Bry.
No cóż. Po wizycie u weta wszystko ok. Jutro Morfeuszek znowu ma kontrolę, ale mam nadzieję, że tym razem będzie to zakończenie leczenia, bo już naprawdę wszystko jest ok. Ale pani chce jeszcze zobaczyć. No więc niech sobie zobaczy, a co tam. Chociaż Morfeusz strasznie się stresuje tymi podróżami, Powinien się już przyzwyczaić, nie?
A Joachimek... no cóż. Nasmrodził w gabinecie jak jakiś ostatni niechluj. On jak się zestresuje, to jak skunks puszcza taki smrodek spod ogona, że ciężko wytrzymać. Pani wet była pod wrażeniem wielkości kota, (nie mówiąc o smrodku). Myślała, że to ona ma największego domowego kociego futrzaka, ale jak zobaczyła Joachima to skapitulowała. Powiedziałam jej, że są większe kociska i Joachimek nie jest wcale taki duży, ale ona tylko pokiwała głową - nie wiem, co to niby miało znaczyć. Chyba widziała większe koty?
Niestety, coś się porobiło ze szczepionkami, niektórych już nie ma, są jakieś nowe i w tych nowych nie było na chlamydie. 13-go jedziemy więc na "doszczepienie" Joachima. Bo on musi być zaszczepiony na te dziadostwo, co by mi się od Morfeuszka nie zaraził.
NO i się zimno zrobiło, zmarzłam jak nie wiem co, wieje jak w Kieleckiem i w ogóle.
Byłam u fryzjera

Pozdrawiam wszystkich
