Ostanie dni, pod względem stresu, były dla mnie okropne.
W zeszły czwartek wylądowaliśmy z Krzyśkiem u weta z biegunką i wymiotami. Przeczucie mnie nie myliło. Diagnoza: powikłanie po niesteroidowych lekach przeciwzapalnych, czyt. po Metacamie, który dostawał po zabiegu. Uszkodzona śluzówka odbytu.
Dostał antybiotyk na to, wet proponował od razu kroplówkę, ale odmówiłam, sądząc, że skoro je i pije to nie będzie tak źle.
Niestety, poprawy nie było żadnej. Nie pomagała Smecta ani siemię lniane. Zero reakcji. Kris był wściekle głodny, a wszystko z niego wylatywało.
Wczoraj wylądowaliśmy u weta ponownie. Wet potwierdził poprzednią diagnozę, że to nie tolerancja NLPZ. Bardzo uszkodzona śluzówka odbytu ( stąd krew w kale ), niewielkie wzdęcie jelita cienkiego i zapalenie części jelita grubego. Mały dostał kroplówę z elektrolitów i dożylnie metronidazol. Od wczoraj już nie wymiotuje

, kupy jeszcze brzydkie, ale chyba już krwi jest w nich mniej.
Po powrocie do domu Kris się przeciągnął i rzucił do misek. Metronidazol muszę mu dać dożylnie jeszcze dziś i jutro.
Co do rany po zabiegu, to wszystko z nią ok. Otrzewna była już zrośnięta w zeszłym tygodniu. Tak krew, którą widziałam, to uszkodzenie skóry. W ten czwartek idziemy na kontrolę i ściągnięcie szwów.
Obyśmy wychodzili już na prostą.