Wątek cukrzycowy - IV

rozmowy o cukrzycy i niewydolności nerek u kotów

Moderator: Moderatorzy

Regulamin działu
Uwaga! Porady na temat leczenia udzielane są na podstawie pk.13 regulaminu forum.

Post » Czw lip 15, 2010 9:11 Re: Wątek cukrzycowy - IV

AgnieszkaMo pisze:A jeśli antybiotyk zadziała i będą ok? Czy wtedy też powinnam?

Bo z tego, co napisałaś wjwj1 (tobie też dzięki wielkie za rady) wywnioskowałam, że w cukrzycy i niewydolnych nerkach powinnam robić od czasu do czasu. Tylko - oprócz sytuacji, w których trzeba by było podać celowany antybiotyk - co to badanie może wykazać?


Z posiewem problem jest taki iż idealnym sposobem pobrania moczu jest nakłucie pęcherza (cystocenteza). Jednak Polsce z tego co czytam za wielu wetów tego nie robi. Przy łapaniu moczu "domową metodą" otrzymuje się zanieczyszczony mocz (z dolnych odcinków uk. moczowego, kuwety etc). Taki posiew do końca nie jest wiarygodny. Czasami się go jednak stosuje gdyż np. koty z zapaleniem pęcherza często oddają niewielkie ilości moczu a do nakłucia potrzebny jest w miarę pełny pęcherz. Przy tak łapanym moczu są wyższe wartości progowe powyżej których wychodzi posiew dodatni. W moim przypadku, znana wetka od nerek ( http://www.nerkiwet.com ) zaleciła właśnie taki niejałowy posiew (nie pytała nawet czy istnieje możliwość pobrania moczu przez nakłucie). Może mądry wet umie wykorzystać dobrze takie nie do końca wiarygodne wyniki. U mnie 3 posiewy niesterylne wyszły jałowe, wiec możliwe iż nie tak łatwo namnożyć bakterie z zanieczyszczeń. W moim przypadku jak było podejrzenie niskiego ciężaru właściwego to powyższa wetka zalecała robienie posiewu co 3 miesiące. W książce mi pisze że u nerkowych kotów (w stadiach I-III wg. klasyfikacji IRIS) należy go wykonywać 2 razy do roku.
Posiew z antybiogramem służy tylko do dobierania antybiotyku

wjwj1

 
Posty: 594
Od: Pt wrz 07, 2007 10:08
Lokalizacja: Rzeszów

Post » Czw lip 15, 2010 15:16 Re: Wątek cukrzycowy - IV

Nie wytrzymałam, pojechałam do weta. To jednak wygryzanie sierści na tle nerwowym. Obecnie Punia wygląda jak antena satelitarna ewentualnie lampka. I jest baaaaardzi niezadowolona.
"Czy dom bez kota - najedzonego, dopieszczonego i należycie docenionego - zasługuje w ogóle na miano domu?"

ifokry

 
Posty: 285
Od: Śro gru 16, 2009 18:41
Lokalizacja: Gdynia

Post » Czw lip 15, 2010 18:55 Re: Wątek cukrzycowy - IV

Ifokory, to niekoniecznie musi być na tle nerwowym. Czy Punia się jedynie wygryza, czy też drapie?

Tinka się kiedyś niemiłosiernie drapała. Rozdrapywała sobie ranki do krwi. To był istny horror :twisted: Przemywałam jej te miejsca srebrem koloidalnym i bandażowałam, bo wtedy chyba by się zadrapała na śmierć. Badania nic nie wykazały, ani grzyba, ani alergii. Moja wetka była bezradna. Dopiero po prawie 3 miesiącach gehenny okazało się zupełnie przypadkowo, że kocica miała niedobory. A skąd to wiem? Zaczęłam wtedy na ten temat sporo czytać i zastosowałam jako ostatnią deskę ratunku kurację olejem z łososia. I wtedy stał się cud. Po trzech dniach kuracji kotka przestała się drapać, a po tygodniu zdjęłam jej już na zawsze opatrunki, bandaże i samodzielnie zrobiony kołnierz. Nigdy więcej się to nie powtórzyło. Tince dawałam też później dosyć regularnie olej z łososia. Bardzo jej smakował, właśnie może dlatego, że miała niedobory i wiedziała, czego jej potrzeba.

Ifokry, może to alergia na pchły? Może Punia coś załapała, jak była w szpitaliku? Taki problem też miałam swego czasu z Tinką. Mógłby być to też niedobór cynku lub właśnie kwasów omega 3 i 6.

W rachubę wchodzi również karma. U wielu kotów dodatek zbóż w karmie powoduje alergię. Zrezygnowałabym z Royalów i Hillsów. Podawałabym karmę bez żadnych dodatków zbożowych. Próbowałabym z olejem z łososia, ewentualnie preparatem cynkowym. Sprawdziłabym też dokładnie, czy nie przyplątały się u Puni pchełki.

Wiesz, gdy wet nie ma pomysłu na diagnozę, to zawsze ma jeszcze w zanadrzu stres lub alergię. Z taką diagnozą alibi jest pewne. Wet rozkłada ręce – stres – nic więcej dla Pani nie mogę zrobić. Super diagnoza, nie? Ty rozkładasz ręce – stres – muszę kotu zapewnić życie bezstresowe. Objawy jednak nie ustępują.

Podobnie jest z alergią. Żeby ją zdiagnozować, potrzebne są badania specjalistyczne. Każda diagnoza na dzień dobry dotycząca alergii bez badań specjalistycznych podnosiłaby moją czujność do zenitu.

Ifokory, czy u Was ostatnio coś diametralnie się zmieniło? Myślę o zmianach oprócz mierzenia cukru i podawania zastrzyków. Na temat mierzenia cukru i stresu było w tym wątku już wiele stron. Wyszło na to, że do tej pory tylko jeden jedyny kot się strasznie stresował przy pomiarach. U innych kotów te podejrzenia dotychczas się nie potwierdziły. Ty jednak nie mierzysz regularnie. Więc czym mógłby być wywołany u Puni potworny stres, który przekładałby się na wygryzanie :?:

Pozdrawiam serdecznie
Tinka
Disclaimer: Nie jestem lekarzem weterynarii i moje porady na forum miau.pl nie zastąpią konsultacji ze specjalistą.

Tinka07

 
Posty: 3798
Od: Pt lut 09, 2007 15:31
Lokalizacja: Passau/Wenecja Północy

Post » Czw lip 15, 2010 20:53 Re: Wątek cukrzycowy - IV

Tinka07 pisze:Ifokory, to niekoniecznie musi być na tle nerwowym. Czy Punia się jedynie wygryza, czy też drapie?

Hmmm.... Ciekawe, bo Ludmiłek od wczoraj też zaczął się drapać i, może nie od razu wYgryzać, ale wGryzać tak po bokach bardziej - przekręca głowę i prawie chwilami "szału" aż dostaje. Też się zastanawiam, co to może być. :roll:
"Niektórym ludziom aż chce się przybić piątkę! ...W twarz. ... Krzesłem."
Obrazek
Obrazek
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ludmiłku... [*] żegnaj Najukochańszy Przyjacielu...30.12.2011r.
Mikusiu... [*] Ty też...17.04.2013r.
Obrazek

Szejbal

 
Posty: 2215
Od: Czw maja 08, 2008 23:16
Lokalizacja: Krosno/ (czasem Rzeszów)

Post » Pt lip 16, 2010 8:05 Re: Wątek cukrzycowy - IV

Szejbal pisze:
Tinka07 pisze:Ifokory, to niekoniecznie musi być na tle nerwowym. Czy Punia się jedynie wygryza, czy też drapie?

Hmmm.... Ciekawe, bo Ludmiłek od wczoraj też zaczął się drapać i, może nie od razu wYgryzać, ale wGryzać tak po bokach bardziej - przekręca głowę i prawie chwilami "szału" aż dostaje. Też się zastanawiam, co to może być. :roll:


Punia też tak zaczynała. Najpierw było "lajtowo" później przeksztalciło się to w masakrę. Tak jak już pisałam, robi to w porach kiedy zbliża się mierzenie. Tinko, staram się mierzyć cukier codziennie, tylko ta maupa łaciata tak się zapiera, że krwi leci "tylko, tylko" i na glukometrze wyskakuje "E6" czyli malo krwi :(
U weta była calkowita kontrola sierści, pcheł ni ma na szczęście. Jestem skłonna zgodzić się z wetem, że to nerwowe. Jeszcze przed chorobą, jak coś się jej nie podobało, to zaczynała się maniakalnie wylizywać, czochrać i gryźć. Taki mały szantażyk dla panci, żeby coś wymusić...

A oto zdjęcia "przeszczęśliwej" Puni zwanej vel Abażurek lub Antenka:

Obrazek


Obrazek
"Czy dom bez kota - najedzonego, dopieszczonego i należycie docenionego - zasługuje w ogóle na miano domu?"

ifokry

 
Posty: 285
Od: Śro gru 16, 2009 18:41
Lokalizacja: Gdynia

Post » Pt lip 16, 2010 8:15 Re: Wątek cukrzycowy - IV

ja mam kota, który ma problemy z psychiką i się samookalecza. Zawsze jest to brzuch i/lub łapy. Wszystkie koty, o których czytałam na forum, w tych samych miejscach robiły sobie rany.
Nie wiem, nie chcę zamieszania wprowadzać, ale ten kołnierz zupełnie mi sie nie podoba. To jednak wielki stres dla zwierzaka a skoro stres jest prapowodem stanu to jakże tak, leczyć pożar benzyną? Skoro ona sobie robi krzywdę w czasie, gdy zbliża się pomiar - może pomiar zrobić ciut wcześniej? Albo zacząć intensywną zabawę z nią - tak, żeby o bożym świecie zapomniała?
Ifokry, to co pisze to jest do przemyślenia bo to wet i Ty widzicie kota i decydujecie.
" (...) Ty nieuku pisowski!"
"Ale zawsze można zmądrzeć, naprawdę. Miejcie odwagę, spróbujcie! Chyba że nadal wolicie być w sekcie, w której wasz guru robi z Wami co chce i kiedy chce."
Obrazek
https://www.sklepjubilerski.com/porady- ... jubilerski, cytaty: 1.S. Niesiołowski, 2. D.Wildstein

Liwia

Avatar użytkownika
 
Posty: 15627
Od: Pt gru 03, 2004 19:58

Post » Pt lip 16, 2010 8:35 Re: Wątek cukrzycowy - IV

Liwia pisze:ja mam kota, który ma problemy z psychiką i się samookalecza. Zawsze jest to brzuch i/lub łapy. Wszystkie koty, o których czytałam na forum, w tych samych miejscach robiły sobie rany.
Nie wiem, nie chcę zamieszania wprowadzać, ale ten kołnierz zupełnie mi sie nie podoba. To jednak wielki stres dla zwierzaka a skoro stres jest prapowodem stanu to jakże tak, leczyć pożar benzyną? Skoro ona sobie robi krzywdę w czasie, gdy zbliża się pomiar - może pomiar zrobić ciut wcześniej? Albo zacząć intensywną zabawę z nią - tak, żeby o bożym świecie zapomniała?
Ifokry, to co pisze to jest do przemyślenia bo to wet i Ty widzicie kota i decydujecie.


Liwia, dla mnie kołnierz też jest do du...szy. Rozmawiałam z Izą, zakupuję syropek "Stres coś tam" (nie mogę zapamiętać nazwy) i będę tak działała. A co do zabawy - porażka, Punia nie umie się bawić, ma tak od maleńkości. Zabawa z nią trwała może z 5 minut, a później ja biegałam z myszkami w zębach lub jeszcze innym wynalazkiem, a Punia dzielnie mi sekundowała, obserwując mnie z wygodnej pozycji na dywanie/kanapie/krześle :D

Wstawiam zdjęcia ranek, czy Twój kocio mial coś podobnego?

Obrazek

Obrazek

PS
Punia wykorzystuje sytuację, życzy sobie leżeć na kanapie panci. Brudząc Rivanolem prezent od mężusia Dużej - kapę :D
"Czy dom bez kota - najedzonego, dopieszczonego i należycie docenionego - zasługuje w ogóle na miano domu?"

ifokry

 
Posty: 285
Od: Śro gru 16, 2009 18:41
Lokalizacja: Gdynia

Post » Pt lip 16, 2010 11:38 Re: Wątek cukrzycowy - IV

UWAGA!!! Ogłoszenie!!! Oddam w dobre ręce "udawaczkę pospolitą" :D Specjalizuje się w udawaniu na zamówienie choroby u weta, wzbudzania poczucia winy w panci sercu i walki z "abażurem" na szyi. Trzeba uważać na nią, jak Duzi tylko się odwrócą, choroba i inne dolegliwości przechodzą jak ręką odjął i znajduję się nawet siła na kradzież z premedytacją kielbaski panci i siła na samodzielne wskakiwanie na kanapę :mrgreen: Są chętni??? :ryk:

Oczywiście żartuję, nie oddam pozerki :D
"Czy dom bez kota - najedzonego, dopieszczonego i należycie docenionego - zasługuje w ogóle na miano domu?"

ifokry

 
Posty: 285
Od: Śro gru 16, 2009 18:41
Lokalizacja: Gdynia

Post » Pt lip 16, 2010 12:03 Re: Wątek cukrzycowy - IV

u Maksa wygląda to jednak zupełnie inaczej. W stanie nieostrym - łysy brzuch, taki bialutko-rózowy i łyse tylnie nogi. W stanie ostrym - szkoda gadać :( W najgorszym momencie kot był łysy, zakrwawiony (brzuch i nogi - skóra zdarta do mięcha) plus rozerwany brzuch. A to tylko dlatego, że po trzymiesięcznym L4 poszłam do pracy zostawiając kota samego (tzn beze mnie) w domu :evil:
" (...) Ty nieuku pisowski!"
"Ale zawsze można zmądrzeć, naprawdę. Miejcie odwagę, spróbujcie! Chyba że nadal wolicie być w sekcie, w której wasz guru robi z Wami co chce i kiedy chce."
Obrazek
https://www.sklepjubilerski.com/porady- ... jubilerski, cytaty: 1.S. Niesiołowski, 2. D.Wildstein

Liwia

Avatar użytkownika
 
Posty: 15627
Od: Pt gru 03, 2004 19:58

Post » Sob lip 17, 2010 6:16 Re: Wątek cukrzycowy - IV

Liwia pisze:u Maksa wygląda to jednak zupełnie inaczej. W stanie nieostrym - łysy brzuch, taki bialutko-rózowy i łyse tylnie nogi. W stanie ostrym - szkoda gadać :( W najgorszym momencie kot był łysy, zakrwawiony (brzuch i nogi - skóra zdarta do mięcha) plus rozerwany brzuch. A to tylko dlatego, że po trzymiesięcznym L4 poszłam do pracy zostawiając kota samego (tzn beze mnie) w domu :evil:


Punia też wylizywała sobie brzuszek aż stał sie różowiutki i łapki dziabała - spowodowane to było wprowadzeniem się mojego męża do mnie. Przeszło jej to samo. Teraz ma prawdziwe rany, które na szczęście super się goją. I powiem wam, że smarowanie ich jest gorsze niż podanie insuliny :D Zastrzyku nawet nie zauważa i nawet nie piśnie, natomiast smarowanie... Jak sąsiedzi wezwą TOZ to się wcale nie zdziwię :mrgreen:
Wczoraj zakupiłam u weta Stresnal syropek wyciszający. No i Punia ma nowy, ulubiony przysmak :D Otwiera dzioba jak złoto i żebrze o więcej :D
"Czy dom bez kota - najedzonego, dopieszczonego i należycie docenionego - zasługuje w ogóle na miano domu?"

ifokry

 
Posty: 285
Od: Śro gru 16, 2009 18:41
Lokalizacja: Gdynia

Post » Nie lip 18, 2010 21:31 Re: Wątek cukrzycowy - IV

Drodzy Forumowicze!
Opowiem Wam moja - nasza historie. Opowiem Wam o tym, czego nauczyla mnie choroba mojego kociaka. Moze dla kogos z Was moje doswiadczenia okaza sie pomocne? Chcialabym tez z gory przeprosic za moja pisownie, moja klawiatura nie ma polskich znakow.

W sierpniu 2009 Moj Koks skonczyl 4 lata. Byl wesolym, pelnym energii mlodym kociakiem. Nic nie wskazywalo na to, ze juz niedlugo... Ale po kolei:
Wszystko zaczelo sie we wrzesniu. Pewnego dnia zauwazylam, ze Koksik zaczal czesciej odwiedzac kuwete, przesiadywal w niej dlugo i halasowal (tak, jakby nie mogl znalezc sobie tam miejsca). Wcale sie tym nie przejelam, pomyslalam tylko, ze musze kupic nowy piasek, bo ten, ktory mamy widocznie mu nie pasuje. Po pewnym czasie zauwazylam, ze zaczal kucac w roznych miejscach mieszkania i zostawiac tam kilka kropel moczu podbarwionych na czerwono. Pojechalismy natychmiast do wetki, wiedzialam, ze to musi byc cos z pecherzem. Koksik dostal 3 zastrzyki. Nie wiem co to bylo. Nie spytalam. Teraz wiem, ze to bylo strasznie glupio z mojej strony, ale wtedy po prostu nie pomyslalam o tym. Wierzylam w kompetencje wetki, a ona powiedziala mi, ze to antybiotyki, ktore beda dzialac trzy tygodnie i ze pecherz natychmiast przestanie bolec. Powiedziala mi tez, ze przyczyna chorego pecherza u kotow jest za mala ilosc spozywanych plynow, poradzila gotowac rosol (oczywiscie bez przypraw - tylko sam wywar z kurczaka) i podawac Maluchowi do picia. Wiec zaczelam tak robic. Koksik chetnie ten rosol pil i wydawalo sie, ze wszystko jest ok.

Po miesiacu zauwazylam znowu cos dziwnego. Gdy Koksik biegl po mieszkaniu, to przy hamowaniu jeszcze troche podjezdzal do przodu. I znowu zinterpretowalam to po swojemu (to z pewnoscia wina plynu do podlog - musze kupic inny). Pil bardzo chetnie, ale pogorszyl mu sie apetyt. Zaczal robic sie zolty, nie mial ochoty na zabawe. Znowu wybralismy sie do tej samej wetki. Pani doktor obejrzala go i powiedziala, ze przypuszcza, ze to watroba (nic dziwnego, skoro byl zolty). Dala mu kroplowke pod skore (Ringer - Lactat), antybiotyk (Baytril), pobrala krew do badania i wyslala nas do domu. To byl wtorek 27.10. Nastepnego dnia mielismy pojsc tam rowniez. I znowu Ri - Lac, Baytril, wetka zrobila tez rentgen (ktory na szczescie nie pokazal nic niepokojacego) i spowrotem do domu. Koksinek byl coraz bardziej zolty, slaby, apatyczny i nie chcial jesc. Tego samego dnia wieczorem dostalam telefon od naszej wetki, przyszly wyniki. Powiedziala, ze Koksik ma zapalenie watroby i cukrzyce. Kazala mi poczytac w internecie o kociej cukrzycy i nastepnego dnia przyjsc ponownie. Koksinek juz tylko lezal i nie mial ochoty na nic. Swiat mi sie zawalil. Nigdy wczesniej nie mialam do czynienia z cukrzyca. Beczalam i zadawalam sobie pytania typu: dlaczego on? jak nasze zycie bedzie teraz wygladac? jak sobie poradze? Bardzo sie balam. Zreszta chyba nie musze o tym pisac, bo przez to samo na pewno przechodzil kazdy z Was.
29.10. (czwartek) Koksinek dostal pierwszy zastrzyk insuliny. Zawiozlam go rano do wetki i tam go zostawilam. Po pracy poszlam po niego, ale wetka powiedziala, ze bedzie lepiej dla Malego jak zostanie u niej na noc. A Koksinek byl slabiutki, nie chcial juz nic jesc (wetka dawala mu paste CaloPet), zalatwial sie pod siebie, bo nie mial sily isc do kuwety. Myslalam, ze mi serce peknie. Bylam u niego w piatek rano i wieczorem, jego stan sie nie poprawial, ale wetka powiedziala, ze na to trzeba czasu.
W sobote (31.10.) wzielam Koksa do domu. Mielismy przyjsc spowrotem w poniedzialek rano. Wetka dala mi kroplowke, CaloPet, glukometr i Caninsuline i poinstruowala co mam robic. Na szczescie byl ze mna moj brat i wspolnymi silami jakos sobie radzilismy. A z Koksikiem bylo coraz gorzej. Przelewal mi sie w rekach.

I wtedy pojawila sie w naszym zyciu ONA. Zrzadzenie losu. Ale po kolei: znalazlam JA tu, na tym forum. Prosilam wtedy o porade jaki glukometr kupic. Napisalam do niej PW o tym jak wyglada nasza sytuacja oraz jakie leki (i ich dawki) Koksik dostaje. Zadzwonila do mnie. Byla niedziela 01.11. Powiedziala, ze moja wetka robi wszystko nie tak jak trzeba (zaczela od 4 jedn. Caninsuliny przy poziomie glukozy 384mg/dL), radzila mi natychmiast jechac z Koksikiem do kliniki. Tinka. Moja Tinka.

01.11.o godz.19, pojechalismy do kliniki. Wetka, ktora miala wtedy dyzur po obejrzeniu Koksika powiedziala, ze jego stan jest krytyczny. Musial tam zostac. Nie dawala mi gwarancji, ze przezyje te noc. To byla ciezka noc dla niego i dla mnie. Nie spalam, w kazdej chwili mogl zadzwonic telefon z wiadomoscia, ze umarl. Przezyl! Ale jego zycie bylo caly czas zagrozone.
O dziwo cukrzyca cofnela sie. Od niedzielnego wieczoru nie podawano Koksikowi juz wiecej insuliny. Prawdziwym problemem okazala sie watroba. Koksik mial Cholangiohepatitis (zapalenie watroby wokol kanalikow zolciowych). Maluszek spedzil w szpitalu 10 dni. Byl caly czas podlaczony do kroplowki, odzywiany byl przez sonde. Codziennie tam wydzwanialam, ale nie odwiedzalam go, powiedziano mi, ze to dla jego dobra, ze jego stan moglby sie pogorszyc gdyby mnie zobaczyl (myslaby, ze przyszlam zabrac go do domu, a ja bym go znowu tam zostawila). Ösmego dnia pobytu Koksika w szpitalu poszlam tam z moim bratem, nie moglam juz dluzej wytrzymac, musialam go zobaczyc, zobaczyc na wlasne oczy, ze jego stan sie poprawil. Przyniesiono go. Byl chudziutki, mial wygolony brzuszek (USG), lapki (kroplowka) i szyje (sonda), ale wyraznie cieszyl sie, ze nas widzi. Byl zywszy, obwachiwal nas, obcieral sie. Widac bylo po jego zachowaniu, ze czuje sie lepiej. Za to pozniej, gdy juz poszlismy, byl smutny i pobil innego kota.
Juz wtedy zaczal sam podjadac sucha karme (oczywiscie bardzo male ilosci, ale to byl juz dobry znak). Wyjeto mu sonde.

11.11. Koksik wrocil do domu. Jeszcze chory i oslabiony, ale cieszyl sie. Od razu po wejsciu do mieszkania obejrzal wszystike katy, sprawdzil czy wszystko jest na swoim miejscu. Mialam podawac mu Synolux, Metronidazol i Ursochol oraz karme dietetyczna Hill`sa Prescription Diet I/d Felline. Mielismy tez co tydzien chodzic na wizyty kontrolne do kliniki. Bardzo szybko okazalo sie, ze Koksinek nie chce jesc Hill`sa, wiec zaczelo sie karmienie strzykawka. Robilismy to w nastepujacy sposob: mieszalam i rozcieralam zawartosc jedenej puszki (156 g) z woda do powstania rzadkiej, w miare gladkiej konsystencji (tak, zeby bylo latwo nabrac strzykawka) i podawalismy Malemu przez caly dzien male porcje w odstepach czasu do pyszczka. Oczywiscie Koksik tego nie znosil, ale nie bylo innej rady.
Pod koniec listopada odstawilismy Synulox, w polowie grudnia Ursochol, Metronidazol mial dostawac dalej. Przez ten caly czas poza krotkimi wyjatkami karmilismy go strzykawka (teraz juz wiem, ze ten brak apatytu byl skutkiem ubocznym Metronidazolu). To byla ciagla hustawka. Na zmiane: pare dni mial apetyt i gdy juz zaczynalam wierzyc, ze wszystko bedzie ok, nastepowalo znow zalamanie i znow trzeba bylo karmic go strzykawka. Zaczelam podawac mu normalna karme (za zgoda weta). Zmienilam mu tez wtedy calkowicie karme. Do tej pory dostawal sucha i mokra (Gourmet, Sheba, od czasu do czasu Whiskas - myslalam, ze to sa najlepsze marki). Od Tinki dowiedzialam sie jakie jedzenie jest naprawde wysokowartosciowe. Od tamtej pory zaczelam kupowac: Miamor, Animonda, Grau, ZiviPeak, Auenland, Mac`s, Terra-Purra. Marki, o istnieniu ktorych nie mialam wczesniej zielonego pojecia, poniewaz nie byly i nie sa reklamowane (niestety). Odstawilam tez calkowicie sucha karme.

Pod koniec grudnia (bylismy wtedy u moich rodzicow), Koksik zaczal znow robic sie zolty, ospaly i znow nie mial apetytu. Zaczelam karmic go strzykawka, ale wszystko zwracal. I wtedy zdecydowalam odstawic Metronidazol (byl 30.12.), a Koksik zaczal...jesc.

Zaraz po powrocie (04.01.) poszlismy do kliniki. Zrobiono mu testy na bialaczke i koci aids (na szczescie byly negatywne). Dostal spowrotem Ursochol. Postanowiono zrobic ponownie USG oraz biopsje (biopsja mialaby nam powiedziec czy mamy do czynienia z ropiejaca czy z nieropiejaca odmiana Cholangiohepatitis). Bylam przy tym badaniu obecna, jednak nie pobrano probki, stwierdzono, ze to jest za bardzo ryzykowne. Nastepnie lekarze postanowili otworzyc mu brzuszek i w ten sposob pobrac wycinek do badania. Zgodzilam sie. Operacja odbyla sie, a weci rozcieli Koksinkowi brzuch, popatrzyli do srodka i ... zaszyli go. Probka znowu nie zostala pobrana, poniewaz to bylo zbyt ryzykowne. Lekarze powiedzieli mi, ze jeden z przewodow zolciowch jest zapchany i aby go udroznic nalezy podawac Koksikowi steryd (Prednisolon). Bylam temu przeciwna, balam sie, ze moze znow pojawic sie cukrzyca, ale uspokojono mnie. Powiedziano mi, ze to nie moze sie zdarzyc, poniewaz Koksik bedzie dostawal steryd tylko 6 tygodni i tylko male dawki. Wiec pomyslalam sobie, ze tam pracuje kilku lekarzy, ktorzy konsultuja sie ze soba, wszyscy znaja tez dobrze Koksa i nasz przypadek i widocznie wiedza co robia. Zgodzilam sie. Jedynym plusem tej calej sytuacji bylo to, ze Koksik zaczal od razu bardzo ladnie jesc (jeden ze skutkow ubocznych sterydow) i z tego bylam zadowolona.

Minely trzy tygodnie. Koksik zaczal znowu dziwnie sie zachowywac ( lezal w umywalce - czego nigdy wczesniej nie robil, byl slaby) i juz wiedzialam co to jest. Byla niedziela 07.02. Pojechalismy do kliniki. Potwierdzilo sie. Cukier 408 mg/dL. Bylam zla na klinike, na wetow. Od razu dostal kroplowke i 1 jedn. Caninsuliny. Byl na tyle oslabiony, ze musial zostac w klinice.
W poniedzialek (08.02.) poszlam do apteki po glukometr. Nasz model to GlucoHexal. Bardzo elegancki, ale nie polecalabym go poczatkujacym, poniewaz krew pobierana jest z boku paska i wymaga to wszystko pewnej wprawy i doswiadczonej reki. Ja tez nie kierowalam sie tutaj wzgledami estetycznymi, po prostu dostalam go za darmo w aptece (musialam tylko dokupic sobie paski), we wtorek zabralam Koksika do domu. Dostawal dalej Ursochol, Metro i Prednisolon (nie mozna go od razu odstawic, tylko stopniowo redukowac dawke).
Cukier mierzony byl dwa razy na dzien. Na poczatku robilam to z moim bratem (cztery rece to nie dwie). Sadzalam sobie Koksika miedzy nogami (w ten sposob kontrolowalam jego ruchy - nie mogl mi uciec) i nakluwalam mu uszko, w tym samym czasie moj brat uruchamial glukometr, wkladal pasek i pobieral krew. Oczywiscie to nie bylo takie proste, zmarnowalismy duzo paskow, Koksik sie denerwowal, ja sie denerwowalam, ale nie bylo innego wyjscia. Z czasem zaczelam robic to sama. Wiedzialam, ze musze to robic, poniewaz
GLUKOMETR RATUJE ZYCIE ( Kwasica, Hipoglikemia) i nigdy, powtarzam : nigdy nie odwazylabym sie podac insuliny bez wczesniejszego zmierzenia poziomu cukru we krwi.

Rano i wieczorem stosowalismy nastepujacy schemat: pomiar cukru, jedzonko, insulina + tabletki. Zaczelismy od 1 jedn. Caninsuliny i powoli ja zwiekszalismy. Z czasem Koksik zaakceptowal fakt, ze musimy mierzyc cukier. Wyobrazcie sobie, ze rano, gdy wstawalismy, szedl od razu do lazienki (tam mierzylam mu cukier, bo tam mam najlepsze swiatlo). Wiedzial, ze najpierw pomiar, a dopiero potem sniadanie (koty sa bardzo inteligentne). To, czego nigdy nie lubil, to byl moment wstrzykiwania insuliny, nie wiem dlaczego, moze dlatego, ze robilam to podczas sniadania i przeszkadzalam mu. Nigdy nie podawalam Koksikowi karmy dla cukrzykow, tylko normalne jedzenie (to, ktore dostawal wczesniej). Koksik dostawal 300g jedzonka na dzien: 150g rano i 150g wieczorem. Sniadanie (150g) dzielilam na trzy porcje, ktore podawalam w odstepach czasu w ciagu pieciu godzin od podania insuliny, tak samo robilam wieczorem. Robilam tak dlatego, poniewaz Koksik nie mial nigdy wczesniej (przed choroba) wydzielanych posilkow, po prostu zawsze mu cos tam swiezego do miski wrzucalam i jadl kiedy chcial (ja tez jem wtedy gdy mam na to ochote). Wiedzialam, ze przy cukrzycy nie moge tak dalej robic, ale nie mialam serca przestawiac go w tak drastyczny sposob tylko na dwa posilki dziennie. Dawalam mu tez jogurt naturalny (male porcje mniej wiecej co drugi dzien) oraz zoltko (raz w tygodniu).

Juz nie bylam tak przerazona jak za pierwszym razem (wtedy, na jesieni), czasem sobie pobeczalam, ale wiedzialam, ze musze o niego walczyc i zrobie dla niego wszystko. Przyjelam to juz na spokojnie, ok, teraz mamy cukrzyce i musimy sobie z nia radzic. Bylam tez bardzo zmeczona. Od pazdziernika nie bylo nocy, ktora bym cala przespala, wszystko krecilo sie wokol Koksika. Spal ze mna, a kazdy jego ruch od razu mnie budzil. Schodzil z lozka, a ja sluchalam, czy on idzie do kuwety, czy do miski, czy wymiotuje.

Przez ten caly czas byla ze mna, z nami Tinka. Dzwonilysmy do siebie bardzo czesto, a od czasu jak powrocila cukrzyca, codziennie. Godzinami wisialysmy na telefonie. Cieszyla sie ze mna z malych sukcesow i wspierala w chwilach zwatpienia i zalamania. I caly czas motywowala mnie do walki. Znajomi, rodzina, mowili mi, zebym pozwolila mu umrzec, bo przeciez moge sobie wziac nowego, zdrowego kociaka. Nie mogli pojac, ze ja nie chce innego, tylko mojego slodkiego Koksika i, ze on nie jest dla mnie tylko kotem, jakims tam kotem. To Koksiak, dzieciaczek, przyjaciel, ktory kocha i czuje i ma tylko mnie na swiecie. Tylko Tinka to wszystko rozumiala.

Ale wracajac do tematu. 14.02. wyladowalismy znow w klinice. Kwasica ketonowa. I znow kroplowka, insulina.
Nastepnego dnia Koksik wrocil do domu. Tego dnia nie dostal insuliny. Cukier byl w normie. Tak samo bylo kolejnego dnia. Trzeciego dnia rano tez bylo ok, ale wieczorem juz 421 mg/dL. Od tego momentu Koksinek potrzebowal znow insuline. Zwiekszylam dawke do 1,4. Kupilam tez paski do pomiaru ketonow w moczu. Zaczelam mierzyc dwa razy dziennie ketony.
01.03. pojawily sie znowu. Pojechalismy do kliniki. Zostawilam go tam na caly dzien i wieczorem pojechalam go odebrac. Nie zrobiono nic. Koksinek przesiedzial caly dzien w swoim pudelku, bez jedzenia, we wlasnych odchodach. Bylam wsciekla. Nie dosc, ze wpedzili go w cukrzyce, to jeszcze nie mieli o niej zielonego pojecia! Powiedzieli mi, ze maja duze doswiadczenie z cukrzyca u kotow. Nie sadze. Bagatelizowali ketony, nie mieli pojecia o istnieniu paskow do mierzenia ketonow, nie znali Levemira. O tym wszystkim musialam dowiadywac sie sama, we wlasnym zakresie. Powiedzieli mi, ze maja sukcesy z Caninsulina u kotow!!! Nie wierze w to. Nie chcieli mi dac recepty na Levemir ( wywalczylam ja dopiero 06.03., ale nie wyprzedzajmy faktow).

Zabralam go wtedy do domu i po konsultacji z Tinka zaczelam robic kroplowki. Sama. Moj brat byl wtedy w Polsce. Rece mi sie trzesly, balam sie zeby nie zrobic mu krzywdy, po pierwszym razie bylam tak wyczerpana i roztrzesiona, jakbym nie wiem co robila. Ale udalo sie. I z dnia na dzien szlo mi coraz lepiej. Podawalam mu dwa razy dziennie po 75 ml Ringer i NaCl na zmiane (pod skore oczywiscie). Koksik znosil to bardzo dzielnie, lezal grzecznie i czekal, az skonczymy, a ja w tym czasie mowilam do niego, glaskalam go (mysle, ze to byl dla niego mniejszy stres, niz kroplowki w szpitalu). Zwiekszylam dawke do 2,5 jedn., ale cukier byl caly czas wysoki, ketony byly tez.

06.03. poszlam do kliniki. Sama. Po recepte na Levemir. Bylam tak wsciekla, ze musialo to byc chyba po mnie widac, bo od razu te recepte dostalam. Wiedzialam, ze juz tam wiecej nie pojde, bo oni nie potrafia juz pomoc Koksikowi.
07.03. o siodmej rano Koksik dostal pierwsza dawke Levemira i kroplowke, a wieczorem nie bylo juz ketonow!!! Czas plynal. Ciezko bylo ustalic dawke. Zaczelam od 2 jedn.insuliny i powoli ja zwiekszalam Cukier byl caly czas wysoki. Wahal sie w granicach od 300 do 450 - 480 mg/dL. Po zwiekszeniu dawki, podawalam ja przez 10 - 12 dni, jesli przez ten czas nie widzialam poprawy, zwiekszalam dawke i znow czekalam 10 - 12 dni. Chodzilo oczywiscie o to, zeby organizm przyzwyczail sie do nowej dawki. Doszlismy do dawki 2,75.

Nadszedl 01.04. Tego dnia mielismy jechac na Swieta Wielkanocne do rodzicow. Wstalam jak zwykle o 7 rano i zmierzylam Koksinkowi cukier. Bylo 85 mg/dL!!! Od tego dnia zaczelo cos sie dziac. Jeszcze wtedy nie wiedzialysmy z Tinka, czy to w koncu Levemir zaczyna dzialac, czy tez zaczyna sie cos dziac z trzustka (oczywiscie w pozytywnym znaczeniu). Zaczelam dawkowac insuline wedlug potrzeb. Wygladalo to w ten sposob: mierzylam poziom cukru i w zaleznosci od wyniku decydowalysmy z Tinka ile insuliny wstrzyknac. Poza tym Koksik czul sie dobrze, Jadl bardzo chetnie, przytyl, byl wesoly i znow chetnie sie bawil.

Po powrocie z Polski pojechalismy z Koksinkiem do nowej wetki (polecanej przez niemieckie forum cukrzycowe - podobno najlepszej specjalistki w Hamburgu jesli chodzi o kocia cukrzyce i choroby wewnetrzne). To byl 16.04. Opowiedzialam jej historie choroby, pobrala mu krew do analizy i chciala zrobic USG watroby ( z watroba nie bylo jeszcze wszystko ok, Koksik dostawal wtedy jeszcze caly czas Ursochol). I juz wiedzialam, ze jej nie chodzi o dobro mojego kota, tylko o kase. USG oznaczalo dla Koksika: strach, stres i golenie brzuszka. Dla pani doktor: zarobienie 100 Euro. Nie zgodzilam sie. Powiedzialam, ze najpierw zobaczymy co pokaza wyniki i dopiero wtedy, jesli bedzie to konieczne zrobimy USG (ostatnie parametry watrobowe byly robione w styczniu, wiec troche czasu juz uplynelo, Koksik czul sie dobrze, moze USG wcale nie bylo konieczne). Na moje stwierdzenie, ze moze trzustka zaczyna pracowac, wetka powiedziala, ze wydaje jej sie to raczej niemozliwe. Stwierdzila, ze tak dziala na niego Levemir. Ona miala wieksze doswiadczenie z Lantusem. Podala mi sposob w jaki mialam dawkowac insuline.
Podaje ponizej te metode. Moze dla kogos z Was bedzie to pomocne w ustaleniu odpowiedniego poziomu cukru:

- przy poziomie cukru ponizej 50 mg/dL nie podawac insuliny
- w przedziale 50 - 70 mg/dL polowe dawki
* w tygodniu:
- miedzy 70 - 100 mg/dL podac 1,75 dawki
- powyzej 100 mg/dL cala dawke
* na weekend (wtedy, gdy jestes caly dzien w domu):
- rowniez w przedziale 70 - 100 mg/dL podawac cala dawke i mierzyc cukier co 2 - 3 godz.

My (Tinka i ja) nie stosowalysmy tego schematu. Robilysmy dalej po swojemu, czyli: pomiar i decyzja o wielkosci dawki.

Od 23.04. zaczelam kropelkowanie. Rano cukier byl w normie wiec nie dostal nic, wieczorem przy wyniku 129 dostal kropelke, +2 mial 144, wiec znow kropelka, po nastepnych dwoch godzinach bylo 106 (czyli juz lecial), zostawilam go tak do rana, a rano bylo 49, wiec znow bez insuliny. Mierzylam cukier tak czesto jak tylko moglam i bylam w domu (musze niestety tez chodzic do pracy :( , a urlopu nie moglam juz wziac). Podawalam kropelki wielkosci lebka od szpilki, najpierw dwie na dzien, pozniej jedna.
24.04. o godz. 16 moj Koksinek dostal ostatnia kropelke insuliny!!!

I tu, Drodzy Forumowicze dowod na to, ze gdyby nie glukometr, nigdy by sie to nie udalo! Jesli kochasz swojego kota, to zaprzyjaznij sie z glukometrem, bo tylko w ten sposob mozesz wyciagnac malucha z cukrzycy. Chociaz minely juz prawie trzy miesiace, dalej mierze Koksikowi kontrolnie raz w tygodniu cukier. Wyniki sa idealne.

W miedzyczasie przyszly wyniki krwi. Z watroba bylo duzo lepiej. Mielismy powtorzyc badanie za miesiac.
Na poczatku czerwca bylismy znow u pani doktor. Bardzo sie zdziwila, gdy jej powiedzialam, ze nie stosowalam jej schematu i, ze wyciagnelam Koksika z cukrzycy. Znowu zbadalismy krew. Z watroba jest juz ok, ale niestety kreatynina i mocznik sa podwyzszone. Pani doktor nie zadzwonila osobiscie, zeby mnie poinformowac o wynikach, zrobila to sekretarka. No coz, nie bylam juz atrakcyjna klientka, Koksik wychodzil z chorob, a ja nie wykonywalam jej polecen, tylko robilam po swojemu. Sekretarka zalecila mi podawanie karmy dla nerkowcow i kontrolowanie poziomu cukru.

Oddalam mocz do analizy. To zrobilam juz w innym miejscu. Z moczem wlasciwie wszystko ok, tylko podwyzszone pH i dwie bakterie (dawalam mu na to juz przez 15 dni Synolux).

Bylam z tymi wynikami u innych wetow. Opinie sa rozne.
Jednen powiedzial: chore sa nerki, a wiec tylko dietetyczna karma, kroplowka NaCl 500ml w tygodniu, ewentualnie Fortecol, po 6 tyg. zbadac ponownie krew.
Inny powiedzial: chory jest pecherz. Podawac antybityki.
Jeszcze inny: winne sa te wszystkie choroby i leki, ktore Koks dostawal od jesieni. Na Fortecol jest za mlody. Podawac od czasu do czasu troche jedzenia dla nerkowcow, od czasu do czasu tez kroplowki. Ogolnie nie powinnam sie martwic i na poczatku lipca powtorzyc badanie.
i jeszcze jedna opinia: od czasu do czasu kroplowki, Fortecol nie, dietetyczna karma nie, powtorzyc po dwoch miesiacach badanie.

Oczywiscie bardzo sie martwie. Nerki czy pecherz? Co powinnam robic?
Od 11.06. Koksik dostaje prawie codziennie ok 75 ml NaCl. Pod skore. Nie protestuje. Jedzenia dietetycznego jeszcze nie podaje, sa rozne opinie na ten temat. Nie mam weta.

We wtorek idziemy zbadac krew (profil nerkowy) do...kliniki. Osluchac go i pobrac krew moze przeciez kazdy wet. Mam nadzieje, ze bedzie dobrze.

A Koksik? No coz. Przytyl (wazy znow 5 kg - w czasie choroby spadl do 3,8 kg) i jest wesolym, zywym kociakiem. Patrze na niego jak szaleje rozbawiony po calym mieszkaniu, wszedzie go pelno. Lzy mi sie cisna do oczu i mysle: warto bylo o ciebie walczyc Maluchu.

A teraz na koniec jeszcze kilka slow podsumowujacych. To, czego nauczyla mnie choroba Koksika. To nie sa rady (ja tu nie jest od pouczania), raczej moje wnioski:

1. Nigdy nie bagatelizuj dziwnych zachowan swojego kota (lepiej dmuchac na zimne).
Choroba moze przyjsc w kazdej chwili. Koksinek zyl w zlotej klatce, nie wychodzil na dwor, nie mial kontaktu z innymi zwierzakami, myslalam, ze go chronie, ze w domu nie moze nic zlapac i nic sie nie moze stac. Mylilam sie. Nie szczepilam go (zeby oszczedzic mu niepotrzebnego stresu i strachu). Te bakterie przynioslam najprawdopodobniej do domu na sobie.

2. Patrz na rece swojemu wetowi.
Jesli wiesz juz na co cierpi Twoj kot, zbieraj jak najwiecej informacji na temat jego choroby, bo tylko w ten sposob mozesz kontrolowac ruchy weta. Nie mowie, ze kazdy wet jest niekompetentny, a Ty masz czekac,az powinie mu sie noga, ale patrz co on robi, nie boj sie pytac. I pamietaj, ze tylko Tobie zalezy na Twoim kocie. Jesli wet popelni blad, to nie poniesie zadnych konsekwencji, a Twoj kot moze stracic zycie.
Poza tym, jesli wet zauwazy, ze orientujesz sie w sytuacji, bedzie mial inny stosunek do Ciebie i bedzie sie z Toba liczyl.

3.Jesli cukrzyca to koniecznie glukometr.
Jestesmy tego zywym przykladem. Na ten temat pisalam powyzej.

4.Pytaj co podaja Twojemu kotu.
Nigdy juz nie pozwole, zeby Koksik dostal jakis lek, czy zastrzyk bez mojej wiedzy. Musze wiedziec co i kiedy mu podaja (teraz mysle, ze wtedy na jesieni, Koksik dostal steryd i stad te nasze wszystike pozniejsze problemy). Nie musisz zgadzac sie w ciemno na wszystkie leki i zabiegi, ktore proponuje wet. Dowiedz sie najpierw we wlasnym zakresie, czy to jest konieczne.

5. Nigdy wiecej sterydow.
Sterydy podnosza poziom cukru we krwi i obnizaja odpornosc organizmu. Nigdy nie zgadzaj sie na to, jesli Twoj kot ma tendencje do cukrzycy.

Drogi Forumowiczu, dziekuje Ci, ze przeczytales ten tekst do konca. Zycze Ci wytrwalosci w walce z choroba i abys nie tracil nadziei. Walcz o swojego kociaka.

A Tobie, moja kochana Tinko, dziekuje za wszystko co zrobilas, za to ze bylas i jestes ze mna, za to, ze zawsze mialas dla mnie czas. Uratowalas Koksika przed smiercia. Gdyby nie Ty nigdy nie udaloby mi sie tez wyciagnac go z cukrzycy. Masz ogromna wiedze i wielkie serce. Wiem, ze nie bedziesz zadowolona z tego, ze Cie tak tutaj wychwalam, ale chcialam Ci podziekowac rowniez w ten sposob. Kochamy Cie :1luvu:

Angelinakox

 
Posty: 18
Od: Sob paź 31, 2009 17:26
Lokalizacja: Hamburg

Post » Pon lip 19, 2010 8:32 Re: Wątek cukrzycowy - IV

Angelinakox dziękuję Ci bardzo za to, że podzieliłaś się swoją historią :kotek: Uważam, że jest to bezcenne i może pomóc w decyzjach "nowym cukrzycokotowym" forumowiczom. :) I podpisuję się pod Twoimi wnioskami moimi rękami i mój cukrzyk Ludmiłek też (tylko że 4 łapkami ;) ) :!:
Tinka jest nieoceniona, bo posiada przeogromną wiedzę. Jej porady są sprawdzone u mnie na Ludmiłku, co pokażę w końcu, jeśli zabiorę się do wpisania w kompa jego wyników... Sama przekopuję także niemieckie i inne fora kotów cukrzycowych (googlowy tłumacz jest pomocny nawet jeśli się nie zna języka, ale jeśli się jakieś podstawowe info posiada już), wiem coraz więcej. A cała wiedza, którą posiadam - pokrywa się z tym, co Tinka radzi. Oczywiście Tinka posiada ogromną wiedzę, niemierzalne doświadczenie i przy tym bardzo logiczno-analityczne myślenie. Nie piszę, że jest nieomylna, każdy jest. Ale w cukrzycy kociej "ma nosa". Pewnie Tinka, jak to przeczyta, to się wkurzy, bo jest to osoba skromna i nie lubi wysłuchiwania pochwał. A należą jej się, za to ile czasu poświęca pomocy kotom. Jeśli Tinka dobrze wie, że ma 100% rację, to nie jest to "wyssane z palca", ale jest to poparte wiedzą + racjonalnymi wnioskami z tego. Zaufałam jej i ufam dalej. Ludmił też ufa :wink:
Pozdrawiam wszystkich Słodziaków :ok: :mrgreen:

Aha! Ale durna jestem - dopiero teraz się skapowałam, że Ludmiłka nie zgłosiłam na "słodką listę" :evil: A więc zgłaszam:
Ludmił, lat 5. Cukrzyca od początku czerwca 2010r. Szejbal, Rzeszów.
No poproszę też mnie dopisać tam pod "Wsparcie lokalne, trzymanie za rękę, podpowiadanie weta, pomoc w pierwszych pomiarach" -> Szejbal, Rzeszów :mrgreen:
"Niektórym ludziom aż chce się przybić piątkę! ...W twarz. ... Krzesłem."
Obrazek
Obrazek
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ludmiłku... [*] żegnaj Najukochańszy Przyjacielu...30.12.2011r.
Mikusiu... [*] Ty też...17.04.2013r.
Obrazek

Szejbal

 
Posty: 2215
Od: Czw maja 08, 2008 23:16
Lokalizacja: Krosno/ (czasem Rzeszów)

Post » Pon lip 19, 2010 19:00 Re: Wątek cukrzycowy - IV

Kochane Dziewczyny :D
myślałam cały czas, co tu odpowiedzieć na Wasze posty, i jak to napisać, żeby wyszło skromnie Obrazek Ale nie przychodzi mi nic skromnego do głowy :oops:

Najlepiej, jak napiszę to, co czuję, bo przecież tylko tak będzie szczerze. Jestem bardzo wzruszona i mimo to, że jestem raczej skromna, to jednak chyba nie aż tak, żeby nie być dumną z naszych sukcesów :ok: To jednak też Wasza wielka zasługa. Obdarzyłyście mnie wielkim zaufaniem i za to Wam bardzo dziękuję :1luvu:

Pozdrawiam cieplutko
Tinka Obrazek

PS: Jutro miną 3 lata od śmierci mojej wielkiej Przyjaciółki.
Disclaimer: Nie jestem lekarzem weterynarii i moje porady na forum miau.pl nie zastąpią konsultacji ze specjalistą.

Tinka07

 
Posty: 3798
Od: Pt lut 09, 2007 15:31
Lokalizacja: Passau/Wenecja Północy

Post » Pon lip 19, 2010 19:11 Re: Wątek cukrzycowy - IV

Zapisze sobie wątek.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 55980
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 12 >>

Post » Wto lip 20, 2010 10:03 Re: Wątek cukrzycowy - IV

Dziewczyny, szału dostanę po prostu :( Łaciata cholera znalazła lukę w "abażurku" i obrabia kolejną łapę. Już nie wspomnę o masakrycznych próbach czochrania się :( Poję ja syropkiem - pomaga na chwilę... Umówiłam się na jutro do weta, będziemy szukać przyczyny, bo nie spocznę aż się nie dowiem, co to jest.
Tinko, pytanie do specjalistki - czy można zastępczo (do czasu aż przyjdzie zamówiony olej z łososia) podawać jej Biogal Zimnotłoczony olej z nasion ogórecznika lekarskiego??? Łykam go na krążenie i poprawę nawilżenia skóry, jeszcze żyję więc trujący nie jest :D
Zamówiłam też dyfuzor Feliway...
"Czy dom bez kota - najedzonego, dopieszczonego i należycie docenionego - zasługuje w ogóle na miano domu?"

ifokry

 
Posty: 285
Od: Śro gru 16, 2009 18:41
Lokalizacja: Gdynia

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości