Drodzy Forumowicze!
Opowiem Wam moja - nasza historie. Opowiem Wam o tym, czego nauczyla mnie choroba mojego kociaka. Moze dla kogos z Was moje doswiadczenia okaza sie pomocne? Chcialabym tez z gory przeprosic za moja pisownie, moja klawiatura nie ma polskich znakow.
W sierpniu 2009 Moj Koks skonczyl 4 lata. Byl wesolym, pelnym energii mlodym kociakiem. Nic nie wskazywalo na to, ze juz niedlugo... Ale po kolei:
Wszystko zaczelo sie we wrzesniu. Pewnego dnia zauwazylam, ze Koksik zaczal czesciej odwiedzac kuwete, przesiadywal w niej dlugo i halasowal (tak, jakby nie mogl znalezc sobie tam miejsca). Wcale sie tym nie przejelam, pomyslalam tylko, ze musze kupic nowy piasek, bo ten, ktory mamy widocznie mu nie pasuje. Po pewnym czasie zauwazylam, ze zaczal kucac w roznych miejscach mieszkania i zostawiac tam kilka kropel moczu podbarwionych na czerwono. Pojechalismy natychmiast do wetki, wiedzialam, ze to musi byc cos z pecherzem. Koksik dostal 3 zastrzyki. Nie wiem co to bylo. Nie spytalam. Teraz wiem, ze to bylo strasznie glupio z mojej strony, ale wtedy po prostu nie pomyslalam o tym. Wierzylam w kompetencje wetki, a ona powiedziala mi, ze to antybiotyki, ktore beda dzialac trzy tygodnie i ze pecherz natychmiast przestanie bolec. Powiedziala mi tez, ze przyczyna chorego pecherza u kotow jest za mala ilosc spozywanych plynow, poradzila gotowac rosol (oczywiscie bez przypraw - tylko sam wywar z kurczaka) i podawac Maluchowi do picia. Wiec zaczelam tak robic. Koksik chetnie ten rosol pil i wydawalo sie, ze wszystko jest ok.
Po miesiacu zauwazylam znowu cos dziwnego. Gdy Koksik biegl po mieszkaniu, to przy hamowaniu jeszcze troche podjezdzal do przodu. I znowu zinterpretowalam to po swojemu (to z pewnoscia wina plynu do podlog - musze kupic inny). Pil bardzo chetnie, ale pogorszyl mu sie apetyt. Zaczal robic sie zolty, nie mial ochoty na zabawe. Znowu wybralismy sie do tej samej wetki. Pani doktor obejrzala go i powiedziala, ze przypuszcza, ze to watroba (nic dziwnego, skoro byl zolty). Dala mu kroplowke pod skore (Ringer - Lactat), antybiotyk (Baytril), pobrala krew do badania i wyslala nas do domu. To byl wtorek 27.10. Nastepnego dnia mielismy pojsc tam rowniez. I znowu Ri - Lac, Baytril, wetka zrobila tez rentgen (ktory na szczescie nie pokazal nic niepokojacego) i spowrotem do domu. Koksinek byl coraz bardziej zolty, slaby, apatyczny i nie chcial jesc. Tego samego dnia wieczorem dostalam telefon od naszej wetki, przyszly wyniki. Powiedziala, ze Koksik ma zapalenie watroby i cukrzyce. Kazala mi poczytac w internecie o kociej cukrzycy i nastepnego dnia przyjsc ponownie. Koksinek juz tylko lezal i nie mial ochoty na nic. Swiat mi sie zawalil. Nigdy wczesniej nie mialam do czynienia z cukrzyca. Beczalam i zadawalam sobie pytania typu: dlaczego on? jak nasze zycie bedzie teraz wygladac? jak sobie poradze? Bardzo sie balam. Zreszta chyba nie musze o tym pisac, bo przez to samo na pewno przechodzil kazdy z Was.
29.10. (czwartek) Koksinek dostal pierwszy zastrzyk insuliny. Zawiozlam go rano do wetki i tam go zostawilam. Po pracy poszlam po niego, ale wetka powiedziala, ze bedzie lepiej dla Malego jak zostanie u niej na noc. A Koksinek byl slabiutki, nie chcial juz nic jesc (wetka dawala mu paste CaloPet), zalatwial sie pod siebie, bo nie mial sily isc do kuwety. Myslalam, ze mi serce peknie. Bylam u niego w piatek rano i wieczorem, jego stan sie nie poprawial, ale wetka powiedziala, ze na to trzeba czasu.
W sobote (31.10.) wzielam Koksa do domu. Mielismy przyjsc spowrotem w poniedzialek rano. Wetka dala mi kroplowke, CaloPet, glukometr i Caninsuline i poinstruowala co mam robic. Na szczescie byl ze mna moj brat i wspolnymi silami jakos sobie radzilismy. A z Koksikiem bylo coraz gorzej. Przelewal mi sie w rekach.
I wtedy pojawila sie w naszym zyciu ONA. Zrzadzenie losu. Ale po kolei: znalazlam JA tu, na tym forum. Prosilam wtedy o porade jaki glukometr kupic. Napisalam do niej PW o tym jak wyglada nasza sytuacja oraz jakie leki (i ich dawki) Koksik dostaje. Zadzwonila do mnie. Byla niedziela 01.11. Powiedziala, ze moja wetka robi wszystko nie tak jak trzeba (zaczela od 4 jedn. Caninsuliny przy poziomie glukozy 384mg/dL), radzila mi natychmiast jechac z Koksikiem do kliniki. Tinka. Moja Tinka.
01.11.o godz.19, pojechalismy do kliniki. Wetka, ktora miala wtedy dyzur po obejrzeniu Koksika powiedziala, ze jego stan jest krytyczny. Musial tam zostac. Nie dawala mi gwarancji, ze przezyje te noc. To byla ciezka noc dla niego i dla mnie. Nie spalam, w kazdej chwili mogl zadzwonic telefon z wiadomoscia, ze umarl. Przezyl! Ale jego zycie bylo caly czas zagrozone.
O dziwo cukrzyca cofnela sie. Od niedzielnego wieczoru nie podawano Koksikowi juz wiecej insuliny. Prawdziwym problemem okazala sie watroba. Koksik mial
Cholangiohepatitis (zapalenie watroby wokol kanalikow zolciowych). Maluszek spedzil w szpitalu 10 dni. Byl caly czas podlaczony do kroplowki, odzywiany byl przez sonde. Codziennie tam wydzwanialam, ale nie odwiedzalam go, powiedziano mi, ze to dla jego dobra, ze jego stan moglby sie pogorszyc gdyby mnie zobaczyl (myslaby, ze przyszlam zabrac go do domu, a ja bym go znowu tam zostawila). Ösmego dnia pobytu Koksika w szpitalu poszlam tam z moim bratem, nie moglam juz dluzej wytrzymac, musialam go zobaczyc, zobaczyc na wlasne oczy, ze jego stan sie poprawil. Przyniesiono go. Byl chudziutki, mial wygolony brzuszek (USG), lapki (kroplowka) i szyje (sonda), ale wyraznie cieszyl sie, ze nas widzi. Byl zywszy, obwachiwal nas, obcieral sie. Widac bylo po jego zachowaniu, ze czuje sie lepiej. Za to pozniej, gdy juz poszlismy, byl smutny i pobil innego kota.
Juz wtedy zaczal sam podjadac sucha karme (oczywiscie bardzo male ilosci, ale to byl juz dobry znak). Wyjeto mu sonde.
11.11. Koksik wrocil do domu. Jeszcze chory i oslabiony, ale cieszyl sie. Od razu po wejsciu do mieszkania obejrzal wszystike katy, sprawdzil czy wszystko jest na swoim miejscu. Mialam podawac mu Synolux, Metronidazol i Ursochol oraz karme dietetyczna Hill`sa Prescription Diet I/d Felline. Mielismy tez co tydzien chodzic na wizyty kontrolne do kliniki. Bardzo szybko okazalo sie, ze Koksinek nie chce jesc Hill`sa, wiec zaczelo sie karmienie strzykawka. Robilismy to w nastepujacy sposob: mieszalam i rozcieralam zawartosc jedenej puszki (156 g) z woda do powstania rzadkiej, w miare gladkiej konsystencji (tak, zeby bylo latwo nabrac strzykawka) i podawalismy Malemu przez caly dzien male porcje w odstepach czasu do pyszczka. Oczywiscie Koksik tego nie znosil, ale nie bylo innej rady.
Pod koniec listopada odstawilismy Synulox, w polowie grudnia Ursochol, Metronidazol mial dostawac dalej. Przez ten caly czas poza krotkimi wyjatkami karmilismy go strzykawka (teraz juz wiem, ze ten brak apatytu byl skutkiem ubocznym Metronidazolu). To byla ciagla hustawka. Na zmiane: pare dni mial apetyt i gdy juz zaczynalam wierzyc, ze wszystko bedzie ok, nastepowalo znow zalamanie i znow trzeba bylo karmic go strzykawka. Zaczelam podawac mu normalna karme (za zgoda weta). Zmienilam mu tez wtedy calkowicie karme. Do tej pory dostawal sucha i mokra (Gourmet, Sheba, od czasu do czasu Whiskas - myslalam, ze to sa najlepsze marki). Od Tinki dowiedzialam sie jakie jedzenie jest naprawde wysokowartosciowe. Od tamtej pory zaczelam kupowac: Miamor, Animonda, Grau, ZiviPeak, Auenland, Mac`s, Terra-Purra. Marki, o istnieniu ktorych nie mialam wczesniej zielonego pojecia, poniewaz nie byly i nie sa reklamowane (niestety). Odstawilam tez calkowicie sucha karme.
Pod koniec grudnia (bylismy wtedy u moich rodzicow), Koksik zaczal znow robic sie zolty, ospaly i znow nie mial apetytu. Zaczelam karmic go strzykawka, ale wszystko zwracal. I wtedy zdecydowalam odstawic Metronidazol (byl 30.12.), a Koksik zaczal...jesc.
Zaraz po powrocie (04.01.) poszlismy do kliniki. Zrobiono mu testy na bialaczke i koci aids (na szczescie byly negatywne). Dostal spowrotem Ursochol. Postanowiono zrobic ponownie USG oraz biopsje (biopsja mialaby nam powiedziec czy mamy do czynienia z ropiejaca czy z nieropiejaca odmiana Cholangiohepatitis). Bylam przy tym badaniu obecna, jednak nie pobrano probki, stwierdzono, ze to jest za bardzo ryzykowne. Nastepnie lekarze postanowili otworzyc mu brzuszek i w ten sposob pobrac wycinek do badania. Zgodzilam sie. Operacja odbyla sie, a weci rozcieli Koksinkowi brzuch, popatrzyli do srodka i ... zaszyli go. Probka znowu nie zostala pobrana, poniewaz to bylo zbyt ryzykowne. Lekarze powiedzieli mi, ze jeden z przewodow zolciowch jest zapchany i aby go udroznic nalezy podawac Koksikowi steryd (Prednisolon). Bylam temu przeciwna, balam sie, ze moze znow pojawic sie cukrzyca, ale uspokojono mnie. Powiedziano mi, ze to nie moze sie zdarzyc, poniewaz Koksik bedzie dostawal steryd tylko 6 tygodni i tylko male dawki. Wiec pomyslalam sobie, ze tam pracuje kilku lekarzy, ktorzy konsultuja sie ze soba, wszyscy znaja tez dobrze Koksa i nasz przypadek i widocznie wiedza co robia. Zgodzilam sie. Jedynym plusem tej calej sytuacji bylo to, ze Koksik zaczal od razu bardzo ladnie jesc (jeden ze skutkow ubocznych sterydow) i z tego bylam zadowolona.
Minely trzy tygodnie. Koksik zaczal znowu dziwnie sie zachowywac ( lezal w umywalce - czego nigdy wczesniej nie robil, byl slaby) i juz wiedzialam co to jest. Byla niedziela 07.02. Pojechalismy do kliniki. Potwierdzilo sie. Cukier 408 mg/dL. Bylam zla na klinike, na wetow. Od razu dostal kroplowke i 1 jedn. Caninsuliny. Byl na tyle oslabiony, ze musial zostac w klinice.
W poniedzialek (08.02.) poszlam do apteki po glukometr. Nasz model to GlucoHexal. Bardzo elegancki, ale nie polecalabym go poczatkujacym, poniewaz krew pobierana jest z boku paska i wymaga to wszystko pewnej wprawy i doswiadczonej reki. Ja tez nie kierowalam sie tutaj wzgledami estetycznymi, po prostu dostalam go za darmo w aptece (musialam tylko dokupic sobie paski), we wtorek zabralam Koksika do domu. Dostawal dalej Ursochol, Metro i Prednisolon (nie mozna go od razu odstawic, tylko stopniowo redukowac dawke).
Cukier mierzony byl dwa razy na dzien. Na poczatku robilam to z moim bratem (cztery rece to nie dwie). Sadzalam sobie Koksika miedzy nogami (w ten sposob kontrolowalam jego ruchy - nie mogl mi uciec) i nakluwalam mu uszko, w tym samym czasie moj brat uruchamial glukometr, wkladal pasek i pobieral krew. Oczywiscie to nie bylo takie proste, zmarnowalismy duzo paskow, Koksik sie denerwowal, ja sie denerwowalam, ale nie bylo innego wyjscia. Z czasem zaczelam robic to sama. Wiedzialam, ze musze to robic, poniewaz
GLUKOMETR RATUJE ZYCIE ( Kwasica, Hipoglikemia) i nigdy, powtarzam : nigdy nie odwazylabym sie podac insuliny bez wczesniejszego zmierzenia poziomu cukru we krwi.
Rano i wieczorem stosowalismy nastepujacy schemat: pomiar cukru, jedzonko, insulina + tabletki. Zaczelismy od 1 jedn. Caninsuliny i powoli ja zwiekszalismy. Z czasem Koksik zaakceptowal fakt, ze musimy mierzyc cukier. Wyobrazcie sobie, ze rano, gdy wstawalismy, szedl od razu do lazienki (tam mierzylam mu cukier, bo tam mam najlepsze swiatlo). Wiedzial, ze najpierw pomiar, a dopiero potem sniadanie (koty sa bardzo inteligentne). To, czego nigdy nie lubil, to byl moment wstrzykiwania insuliny, nie wiem dlaczego, moze dlatego, ze robilam to podczas sniadania i przeszkadzalam mu. Nigdy nie podawalam Koksikowi karmy dla cukrzykow, tylko normalne jedzenie (to, ktore dostawal wczesniej). Koksik dostawal 300g jedzonka na dzien: 150g rano i 150g wieczorem. Sniadanie (150g) dzielilam na trzy porcje, ktore podawalam w odstepach czasu w ciagu pieciu godzin od podania insuliny, tak samo robilam wieczorem. Robilam tak dlatego, poniewaz Koksik nie mial nigdy wczesniej (przed choroba) wydzielanych posilkow, po prostu zawsze mu cos tam swiezego do miski wrzucalam i jadl kiedy chcial (ja tez jem wtedy gdy mam na to ochote). Wiedzialam, ze przy cukrzycy nie moge tak dalej robic, ale nie mialam serca przestawiac go w tak drastyczny sposob tylko na dwa posilki dziennie. Dawalam mu tez jogurt naturalny (male porcje mniej wiecej co drugi dzien) oraz zoltko (raz w tygodniu).
Juz nie bylam tak przerazona jak za pierwszym razem (wtedy, na jesieni), czasem sobie pobeczalam, ale wiedzialam, ze musze o niego walczyc i zrobie dla niego wszystko. Przyjelam to juz na spokojnie, ok, teraz mamy cukrzyce i musimy sobie z nia radzic. Bylam tez bardzo zmeczona. Od pazdziernika nie bylo nocy, ktora bym cala przespala, wszystko krecilo sie wokol Koksika. Spal ze mna, a kazdy jego ruch od razu mnie budzil. Schodzil z lozka, a ja sluchalam, czy on idzie do kuwety, czy do miski, czy wymiotuje.
Przez ten caly czas byla ze mna, z nami Tinka. Dzwonilysmy do siebie bardzo czesto, a od czasu jak powrocila cukrzyca, codziennie. Godzinami wisialysmy na telefonie. Cieszyla sie ze mna z malych sukcesow i wspierala w chwilach zwatpienia i zalamania. I caly czas motywowala mnie do walki. Znajomi, rodzina, mowili mi, zebym pozwolila mu umrzec, bo przeciez moge sobie wziac nowego, zdrowego kociaka. Nie mogli pojac, ze ja nie chce innego, tylko mojego slodkiego Koksika i, ze on nie jest dla mnie tylko kotem, jakims tam kotem. To Koksiak, dzieciaczek, przyjaciel, ktory kocha i czuje i ma tylko mnie na swiecie. Tylko Tinka to wszystko rozumiala.
Ale wracajac do tematu. 14.02. wyladowalismy znow w klinice. Kwasica ketonowa. I znow kroplowka, insulina.
Nastepnego dnia Koksik wrocil do domu. Tego dnia nie dostal insuliny. Cukier byl w normie. Tak samo bylo kolejnego dnia. Trzeciego dnia rano tez bylo ok, ale wieczorem juz 421 mg/dL. Od tego momentu Koksinek potrzebowal znow insuline. Zwiekszylam dawke do 1,4. Kupilam tez paski do pomiaru ketonow w moczu. Zaczelam mierzyc dwa razy dziennie ketony.
01.03. pojawily sie znowu. Pojechalismy do kliniki. Zostawilam go tam na caly dzien i wieczorem pojechalam go odebrac. Nie zrobiono nic. Koksinek przesiedzial caly dzien w swoim pudelku, bez jedzenia, we wlasnych odchodach. Bylam wsciekla. Nie dosc, ze wpedzili go w cukrzyce, to jeszcze nie mieli o niej zielonego pojecia! Powiedzieli mi, ze maja duze doswiadczenie z cukrzyca u kotow. Nie sadze. Bagatelizowali ketony, nie mieli pojecia o istnieniu paskow do mierzenia ketonow, nie znali Levemira. O tym wszystkim musialam dowiadywac sie sama, we wlasnym zakresie. Powiedzieli mi, ze maja sukcesy z Caninsulina u kotow!!! Nie wierze w to. Nie chcieli mi dac recepty na Levemir ( wywalczylam ja dopiero 06.03., ale nie wyprzedzajmy faktow).
Zabralam go wtedy do domu i po konsultacji z Tinka zaczelam robic kroplowki. Sama. Moj brat byl wtedy w Polsce. Rece mi sie trzesly, balam sie zeby nie zrobic mu krzywdy, po pierwszym razie bylam tak wyczerpana i roztrzesiona, jakbym nie wiem co robila. Ale udalo sie. I z dnia na dzien szlo mi coraz lepiej. Podawalam mu dwa razy dziennie po 75 ml Ringer i NaCl na zmiane (pod skore oczywiscie). Koksik znosil to bardzo dzielnie, lezal grzecznie i czekal, az skonczymy, a ja w tym czasie mowilam do niego, glaskalam go (mysle, ze to byl dla niego mniejszy stres, niz kroplowki w szpitalu). Zwiekszylam dawke do 2,5 jedn., ale cukier byl caly czas wysoki, ketony byly tez.
06.03. poszlam do kliniki. Sama. Po recepte na Levemir. Bylam tak wsciekla, ze musialo to byc chyba po mnie widac, bo od razu te recepte dostalam. Wiedzialam, ze juz tam wiecej nie pojde, bo oni nie potrafia juz pomoc Koksikowi.
07.03. o siodmej rano Koksik dostal pierwsza dawke Levemira i kroplowke, a wieczorem nie bylo juz ketonow!!! Czas plynal. Ciezko bylo ustalic dawke. Zaczelam od 2 jedn.insuliny i powoli ja zwiekszalam Cukier byl caly czas wysoki. Wahal sie w granicach od 300 do 450 - 480 mg/dL. Po zwiekszeniu dawki, podawalam ja przez 10 - 12 dni, jesli przez ten czas nie widzialam poprawy, zwiekszalam dawke i znow czekalam 10 - 12 dni. Chodzilo oczywiscie o to, zeby organizm przyzwyczail sie do nowej dawki. Doszlismy do dawki 2,75.
Nadszedl 01.04. Tego dnia mielismy jechac na Swieta Wielkanocne do rodzicow. Wstalam jak zwykle o 7 rano i zmierzylam Koksinkowi cukier. Bylo 85 mg/dL!!! Od tego dnia zaczelo cos sie dziac. Jeszcze wtedy nie wiedzialysmy z Tinka, czy to w koncu Levemir zaczyna dzialac, czy tez zaczyna sie cos dziac z trzustka (oczywiscie w pozytywnym znaczeniu). Zaczelam dawkowac insuline wedlug potrzeb. Wygladalo to w ten sposob: mierzylam poziom cukru i w zaleznosci od wyniku decydowalysmy z Tinka ile insuliny wstrzyknac. Poza tym Koksik czul sie dobrze, Jadl bardzo chetnie, przytyl, byl wesoly i znow chetnie sie bawil.
Po powrocie z Polski pojechalismy z Koksinkiem do nowej wetki (polecanej przez niemieckie forum cukrzycowe - podobno najlepszej specjalistki w Hamburgu jesli chodzi o kocia cukrzyce i choroby wewnetrzne). To byl 16.04. Opowiedzialam jej historie choroby, pobrala mu krew do analizy i chciala zrobic USG watroby ( z watroba nie bylo jeszcze wszystko ok, Koksik dostawal wtedy jeszcze caly czas Ursochol). I juz wiedzialam, ze jej nie chodzi o dobro mojego kota, tylko o kase. USG oznaczalo dla Koksika: strach, stres i golenie brzuszka. Dla pani doktor: zarobienie 100 Euro. Nie zgodzilam sie. Powiedzialam, ze najpierw zobaczymy co pokaza wyniki i dopiero wtedy, jesli bedzie to konieczne zrobimy USG (ostatnie parametry watrobowe byly robione w styczniu, wiec troche czasu juz uplynelo, Koksik czul sie dobrze, moze USG wcale nie bylo konieczne). Na moje stwierdzenie, ze moze trzustka zaczyna pracowac, wetka powiedziala, ze wydaje jej sie to raczej niemozliwe. Stwierdzila, ze tak dziala na niego Levemir. Ona miala wieksze doswiadczenie z Lantusem. Podala mi sposob w jaki mialam dawkowac insuline.
Podaje ponizej te metode. Moze dla kogos z Was bedzie to pomocne w ustaleniu odpowiedniego poziomu cukru:
- przy poziomie cukru ponizej 50 mg/dL nie podawac insuliny
- w przedziale 50 - 70 mg/dL polowe dawki
* w tygodniu:
- miedzy 70 - 100 mg/dL podac 1,75 dawki
- powyzej 100 mg/dL cala dawke
* na weekend (wtedy, gdy jestes caly dzien w domu):
- rowniez w przedziale 70 - 100 mg/dL podawac cala dawke i mierzyc cukier co 2 - 3 godz.
My (Tinka i ja) nie stosowalysmy tego schematu. Robilysmy dalej po swojemu, czyli: pomiar i decyzja o wielkosci dawki.
Od 23.04. zaczelam kropelkowanie. Rano cukier byl w normie wiec nie dostal nic, wieczorem przy wyniku 129 dostal kropelke, +2 mial 144, wiec znow kropelka, po nastepnych dwoch godzinach bylo 106 (czyli juz lecial), zostawilam go tak do rana, a rano bylo 49, wiec znow bez insuliny. Mierzylam cukier tak czesto jak tylko moglam i bylam w domu (musze niestety tez chodzic do pracy

, a urlopu nie moglam juz wziac). Podawalam kropelki wielkosci lebka od szpilki, najpierw dwie na dzien, pozniej jedna.
24.04. o godz. 16 moj Koksinek dostal ostatnia kropelke insuliny!!!
I tu, Drodzy Forumowicze dowod na to, ze gdyby nie glukometr, nigdy by sie to nie udalo! Jesli kochasz swojego kota, to zaprzyjaznij sie z glukometrem, bo tylko w ten sposob mozesz wyciagnac malucha z cukrzycy. Chociaz minely juz prawie trzy miesiace, dalej mierze Koksikowi kontrolnie raz w tygodniu cukier. Wyniki sa idealne.
W miedzyczasie przyszly wyniki krwi. Z watroba bylo duzo lepiej. Mielismy powtorzyc badanie za miesiac.
Na poczatku czerwca bylismy znow u pani doktor. Bardzo sie zdziwila, gdy jej powiedzialam, ze nie stosowalam jej schematu i, ze wyciagnelam Koksika z cukrzycy. Znowu zbadalismy krew. Z watroba jest juz ok, ale niestety kreatynina i mocznik sa podwyzszone. Pani doktor nie zadzwonila osobiscie, zeby mnie poinformowac o wynikach, zrobila to sekretarka. No coz, nie bylam juz atrakcyjna klientka, Koksik wychodzil z chorob, a ja nie wykonywalam jej polecen, tylko robilam po swojemu. Sekretarka zalecila mi podawanie karmy dla nerkowcow i kontrolowanie poziomu cukru.
Oddalam mocz do analizy. To zrobilam juz w innym miejscu. Z moczem wlasciwie wszystko ok, tylko podwyzszone pH i dwie bakterie (dawalam mu na to juz przez 15 dni Synolux).
Bylam z tymi wynikami u innych wetow. Opinie sa rozne.
Jednen powiedzial: chore sa nerki, a wiec tylko dietetyczna karma, kroplowka NaCl 500ml w tygodniu, ewentualnie Fortecol, po 6 tyg. zbadac ponownie krew.
Inny powiedzial: chory jest pecherz. Podawac antybityki.
Jeszcze inny: winne sa te wszystkie choroby i leki, ktore Koks dostawal od jesieni. Na Fortecol jest za mlody. Podawac od czasu do czasu troche jedzenia dla nerkowcow, od czasu do czasu tez kroplowki. Ogolnie nie powinnam sie martwic i na poczatku lipca powtorzyc badanie.
i jeszcze jedna opinia: od czasu do czasu kroplowki, Fortecol nie, dietetyczna karma nie, powtorzyc po dwoch miesiacach badanie.
Oczywiscie bardzo sie martwie. Nerki czy pecherz? Co powinnam robic?
Od 11.06. Koksik dostaje prawie codziennie ok 75 ml NaCl. Pod skore. Nie protestuje. Jedzenia dietetycznego jeszcze nie podaje, sa rozne opinie na ten temat. Nie mam weta.
We wtorek idziemy zbadac krew (profil nerkowy) do...kliniki. Osluchac go i pobrac krew moze przeciez kazdy wet. Mam nadzieje, ze bedzie dobrze.
A Koksik? No coz. Przytyl (wazy znow 5 kg - w czasie choroby spadl do 3,8 kg) i jest wesolym, zywym kociakiem. Patrze na niego jak szaleje rozbawiony po calym mieszkaniu, wszedzie go pelno. Lzy mi sie cisna do oczu i mysle: warto bylo o ciebie walczyc Maluchu.
A teraz na koniec jeszcze kilka slow podsumowujacych. To, czego nauczyla mnie choroba Koksika. To nie sa rady (ja tu nie jest od pouczania), raczej moje wnioski:
1. Nigdy nie bagatelizuj dziwnych zachowan swojego kota (lepiej dmuchac na zimne).
Choroba moze przyjsc w kazdej chwili. Koksinek zyl w zlotej klatce, nie wychodzil na dwor, nie mial kontaktu z innymi zwierzakami, myslalam, ze go chronie, ze w domu nie moze nic zlapac i nic sie nie moze stac. Mylilam sie. Nie szczepilam go (zeby oszczedzic mu niepotrzebnego stresu i strachu). Te bakterie przynioslam najprawdopodobniej do domu na sobie.
2. Patrz na rece swojemu wetowi.
Jesli wiesz juz na co cierpi Twoj kot, zbieraj jak najwiecej informacji na temat jego choroby, bo tylko w ten sposob mozesz kontrolowac ruchy weta. Nie mowie, ze kazdy wet jest niekompetentny, a Ty masz czekac,az powinie mu sie noga, ale patrz co on robi, nie boj sie pytac. I pamietaj, ze tylko Tobie zalezy na Twoim kocie. Jesli wet popelni blad, to nie poniesie zadnych konsekwencji, a Twoj kot moze stracic zycie.
Poza tym, jesli wet zauwazy, ze orientujesz sie w sytuacji, bedzie mial inny stosunek do Ciebie i bedzie sie z Toba liczyl.
3.Jesli cukrzyca to koniecznie glukometr.
Jestesmy tego zywym przykladem. Na ten temat pisalam powyzej.
4.Pytaj co podaja Twojemu kotu.
Nigdy juz nie pozwole, zeby Koksik dostal jakis lek, czy zastrzyk bez mojej wiedzy. Musze wiedziec co i kiedy mu podaja (teraz mysle, ze wtedy na jesieni, Koksik dostal steryd i stad te nasze wszystike pozniejsze problemy). Nie musisz zgadzac sie w ciemno na wszystkie leki i zabiegi, ktore proponuje wet. Dowiedz sie najpierw we wlasnym zakresie, czy to jest konieczne.
5. Nigdy wiecej sterydow.
Sterydy podnosza poziom cukru we krwi i obnizaja odpornosc organizmu. Nigdy nie zgadzaj sie na to, jesli Twoj kot ma tendencje do cukrzycy.
Drogi Forumowiczu, dziekuje Ci, ze przeczytales ten tekst do konca. Zycze Ci wytrwalosci w walce z choroba i abys nie tracil nadziei. Walcz o swojego kociaka.
A Tobie, moja kochana Tinko, dziekuje za wszystko co zrobilas, za to ze bylas i jestes ze mna, za to, ze zawsze mialas dla mnie czas. Uratowalas Koksika przed smiercia. Gdyby nie Ty nigdy nie udaloby mi sie tez wyciagnac go z cukrzycy. Masz ogromna wiedze i wielkie serce. Wiem, ze nie bedziesz zadowolona z tego, ze Cie tak tutaj wychwalam, ale chcialam Ci podziekowac rowniez w ten sposob. Kochamy Cie
