Wczoraj byliśmy u weta.. Wieści tragiczne. Po konsultacjach różnych dano mi namiary do kilku specjalistów z całej Polski, którym opisałam całe postępowanie choroby. Wkleję tutaj treść maila, może komuś będzie chciało się przeczytać, może ktoś coś.. Może jakiś cud.. Boże, jest taki mały, nie wyobrażam sobie życia bez niego
Hugo jest kotem birmańskim, ur. się 11 listopada 2007r. i do tej pory ogólnie nie było z nim żadnych problemów. Wszystko zaczęło się od kastracji, która miała miejsce 15 marca br. Po zabiegu kot doszedł do siebie po ok 1,5 tygodnia.. z tym, że mimo iż jadł (po kastracji z przepisu lekarza zmieniliśmy karmę suchą na royala dla kastratów) wydawało mi się, że chudnie. Chętnie jadł nową karmę przez okres ok 3 tygodni, później przestał jeść suche zupełnie, chciał tylko mokre. Po mokrym jedzeniu zaczęły występować biegunki. Zazwyczaj załatwiał się ok 2-3 razy dziennie, natomiast przerodziło się to w 7-8 kupek rzadkich dziennie. Poszliśmy do weta, kazał zmienić karmę. Zmiana nie przyniosła żadnych efektów, biegunka występowała dalej. Dodatkowo przez dwa dni kot drapała się praktycznie nieustannie w okolicach uszu/szyji (później drapanie ustało).8 maja podany został catosal oraz dexafort, 9 maja catosal i combiwit oraz również 9 maja został odrobaczony, 10 maj catosal. Lekarz stwierdził, że być może to anemia, ponieważ kot miał blade te wewnętrzne powieki. Po podanych lekach nastąpiła poprawa na okres ok miesiąca, biegunki ustały, karma została zmieniona. Mimo tego, że kot jadł, dalej chudł w oczach, a sierść zaczęła wychodzić praktycznie z niego garściami. Postanowiłam zmienić weterynarza, pogrzebałam po internecie, poszukałam na forach i tak trafiliśmy do dr Marka Włodarczyka (ponoć lepiej w tym przypadku nie można). Pierwsze wyniki były kiepskie, dodatkowo zrobiony test na białaczkę oraz fiv, oba z wynikami ujemnymi. Waga 1 lipca to zaledwie 2,32kg. Diagnoza - podejrzenie autoagresji. Zastosowano leki: dexamethason 0,2 % 100ml - 2ml, encortolon 0,005g x20tab. - 7 tabletek. Po 7 dniach do kontroli. Mokre jedzenie zostało odsunięte z zalecenia weterynarza, sucha karma została zmieniona na royala hypoalergicznego. "Wzrokowo" nastąpiła poprawa, na kontroli dostaliśmy encortolon na następne 3 tyg + zalecona kontrola za 2tyg. Po tych dwóch tygodniach zrobiliśmy morfologię - wyniki się pogorszyły, kot ogólnie przez okres 3 tyg od pierwszej wizyty zjadł zaledwie 500g suchej karmy. Podejrzenie anemii zakaźnej. Postanowiliśmy z weterynarzem spróbować podać mu mokre jedzenie z zastrzeżeniem, że jeśli wystąpi biegunka to odstawiamy oraz zmieniony został lek na Unidox po 1/4 tab. 2 razy dziennie + B12 1/2 tab. 2 razy dziennie. Sierść przestała wychodzić garściami, po próbie podania mokrego niestety wystąpiła biegunka w związku z czym karma mokra została odsunięta, ale suchego kot prawie nie chce wcale jeść. W dodatku jakoś dziwnie od ok 2 tyg zgrzyta zębami, sprawdziliśmy to wczoraj, weterynarz powiedział, że nie widzi żadnych nieprawidłowości, ale mnie sposób w jaki zgrzyta/skrzypi bardzo niepokoi. Kolejna kontrola miała być po 2 tyg, jednak w minioną niedzielę zauważyłam, że poduszki, które zawsze były różowe są całkowicie białe, porcelanowe więc stwierdziłam, że nie ma co czekać. Jeszcze po rozmowie telefonicznej z weterynarzem powiedział o transfuzji krwi, żebym szukała dawcy. Przeprowadziłam wywiad środowiskowo-internetowy, ludzie doradzają krew z banku, bo pewnie, bo szybko. Ale już przy wizycie dnia następnego lekarz stwierdził, że nie ma sensu przeprowadzać transfuzji.. zgasił moje ostatnie nadzieje.. W sumie karcie informacyjnej z wizyty napisane mam, że można przetoczyć krew ale pomoże to na 3-4tyg. Propozycja lekarza - eutanazja lub przetrzymanie kota jeszcze ok 1-2 tyg i wtedy eutanazja. Diagnoza - anemia autohemolityczna, anemia zakaźna, uszkodzenie szpiku (komórki macierzyste erytrocytów). Świat mi się zawalił. Podejrzewam, że zwierzę się męczy, ale wczoraj po prostu nie mogłam tego zrobić, chciałam mieć jeszcze trochę czasu by z nim poprzebywać, by móc się pożegnać. Kot jak nigdy tego wieczoru spał ze mną w łóżku (zazwyczaj od dawien dawna usadawiał się na fotelu, bądź oparciu łóżka) jak i od tygodnia wcześniej co wieczór przychodził i kładł się na klatce piersiowej co robił jak był kociakiem po wzięciu z hodowli przez jakiś czas, a później przestał. Już wtedy miałam uczucie, że po prostu się żegna.. Ale nie mogę znieść tej myśli. Skonsultowałam się wczoraj ze znajomą, bo też miała ciężkie przypadki co prawda z psami, ale to nie ważne. W takich chwilach człowiek po prostu szuka pomocy wszędzie. Dlatego też, zwracam się do Pani z ogromną prośbą - czy faktycznie nic się nie da już zrobić? Może jednak transfuzja by coś pomogła? Może coś innego? Nie wiem...