Urząd zaproponował, że pokryje wszystkie koszty związane z kwarantanną i transportem. Jednak nie tędy droga. Ustawa wyraźnie nakłada taki obowiązek na powiatowego weterynarza i to on powinien wskazać miejsce kwarantanny i pokryć koszt. Nasza fundacja jest z innego terenu. Mimo iż nasza działalność to cały kraj, to dla powiatowego weta nie jesteśmy na jego terenie. Mamy lecznicę, która może przeprowadzić kwarantannę, jesteśmy w stanie kota złapać i tam przewieść, jednak ta lecznica podlega pod innego powiatowego. Ten powiatowy nie może zlecić kwarantanny w tej lecznicy, ponieważ kot pochodzi z innego terenu, co uniemożliwia mu sfinansowanie tej kwarantanny. Nawet jak pokryjemy koszty /czy też urząd pokryje/ lekarz nie może bez zgody powiatowego wydać zaświadczenia dla lekarza o przeprowadzonej obserwacji.
Chciałyśmy kota przewieźć do lecznicy wskazanej przez powiatowego z "jego" terenu. Niestety okazuje się, że tam nie ma lecznic, które zapewnią koty stacjonarną opiekę i kota owszem przywozić trzeba, ale 4 razy do wglądu w ciągu 15 dni. To kot wolnożyjący, dziś przyjdzie, na kolejny termin może się po prostu nie stawić
Nie jestem w stanie nawet próbować łapać czterokrotnie tego kota i dowozić do ewentualnie wskazanej lecznicy. Jest to za daleko, a poza tym kot może da się złapać raz, z każdym kolejnym razem będzie bardziej cwany. Kobieta, którą spotkała cała ta sprawa też nie ma możliwości dowożenia kota, poza tym pracuje na zmiany i nie zawsze widzi się z tym kocurkiem.
Bardzo chcemy pomóc zarówno kotu jak i tej kobiecie, ale jesteśmy bezsilne.
Czy ktoś ma jakiś pomysł, czy zetknął się już z takim problemem ?







