zabieg odbył się 5-go sierpnia i rzeczywiście na jajniku była cysta. Malutka zabieg zniosła rewelacyjnie i już na drugi dzień śmigała normalnie. Tyle że do dziś dnia jeszcze z niej fioletowe nitki wystają
Była z nami Lea na wakacjach. Grzeczna dziewczynka ani razu nie naszczała, o co mieliśmy głównie pietra, bo ranczo szwagierki, pełno różnych rzeczy jej i jej dzieci, ale uszło na sucho - i to dosłownie
Ranczo jest dla kotów wychodzące, innej możliwości nie ma, zresztą tam nie ma nic: ani drogi, ani psów, ani ludzi... czasem jakiś traktor przejedzie, ale warczy przy tym tak, że wszystko co żywe ucieka w popłochu. Lea trzymała się bardzo blisko domu, max. 10 metrów od drzwi wejściowych do domu odchodziła.
Od zeszłego tygodnia dobijał się do mnie domek, w końcu ugodniłam wizytę na dziś popołudniu. Ja od poniedziałku w pracy

ale ponieważ TŻ z kotami przedłużył sobie urlop o tydzień, więc wczoraj pojechałam na ranczo, zostałam na noc, a dziś o 6.30 zapakowałam Leę i przywiozłam do domu. Po raz pierwszy mała jest całkiem sama, bez ludzi i bez kotów, bo Georg na wsi został przecież. A po pracy jadę z kotą do nowego domu... Oby tym razem nie była to wycieczka na marne, tym bardziej, że zaplanowałam sobie później podskoczenie do Manufaktury - TŻ ma urodziny w sobotę. I co ja mam, biedna sierotka, mu nabyć

może ktoś ma pomysł jakiś, plissss...