie osoby, ktore wiedza cos
o oddanych tam psach i dokladne informacje: kiedy pies byl oddany, przez
kogo, jak wygladal, w jakim byl wieku i co sie z nim stalo, jesli jest
taka informacja. Jesli tego nie uporzadkujemy nigdy nie dojdziemy do
tego, co sie z tymi psami stalo.
Na potwierdzenie tego, ze Ninka byla zdrowa dysponuje wynikami badan
wykonanymi w laboratorium szpiatla Bieganskiego w Lodzi, jak rowniez
wystawiona przez lekarza weterynarii z leczniy w Lodzi opinia na temat
jej stanu zdrowia."
kontakt z Fundacją Azyl:
fundacja.azyl@interia.plannajobczyk@wp.pl