Taa, weekend kociary

- próbuję pracować, ale coś słabo mi idzie, sądząc ze stanu kocich zwłok sztuk 5, jest po prostu niskie ciśnienie.
W ciągu dnia, żeby mi się nie nudziło, Gołąbeczka siknęła na kołdrę, na sam środek i beztrosko leżała 30 cm obok

- załamałam się, bo w nocy siknęła na koc, akurat sechł. Klepnęłam dłonią okolice kociego ogona

, które u kota normalnego rozmiaru nazwalibyśmy doopą - nie bardzo zajarzyła o co chodzi

. Wstawiłam pranie, wściekła na siebie o to klepnięcie, i wyprzytulałam kota robiąc wykład pt: "jesteś niedobra Mri, nie wolno siusiać na pościel!". Kot całe popołudnie przespał przykładnie na suchej kołdrze, pod moją niespokojną obserwacją

. Jakieś 0,5h temu, kota wstała, poszła do przedpokoju i wracając karnie zameldowała przy biurku "Mri-i!" - faktycznie, sioo w kuwecie (nie zakopuje, wiec nie bardzo słychać). Uff, radośnie wyprzytulałam kota śpiewając psalm pt: "jesteś taką grzeczną Mri, zrobiłaś siusiu do kuwetki!". Któraś z moich niefortunnych metod wychowawczych zadziałała, ale nie wiem, która

.
Trawis śpi na stole, położyłam mu polarową szmatkę

. W ramach sportów ekstremalnych co jakiś czas go głaszczę albo drapię. Mruczy jak nakręcony. Udało mi się wyciąć mu 2 kołtuny z boku i 1 z łapy i przemyć, na razie pobieżnie, oczy. Mamy kolosalny kołtun na brzuchu, ale to jeeeeszcze potrwa

.