Blisko moich rodziców samochód zabił kotkę która ma kociaki. Rano jak jechałam do pracy zobaczyłam kotkę, stanęłam i sprawdziłam czy żyje (niestety) ale chociaż ktoś ją ściągnął na pobocze. Miałam już odjechać gdy nagle coś mignęło w krzakach, bałam się że to jakiś kotek, jednak nic nie znalazłam (odetchnęłam z ulgą), jednak po powrocie z pracy coś nie dawało mi spokoju, wsiadłam na rower i pojechałam tam gdzie leżała zabita kocica ( kocica nadal była a przy niej mały kotek który miauczy i trąca ją łapką

), chciałam go złapać ale uciekł na opuszczone podwórko (zmieścił się przez dziurę od siatki), akurat wyszła Pani z sąsiedniego podwórka więc zapytałam czy to jej kot, powiedziała że nie, że to mama ,,tych kociaków,, (widziała dwa). Podobno wcześniej chodziła sama a od kilku dni wychodziła z kociakami. Kotek uciekł na podwórko obok (nikt tam nie mieszka, jest zarośnięte i straszne, pełno gratów, obórek, zakamarków), oczywiście pognałam do domu po torb podróżną i znów wróciłam żeby złapać koty. Weszłam na to podwórko i ich szukałam ale nie wyszły do mnie. Czekałam i nic, musiałam wracać do domu, koło 21 znów tam pojechałam i nie wyszły.
Co mam robić, jak je łapać, jak wabić??
Jutro rano też się tam wybieram ale mam niewiele czasu bo pracuję cały dzień.
Nie wiem ile mogą mieć te kociaki ale są malutkie......