
No więc tak...
Burasiątka faktycznie takimi zupełnymi maluszkami nie są, ale ja wprawy w oseskach nie mam

Tak wyglądały jak je wyjęłam z kontenerka, mokre, zasikane po pachy, śmierdzące i wystraszone.
Pierwszego dnia dawałam strzykawkami, wieczorem miałam już butelki ze smoczkami.
Niby jadły, niby nie jadły... pomyślałam zdezorientowane, wystraszone nie będę za bardzo z nimi walczyć.
Ja sama spanikowana, nieogarnięta, ręce się trzęsą, mąż burczy sobie pod nosem niezadowolony

Co się obudziły, to mleko do dziobów ze skutkiem różnym, zamiast ssać gryzły smoki.
Po nocnej walce, rano półprzytomna, sypnełam Babycatem do miseczki z zamiarem rozmoczenia chrupek i sprawdzenia co Burasiątka na to. Nie zdążyłam, bo maluchy rzuciły się na miskę jak wygłodniałę piranie i... nie dawały się od niej odciągnąć

Potem okazało się, że załatwiać też potrafią się same, tzn bez masowania brzuszków...nie do końca jednak tam gdzie powinny. Ale pomyślałam, że skoro są genialne to i kuwety się szybko nauczą.
No to myk, kuweta do pokoju i nauka kulturalnego załatwiania się, początki pod górkę, aż wczoraj wieczorem załapały.
Oczywiście jak są na "wybiegu" to pilnujemy, żeby któreś nie zapomniało dokąd należy się udać za potrzebą, ale od wczoraj wpadki nie było.
W nocy na jedzenie budzą się raz, tak ze 4 godziny od zaśnięcia - jedzą, bawią się, załatwią co trzeba - trwa to z godzinę do półtorej, potem wracają do swojej "sypialni" i mogę pospać kolejne 4 godziny.
No czyż nie słodkie ideały

I tak to wygląda mniej więcej w skrócie.
Teraz jestem już zorganizowana, maluchy mają mniej więcej uregulowany tryb życia, szalejemy kiedy nie śpią, bo lubią zabawę blisko człowieka i spokojnie mogę robić swoje kiedy one śpią.
Myślę że wszystko jest (tfu, tfu) w porządku, bo gdyby miały wyjść jakieś niespodzianki to już by chyba wyszły, malce są u mnie czwarty dzień.