Święte prawo własności kota Kinga - Prawdziwego Dachowca

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw sie 26, 2010 9:43 Re: Wrocław- moje piwniczęta z Trójkąta

Małe jest bardzo rozpieszczone przez mamę.
Je tylko jak mu się asystuje i głaszcze.
Jednak bardzo tęskni za prawdziwą mamą jeszcze.
Jak tylko usłyszy kota to zaraz mamę woła i denerwuje się.
Okami by ja świetnie częściowo zastąpił(to chyba jej brat), ale cóż -kwarantanna...
(mam taka teorię, że koty pamietają zawsze swoje matki i rozpoznają je po wyglądzie).
(Szkoda bo miał jakieś zajęcie , a tak to lata za siostrą Panterellą, kora go prowokuje bo akurat dostała rujkę.
Niby wykastrowany i najbardziej dzidziusiowaty ze wszystkich kocurów.)
Małe jest wrażliwe, jak się zestresuje to nie jej i nie pije. Wczoraj trochę z nim chodziłam po mieście, a potem sam długo siedziało i w rezultacie nic nie jadło i nie piło.
Ale dzisiaj juz co innego. Dużo piło, jadło.
Zrobiło piękną duża kupę z pięknymi glistami-juz nie grzebałam i nie szukałam tasiemca
(rodzeństwo miało i to i to).
Pchły wybite. Będę je czyścić.
Jedna niepokojąca sprawa-z dziurki na siusianie (to może być kociczka, ale nie jestem pewna...) wydobywa sie ropa. Muszę podejść do lekarza i zapytać czy tylowet starczy(a następny zastrzyk dopiero w sobotę).

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw sie 26, 2010 10:07 Re: Wrocław- moje piwniczęta z Trójkąta

Okami (co znaczy Wilczek bo mając 5-6 tygodni pogryzł lekarza-miał szczękę jak dziadek do orzechów) jako niania dzieci Kizi-Mizi:
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw sie 26, 2010 10:16 Re: Wrocław- moje piwniczęta z Trójkąta

Znowu kupa i ogromne glisty. Aż trudno uwierzyć ile ich może być w takim małym kotku. I wcale nie miał wzdętego brzuszka! Chyba te glisty zjadły tasiemca. Zaczynam wierzyć , że robaki mogą zabić nawet podrośnięte i nieźle wyglądające kociaki.
Dość dawno temu w sekcji wyszło, że dorodne (nieznane mi wcześniej) kociaki miały anemię z powodu zarobaczenia i od tego nagle umarły.
Ktoś z forum doradził mi wtedy odrobaczanie dzikich kotów metodą homeopatyczną.
No nie całkiem w to wierzę. Ale ostatnio wpadła mi w ręce książeczka (której jeszcze nie czytałam):

Homeopatia w leczeniu psów i kotów -Barbara Rakow,
)chyba z serii : leczenie przyjazne zwierzętom.
Ja kupiłam w spozywczym, ale można chyba zamówić w internecie.)

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw sie 26, 2010 20:13 Re: Wrocław- moje piwniczęta z Trójkąta

ossett pisze:Znowu kupa i ogromne glisty. Aż trudno uwierzyć ile ich może być w takim małym kotku. I wcale nie miał wzdętego brzuszka! Chyba te glisty zjadły tasiemca. Zaczynam wierzyć , że robaki mogą zabić nawet podrośnięte i nieźle wyglądające kociaki.Dość dawno temu w sekcji wyszło, że dorodne (nieznane mi wcześniej) kociaki miały anemię z powodu zarobaczenia i od tego nagle umarły.
Ktoś z forum doradził mi wtedy odrobaczanie dzikich kotów metodą homeopatyczną.
No nie całkiem w to wierzę. Ale ostatnio wpadła mi w ręce książeczka (której jeszcze nie czytałam):

Homeopatia w leczeniu psów i kotów -Barbara Rakow,
)chyba z serii : leczenie przyjazne zwierzętom.
Ja kupiłam w spozywczym, ale można chyba zamówić w internecie.)


niestety to jest zagrożenie. u nas się to zdarzyło , mimo że lek na odrobaczywianie dobry i podawany pod kontrolą wetki :( {*]

jessi74

Avatar użytkownika
 
Posty: 14236
Od: Sob kwi 11, 2009 23:21
Lokalizacja: wro

Post » Pt sie 27, 2010 0:36 Re: Wrocław- moje piwniczęta z Trójkąta

jessi74 pisze:
ossett pisze:Znowu kupa i ogromne glisty. Aż trudno uwierzyć ile ich może być w takim małym kotku. I wcale nie miał wzdętego brzuszka! Chyba te glisty zjadły tasiemca. Zaczynam wierzyć , że robaki mogą zabić nawet podrośnięte i nieźle wyglądające kociaki.Dość dawno temu w sekcji wyszło, że dorodne (nieznane mi wcześniej) kociaki miały anemię z powodu zarobaczenia i od tego nagle umarły.
Ktoś z forum doradził mi wtedy odrobaczanie dzikich kotów metodą homeopatyczną.
No nie całkiem w to wierzę. Ale ostatnio wpadła mi w ręce książeczka (której jeszcze nie czytałam):

Homeopatia w leczeniu psów i kotów -Barbara Rakow,
)chyba z serii : leczenie przyjazne zwierzętom.
Ja kupiłam w spozywczym, ale można chyba zamówić w internecie.)


niestety to jest zagrożenie. u nas się to zdarzyło , mimo że lek na odrobaczywianie dobry i podawany pod kontrolą wetki :( {*]


No nie, kociatko Kizi-Mizi żyje i ma się dobrze, chociaż robaki ciągle wychodzą!
Lekarka osobiście podała mu 3/4 tabletki(trochę w nadmiarze)kocięcego Milbemaxu, która nareszcie jest (podobno) smaczna dla kotów i opryskała odpchlaczem, a ono podarło jej przy tym rękawiczkę, chociaż jest bardzo grzeczne i słodkie.

To nieodrobaczane kociaki piwniczne prawdopodobnie ni stąd ni z owąd umierają z powodu robaków.

Rok temu niestety niekompetentne(i drogie) lekarki do których poszłam z wygodnictwa
o mało nie zlikwidowały mi kociątka, bo odrobaczały go do upadłego pastą, która nie działa na tasiemca. Ono nie jadło, nie piło, nie siusiało, nie robiło kupy prze parę dni. Rodzeństwu wyłaził na ich oczach tasiemiec, a one twierdziły, że boja się likwidować tasiemca, bo to może je zabić. Wtedy pokonałam lenistwo, zapakowałam całą 6 do kontenerka , przejechałam się tramwajem i zastrzyk na tasiemca uzdrowił umierające kociatko

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt sie 27, 2010 0:49 Re: Wrocław- moje piwniczęta z Trójkąta

Z tego co mówią różni ludzie to tam jakieś łapanki maja miejsce(ale czy można im wierzyć?)
Podobno zniknęła kotka i kocięta z ternu przedszkola ....
Podobno jakieś koty z jakiegoś powodu uciekały na kolej...
TOZ? Schronisko? Straż dla zwierząt? A może jakaś prywatna inicjatywa i warto by zajrzeć na targowisko ze zwierzętami...Chyba, że było to porwanie na zamówienie.
Kociaki były wyjątkowo ładne.
4 lata temu jak niosłam do lekarza dwa maluchy z piwnicy, białe i z niebieskimi oczkami (według ich kolejnego lekarza identyczne z jego Neva Mascarade po 600zl sztuka-dziwił sie ,ze nie mam zamiaru ich sprzedać) to jeden młody człowiek stamtąd (potem dowidziałam sie to narkoman)chciał się ze mną zamienić na inne. Twierdził,ze bardzo lubi koty, a jego kumpel to potwierdził mówiąc ,że on ma na działce kilkanaście kociąt.
No , ale wtedy to byłam dopiero średnio-zaawansowana w kocich sprawach...
Ostatnio edytowano Nie sie 29, 2010 23:05 przez ossett, łącznie edytowano 1 raz

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt sie 27, 2010 7:30 Re: Wrocław- moje piwniczęta z Trójkąta

No, nie!
Znowu rano wielka kupa. I to ładna, ale w niej ogromne robale.
Robale to chyba jedna z głównych przyczyn wymierania kociąt bezdomnych.
Jak już uda im się dorosnąć to pewnie zaczynają żyć z nimi w symbiozie.

Z drugiej strony nieumiejętne odrobaczanie też może zabić kociaka, a nawet kota!
I to domowego.

To dzikie kociątko jest niesłychanie wrażliwe, a ma już ok.3-3.5 miesięcy.
Je tylko przy "mamie". ciągle wywraca się na grzbiecik ,żeby je pieścić.
(A czwórka rodzeństwa , która jest u mnie dwa miesiące -ssie mnie przy każdej okazji. Ale ono nie chce mnie ssać chyba. Już się nassało!).

Odbieranie małych kociąt matkom i odnoszenie je do schroniska to ciężka zbrodnia.
Ludzie powinni być tego świadomi.
Ten kociak bardzo szybko by tam umarł. Po prostu nic by nie pił i nie jadł. I żadne Leczenie by nie pomogło.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt sie 27, 2010 8:26 Re: Wrocław- moje piwniczęta z Trójkąta

Kizia-Mizia regularnie przychodzi na swój teren(może zastąpić zegarek) i kręci się w pobliżu.
Chyba odwiedza Queen w piwnicy, ale nie ma tam jej kociąt.
Nie sprawia wrażenia kotki w rui (ale może jest juz w ciąży- z tym, że ona jest taka malutka i szczuplutka-tak, że musiałby to być początek ciąży.
Jakieś 1,5 miesiąca temu tak jakoś źle wyglądała i źle się czuła, że podejrzewałam ja o nową ciążę. Ale nie.
A teraz trochę kicha...
Wczoraj, późnym wieczorem do baru na świeżym powietrzu przyszło małe Białołapki, ale uciekło jak zobaczyło Kizię-Mizię. Może niepotrzebnie -chwile potem widziałam ją jedzącą z jednego talerza ze starszym małym Queen. nawet je powąchała. Przedtem nie zajmowała się nim specjalnie, ale teraz go nie odganiała. Był moment kiedy myślałam ,ze to małe umiera. Już chciałam przechodzić przez mur, żeby szukać ciałka.
Długo go nie było widac. Ale po jakimś tygodniu sie objawił.

Wczoraj udało mi się nakarmić Murzyniątko.
W trakcie swojego "obchodu" King wpadł na przekąskę, a potem pobiegł i dał cynk Murzyniątku. Murzyniątko pobiegło do baru , ale już tam nic nie było więc wróciło rozczarowane. Wtedy postawiłam mu pasztecik przy ścianie na rogu, a ono obserwowało to przez szczelinę w masce samochodu. Stało na dwóch łapkach i wystawiało łepek. Prześmieszne to było. Jest dość śmiałe, nie tak jak mama-wątła trikolorka(albo prawdziwa , albo przybrana, kto je tam wie-bardzo się różnią i budową i umaszczeniem, ale zachowuja się tak jak mama z dzieckiem).
Przyszło i wcinało , a tu znowu idzie King i znowu obsikuje ścianę (strasznie maja dużo pracy te kocury i bardzo do niej sie przykładają). Napotkał na drodze jedzące Murzyniatko. Murzyniatko podniosło ogonek. king powąchał je poszedł trochę dalej i oznaczył ścianę za Murzyniątkiem. To znaczenie musi być symboliczne bo on robi obchód bardzo często. Troche się zdziwiłam, że taki mały i już próbuje oznaczać teren , ale to King je uczy. Potem razem biegali pod samochodami.
[King jest prawdziwym dachowcem i potrafi także przechodzić po krawędzi bardzo wysokiej kraty pokrytej drutem kolczastym(jest to niezapomniany widok)-dlatego często utyka bo ma ma pokaleczone łapki].
Widzę , że dużo ludzi go lubi i pozdrawia go, chociaż nie jest najpiękniejszy. Ale to charakter!
Takiego nie można kastrować i zostawiać na ulicy, a w domu może nie byłby tak szczęśliwy,chociaż na pewno bezpieczniejszy].

Jednym ludziom wypadł z okna 2 miesięczny biało-czarny kociak miesiąc temu i przyszli ogladąć Murzyniatko, ale jednak to nie ich . Tam ciągle niektórym ludziom kociaki i koty z okien wypadają-wczoraj słyszałam o trzech przypadkach.

Po raz kolejny też widziałam Rudego z przeciwka robiącego kupę. Robi to w bardzo malowniczej pozie w niezwykłym miejscu-na jezdni koło krawężnika... Wyłania się z jakiejś kryjówki i robi kupę na widoku-to zagadka dla mnie.

Zaczynam jednak wierzyć, że niektóre dzikie dziczki dają się oswoić.
W piwnicy zastałam Queen przy pustej tacce-a ona sie tylko cofnęła jakieś 40cm.

W sumie to był interesujący dzień.

Ale po zaginionej trójce ani śladu...
Panie, które spotykały sie z nimi zazwyczaj w porze kolacji twierdzą, że one w sobotę i niedzielę, nie tylko, że siedziały w krzakach na ulicy, ale bały się przyjść do swojej jadalni.
Kizia-Mizia musiała je długo do tego nakłaniać. To nie była zwykła wycieczka. Zawsze Kociaki tam chodziły i wracały. Musiało je coś tam bardzo nastraszyć.
Maziaste były szczególnie płochliwe, dlatego nie mam nawet ich dobrego zdjęcia.
Z ich terenu nikt by ich tak łatwo nie zabrał, bo miały tam mnóstwo kryjówek, a kizia-Mizia jest niesłychanie czujna.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt sie 27, 2010 8:35 Re: Wrocław- moje piwniczęta z Trójkąta

ossett pisze:Wczoraj wieczorem byłam świadkiem bliskiego spotkania w stołówce na "rumowisku"
kota i jeża. Kot(chyba dorosła była domowa kotka) wyraźnie czuł respekt przed jeżem i zamierzał się usunąć. Ale ponieważ oba były głodne i ładnie im pachniało zdecydowały się jeść razem, nieomal nos w nos!
Być może to była mama-kot i mama-jeż, które musiały koniecznie najeść się dla swoich dzieci.


Myliłam się. Dowiedziałam się, że to był młody jeż.
A więc młody jeż jadł nos w nos z młodym kotem.

Są tam dwa:duży i mały. Dużego widziałam na początku lata, jak tam jeszcze była dzika łąka. Nie tylko przetrwał , ale odchował małe. Podobno spaceruje po drugiej stronie ulicy w nocy.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt sie 27, 2010 18:26 Re: Wrocław- moje piwniczęta z Trójkąta

Tak jak myślałam. Schronisko nadal nie wyłapuje dzikich kotów. Straż dla zwierząt też.
A więc jeżeli zostały złapane to "prywatnie".
A nie były łatwe do złapania (dla mnie...).

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob sie 28, 2010 7:43 Re: Moje piwniczęta z klanu prawdziwych dachowców (i inne)

Zmieniłam temat tego wątku bo jak w Googlem szukiwałam możliwych miejsc sprzedaży miauczących -to w wynikach mi się mój stary pojawił.

A może ktoś wie gdzie teraz handluje się miauczącymi istotami?
Teoretycznie stare miejsce jest w stolicy D.Ś. nieaktualne.


I naprawdę Kizia-Mizia i jej własne oraz przybrane dzieci pochodzą z klanu prawdziwych dachowców. 6 lat temu Kocica, której niestety nie poznałam osobiście urodziła kociaczki w rynnie dachowej. Baraszkowały jako kocięta i podrostki na prawdziwych dachach. Dlatego zostały zauważone z okna dość odległej kamienicy przez panią Anię, która została tzw. karmicielką (nienawidzę tego określenia zaraz przychodzą mi na myśl wszy (i kocie wszoły-więc może stąd ta nazwa?)-i zaraz mam ochotę nazywać oświecone opiekunki kotów "ciacharkami").

Następne pokolenia kotów bardzo lubiły wygrzewać się w słońcu na tej rynnie.
Niestety już przeszło rok temu ta historyczna rynna została ukradziona.
Córki tej Kocicy podzieliły się jej dużą posiadłością-niektóre rodziły w szopie na terenie tej "wiejskiej" części, a inne w piwnicach położonej nieopodal "miejskiej części". Ale dniem i nocą często się odwiedzały i wzajemnie sobie pomagały.
Broniły swojego terenu.
Obawiały się ich nie tylko obce kocice, ale także dwunożni - do ich piwnic nikt nie miał odwagi wejść na trzeźwo. Zlikwidowały ich oświetlenie tak, że mogły czuć się tam całkowicie bezpiecznie.
Pani Ania nie zważając na docinki dorosłych i obelgi "dzieci" (i kamienie rzucane przez nie) codziennie zjawiała się przed bramą wiejskiej kociej posiadłości w porze ich wczesnej kolacji (lub podwieczorku-decydowały o tym koty).

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie sie 29, 2010 9:14 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Ani śladu po zaginionych kociętach.

Matka kręci się w pobliżu, przybiega na miejsce karmienia chociaż ma nieduży apetyt. Biega też gdzieś dalej. Późnym wieczorem biegają sobie z Kingiem i ocierają się łppkami-nie wiem czy to zaloty czy też okazywanie uczuć rodzinnych (King na pewno pochodzi z tego klanu). Dołącza do nich Murzyniątko z podniesionym ogonkiem.

Niektórzy mówią,że widują te kociaki to tu to ta, to o 23 to o 10.
Ale z doświadczenia wiem ,że na ogół ludzie nie odróżniają kotów nawet jeżeli bardzo sie różnią od siebie.

Nie jestem jednak na 100% pewna ,że kociaków już nie ma. Obawiam się jednak ,że ostatni czarnuszek nie żyje. Jego siostrzyczka zabrana przez mnie w środę umarłaby od robaków gdyby została na wolności.
Ale te dwa ładne były starsze i pewnie silniejsze (tak wyglądały przynajmniej).
Nigdy nie miały śladu nawet kociego kataru

To jakiś horror. Przedwczoraj późnym wieczorem z okien na IV p. kamienicy sąsiadującej z siedzibą kotów wypadł/wyskoczył człowiek.
Wczoraj jeszcze koło północy bardzo blisko miejsca w którym ostatni raz (w ubiegłą sobotę) ja osobiście widziałam całą czwórkę leżał piach czerwony od krwi tego zabitego człowieka (że też przez 24 godziny nie można było tego miejsca porządnie uprzątnąć lub zabezpieczyć....).
Tydzień wcześniej coś tak bardzo przestraszyło kociaki na ich terytorium, że nie chciały tam wracać. Nie wiadomo co działo sie tam nocą. Zastanawiało mnie, że Kizia -Mizia słysząc najmniejszy hałas z tyłu natychmiast się odwracala i z napięciem obserwowała co sie tam dzieje.(I to właśnie z tego budynku chopcy wlazili w weekend na podwórze kotów, a z drugiej strony ktoś stamtąd spacerował z psem...).
Wtedy wydawało mi się to nie tak bardzo ważne bo koty były ostrożne, miały mnóstwo kryjówek, a Kizia-Mizia dobrze ich pilnowała. I King też.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie sie 29, 2010 13:13 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Byłam na giedzie na Świebodzkim. Była tam pani, która chyba może chyba być nazwana "rozmnażaczką"-kociaki, które miała na pewno nie były wynikiem przypadku.

Nie wzbudziła jednak we mnie bardziej wrogich uczuć niż legalni hodowcy.

Jeden z kociaków miał wzór na futerku taki jak te 2 z 3, które zaginęły. Był jednak malutki-7 tygodni. 30zł. Syjam po ojcu 200zł.

I teraz dopiero przyszło mi na myśl, że gdyby zostały porwane, to może nie po to aby się nimi cieszyć, ale po to aby je rozmnażać. Ten kto je wziął na pewno widział także ich matkę.

Mogę dać ogłoszenie do prasy z pytaniem czy ktoś coś wie. Ale nie mam żadnego ich zdjęcia z bliska. Były tak plochliwe, że cieszyłam się jak podeszły i jadły i nie chcialam ich denerwować. Trudno było je dokarmiać ze względu na gołębie, które nie miały dla malych żadnego respektu i tylko czekały aby im wszystko zjeść(włąziły nawet pod furgonetkę-wsuwałam tam jedzenie i picie za pomocą kilkumetrowego drąga z hakiem przez dziurę w ogrodzeniu).
Może jakiś rysunek je przedstawiający wykombinuję. wykombinuję.
Mogłabym wtedy też pytać o nie w gbinetch.
Byłam pewna, że jedzenie dla kotów jedzą tylko koty (albo psy innych osób tam przychodzących) , ale wczoraj późnym wieczorem zobaczyłam z okna jak okazały jez przechodzi z drugiej strony ulicy i kieruje się do piwnic moich kotów.
Teraz już wiem kto hoduje tam ślimaki. Nie dziwią mnie jeże tam gdzie jest trochę roślinek , ale w takim miejscu?
Perfect biological diversity?

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie sie 29, 2010 17:27 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Zaczyna mi coś świtać. Barierka odgradzająca trawniczek i krzaki od chodnika była wyłamana w poniedziałek rano. Myślałam, że przypadkowo załamała się tam pod "ucztującymi"w nocy. Ale to ułatwiać to mogło osaczenie kociaków siedzących w krzakach z tej strony. Jak je parę osób osaczyło ze wszystkich stron to dali radę złapać. W ten sposób to było łatwe.
Jeden z panów zbierających złom mówił mi, że jego sąsiadka powiedziała mu, że ktoś zadzwonił do schroniska i przyjechali i wyłapali je. Ale nie powiedział, ze zabrali do schroniska. Mnie też kiedyś Lalusia na Gądowie złapał pan ze schroniska, ale ja go sama wzięłam. Ta pani tak mogła wyjaśniać sobie i innym to co widziała.
Może jeszcze spotkam tego pana, rozpoznam go i spróbuje wypytać.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie sie 29, 2010 22:22 Re: Moje piwniczęta czyli Saga klanu prawdziwych dachowców

Nie najlepiej je widać, ale to najlepsze zbliżenia jakie mam.
Zrobione tydzień temu, w sobotę-wtedy ja widziałam je po raz ostatni. Inne panie widziały je jeszcze następnego dnia. W poniedziałek juz ich nie było.

Obrazek Obrazek

I jeszcze raz pierwszy z boku:
Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 58 gości