» Pon lip 26, 2010 15:15
Re: Widzę. Czuję. Mam Duszę i Serce. Nas kotów jest dużo. Pomóż.
Mam taki problem i niestety obawiam sie ze moze byc on równierz przyczyną zniknięcia Bogusia. Zimą zagineła mi Lusia. Nie było jej trzy tygodnie, chociaż zwykle zawsze czekała. Po dwóch tygodniach pojawiła się przestraszona i wychudzona.Jeden jedyny raz. Potem więcej juz jej nie widziałam na oczy.Dwa tygodnie temu była u mnie babka, która mieszka w tym bloku obok.Przyszła mi powiedzieć zebym nie przynosiła kotom jedzenia bo one mają.Gdyby miały oczywiście nie czekały by na mnie codziennie głodne, ich miski nie stały by wiecznie puste. A ja bym miała spokoj.Oczywiście koty karmię nadal, bo karmię je tam juz kilka lat. To ja zajełam się ich sterylka jak i sterylka działkowych kotów od owej Pani.Juz kiedy u mnie była zapytałam ja o Lusie. Powiedziała ze kotka całą zimę przezimowała bo wpuszczała ja do piwnicy a potem nagle zagineła. Zapytałam czy wie co sie stało. Oczywiscie odparła ze nie ale to juz było dawno temu i zeby dać spokój . Bo nawet jak sie cos stało to i tak juz nic nie zmieni.Szybko zmieniła temat i była trochę ZASKOCZONA MOIM PYTANIEM, BO PRZECIEŻ PRZYSZŁA W INNEJ SPRAWIE.Od tego czasu kilka razy dziennie próbowałam sie do niej dodzwonic.Bezskutecznie, mimo ze o różnych porach dnia. Zeby przy okazji zapytac jak sie miewa kotka zaadoptowana ode mnie ponad dwa lata temu.Dzisiaj przez przypadek Pani podniosła telefon. Starałam sie być miła, grzeczna i spokojna. Do czasu kiedy oczywiscie zeszlismy na Lusie. Pani mi oświadczyła ze gdyby zaginał człowiek, to by go szukała. Ale to jest tylko kot. I jesli nawet coś sie stało , to jest juz po fakcie. Smiem przypuszczać ze Osoba ta wpuszczajac kotke, która nie bała sie jej, swiadomie naraziła ja na utratę zycia lub zdrowia. Ludzie mieszkajacy w tym budynku składajacym sie z czterech klatek, robili juz różne rzeczy kotom. Jak trucie, płoszenie, strzelanie z korków, szczucie psami.Nie wiem co powinnam zrobic w tej sytuacji? Na pytanie o Gośkę, kotkę która wyadoptowałam zawsze słysze to samo.....Dodam ze ta Osoba to karmicielka.Karmi czasem jak nie zapomni koty przy bloku. Kiedys karmiła przy dworcu PKP w mojej dzielnicy. Ma też koty na swojej działce. Macie jakieś pomysły???Dodam jeszcze ze Pani mnie oklamała jak tylko zeszłam na temat Lusi. Powiedziała ze wychodzi bo syn na nia czeka w dzwiach. Za kilka minut jednak nieopatrznie odebrała telefon. Po drugiej rozmowie sama sie rozłączyła w bardzo niemily sposób,gadając tonem nie znoszacym sprzeciwu w kółko' Do widzenia.' Nagrałam sie na jej sekretarkę informujac że nie mam zamiaru tak zostawić tej sprawy.Wiem ze ta Osoba cos wie i boi sie mi to przekazac. W tym miejscu zaginął mi też Boguś i Dyzio.Jeśli będzie milczeć, tym gorzej dla pozostałych. Wiem ze Lusia zanim wybrała wolnosć miała dom.Po sterylce była u mnie dosć długo. Na tyle aby wydobrzec i zapragnać wolnosci, ktora jej zwróciłam. Jej była, właścicielka, która mało się nia interesowała przez ponad trzy lata i nie karmiła juz od dawna, nie wie co sie dzieje z kotka.