Wojtku,
Na stronie hodowli Masada, z której kupiłeś kotkę, w dziale kocięta, widnieje taki tekst:
Kocięta opuszczają hodowlę między 13 a 15 tyg. życia z rodowodem i książeczką zdrowia ( dwukrotnie zaszczepione i odrobaczone). Kocięta nie przeznaczone do hodowli czyli " na kolanka" będą wykastrowane/wysterylizowane. Maluszki są samodzielne , nauczone korzystania z kuwety i drapaka. Nowym właścicielom zawsze służymy pomocą i radą .
(pogrubienie moje)
I to
powinna być prawda.
Czy zwracałeś się do hodowcy ze szczegółowymi pytaniami na temat założenia własnej hodowli? Jeśli nie, zrób to.
Zawsze pierwszą osobą do pomocy dla młodego hodowcy powinna być osoba, która sprzedała kota z prawem do hodowli.Niech hodowca powie Ci, na jakie choroby są przebadani rodzice Twojej kotki. Niech opowie Ci, jak się zachowuje jej matka w rui, w czasie ciąży. Jak rodzi, jak się opiekuje kociętami. Te cechy często przechodzą z matki na córkę.
Zapisz się do jakiegoś klubu i zabierz kotkę na wystawę. Posłuchaj opinii sędziów i innych hodowców. Dowiedz się czegoś więcej o rasie.
Potem podlicz koszty, zrób kalkulację, ile jeszcze wydasz na krycie, ciążę i poród (musisz przewidzieć dodatkowy fundusz na nieprzewidziane wypadki!) i zastanów się, czy nadal chcesz się w to pakować i czy Cię na to stać.
Hodowcy z prawdziwego zdarzenia, pasjonaci, nie zwalczają konkurencji. Przeciwnie, czasem trochę nam brakuje kolejnego hodowcy - pasjonata, z którym możnaby prowadzić wspólną linię hodowlaną, dążyć do wspólnych celów. Ale mamy świadomość tego, jak trudnym i często niewdzięcznym zadaniem jest hodowla, jak wielkimi kosztami i wyrzeczeniami są okupione sukcesy i radości z kociąt.
Nie ma dokładnej statystyki na ten temat, ale ktoś kiedyś policzył zgrubnie, że prawie połowa hodowli kończy swoją karierę na pierwszym miocie. Właśnie dlatego, że przekonują się, że to wcale nie jest łatwe i bezproblemowe zajęcie. Hodowca powinien mieć mnóstwo czasu, cierpliwości, nerwy ze stali i stałe źródło utrzymania, pozwalające na finansowanie kosztownego hobby.
Aha, i dobrego weterynarza. A o takiego też czasem niełatwo...