Żal, żal małego

Przywiązałam się do niego. Jakoś tak jest, że te najsłabsze, które wymagają największej opieki, jakoś najbardziej kradną serca...
Nawet nie mogę fotki wstawić, jak wyglądał jeszcze w piątek, z tymi wielkimi, ciemnymi oczkami, jak jakiś ufitek, ssący mi palce, bo mama zgubiła kartę z aparatu. Ostatni tydzień zdjęć przepadł.
Casica, gdy zobaczyłam, jak Tośka go omija, pomyślałam to samo

Pozostałe wrzeszczą i domagają się jedzenia. Upał sprawił, że są trochę senne, ale gdy się zacznie karmić, zaczyna się koncert. Czarna jest wędrowniczką - opanowała już sztukę wychodzenia z transportówki, wspinaczki po moich spodniach i powrotu do gniazda przez mój kapeć. Marmurek to wrzaskun - drze się najgłośniej, pomstuje, domaga się jedzenia. A, i jeszcze dzisiaj zaczął zapasy

Szylkreta z kolei mniej hałasuje, ale za to wysysa pięknie strzykawki, a jak nie ma już strzykawki, to zaczyna ssać rodzeństwo. W dodatku jest charakterna - ugryzła mnie w palec, gdy masowałam jej brzuszek. najwidoczniej uznała to za nadmierną poufałość. Rudzielec (zaczynam mieć wątpliwości, czy to chłopak czy dziewczyna) to nerwus. Jest pomiaukiwanie a potem "daj, daj, daj" i wydrapywanie mi strzykawki z ręki. Brzeg mojej dłoni przypomina już zużyty drapak.

Drugi Biszkopt ma dobry apetyt, ale też jest najmniejszy z całej rodzinki...
Tośka chyba zmęczyła się tym macierzyństwem. Wchodzi do transportówki, układa się, ale nie ma już zbyt wielkiego zapału do wylizywania. Czasem stanie nad tymi kotłującymi się kociakami i patrzy na mnie, jakby pytała "Co mam zrobić?"
A, i jeszcze Mecenas źle się poczuł - szmery w płucach. Najwyraźniej znów dopadło go jesienne osłabienie
