Dużo by pisać, skomplikowane, pewnie się pogubię.
Awantura o kociaki z Radogoszcza - urodzone na balkonie, pan zadzwoni ł do mnie, nalegałam na uśpienie, dałam telefon do karmicielek, by pomogły złapać kotkę. Panie namawiały pana na opiekę nad kocią rodzinka, na mnie najechały o okrucieństwo, ja z kolei wykrzyczałam im o zamarzających kociakach na Piotrkowskiej, o trzech chorych malcach na podwórku syna jednej z karmicielek, o których słyszę od tygodnia co najmniej. W ezultacje jedna z pań zadeklarowała tymczas dla trzech starszych malców, druga obiecała polapać i wyadoptować te od syna…
Trzy starsze z Piotrkowskiej 46 już w dt na Radogoszczu, u Lucynki:

jeden chory od syna złapany - zdjęcia będą
Z panem rozmawiałam w sobotę, już nie chciał ratować kociaków, nie mógł zostawić kotce pudła na balkonie, Ne mógł / nie chciał zrobić nic, żądał zabrania kotów, psiocząc na fundacje, które nic nie robią.. Odmówiłam, bo i gdzie, Wiem, że pudło z kotami z balkonu zniknęło i mogę tylko mieć nadzieję, że malce uśpij, a matkę wysterylizował, a nie gdzieś wyrzucił. Panie z Radogoszcza mają oczy i uszy otwarte.
Montes zaproponowała tymczas dla kociaczka, jednego, na tyle pozwalają jej obecnie warunki – pojechałam na Wólczańską, na podwórku wysterylizowana już jednooczka, jej kulawy od miesiąca czarny brak, dwa krówki podrostki, maleństwo biało-niebieskie, wszystkie ciekawe i głodne. Nastawiałam klatkę z nadzieją na obfity połów, prawie natychmiast weszło maleństwo, chciałam wrócić do samochodu po kontenerek, przepakować i kontynuować, ale z budynku wyskoczyło dwóch panów, nakazując mi zostawienie kotów w spokoju – o dziwo, panowie, którzy poprzednio życzliwie i ze zrozumieniem mi pomagali – porwałam klatkę, sprułam do samochodu, przjemnie nie bylo, panowe zdecydownie agresywni....
Mała biało-nebieska Wiwerna już jest u Montes, jej rodzeństwo złapane wcześniej - Wampirella i Dragon (imię zawdzięcza siostrzyczkom, nie charakterowi) - u Olek73.

Chyba dla wyrównania nastroju lewo wsiadłam do samochodu, odebrałam telefon od Gosi z FB – dzięki Zofia&Sasza oraz mpogorzelski trafił tam apel o ratunek dla malców z Piotrkowskiej – Gosia kazała ulokować maluszki z mamą w lecznicy, FB pokryje koszty.
Miałam zamiar zabrać je rano, był sobotni wieczór, lecznica zamknięta, Ale pojechałam na Piotrkowską na polowanko, popatrzyłam na koszyk znów stojący na dworze, zawinięty tylko w folię… Zabrałam, przenocowały w kuchni w klatce, rano w niedzielę trafiły do lecznicy.
Kociaki są chyba z dwóch miotów, większy waży 470g, dwa mniejsze 240 i 260, koteczka bardzo delikatna i miła.

Na Piotrkowskiej złapał się tylko ów domowy kocur odwiedzający kotki, a potem duszący kocięta. Zabrałam go oczywiście.

Niedziela rano – p.Łucja w piwnicznym okienku, z którego jakieś dwa miesiące temu zabrałyśmy czarną domową starą kotkę, zauważyła dwa spore kociaki. Róg Lutomierskiej i Bazarowej, ruchliwe ulice, piwnica typu loch lodowaty i mokry. Pojechałyśmy z klatkami – kociaki są trzy, pięciomiesięczne, oswojone. Złapał się piękny pingwinek i burasia z białymi dodatkami, trzecie bure z białym, śliczne i najbardziej nieśmiałe, zrezygnowało z wyjścia z okienka – publiczność oczywiście zgromadziła się licznie, „pomagała”, próbowała łapać kociaki rękami, rad udziela i komentarzy. Są leczone w Tesco, nie mam na nie pomysłu… a jeszcze to trzecie trzeba zabrać…..

I jeszcze - kolejny maleńki pingwinek w Makro – taki sam w tym samym miejscu co Don Gil, Lucky Luck i Lex…. I też nie wiem, co z nim zrobić…
I kociaki placzące na czyimś strychu, zabrane przez Vikus - matki, łagodnej kotki, nie udało się wystrylizawć,"dobrzy ludzie" gdzieś ją wywieźli, maluszki nie dały się złapać, pewnie mialy na tym strychu umrzeć bez matki..
