Malk pisze:mam poważne podejrzenia, że Annskr jest cyborgiem
Jeśli chodzi o emocje - to ostatnio faktycznie, jestem z nich wyprana prawie calkowicie... Ale to pewnie dla mnie lepiej

Fizycznie - cyborgiem niestety nie jestm, a żal
Bo ledwo z wielkim trudem i na kilka dni udalo się załóatwić bardzo tdt Warsa i Sawę, rozpczął się huk z biała kotką - zadzwonili ludzie, których poznałyśmy z Agą przy łapapniu "jej" kociaka jakiś miesiąc temu, to dość bliska okolica. Ich kotka zniknęła, opisali ją - to na 90% ta biała ze zdjęcia. Zabrałam z lecznicy z niedowierzaniem oglądając majstersztyk CC - gdybym nie wiedziala na 100%, ze kotka ciachnięta, nie uwierzyabym, jak dojrzeję do operacji prastycznej, idę do CC.
Pojechałam z kotką do tych ludzi, a tam pięć dwutygodniowych maluszków zbitych w kupkę, dobę nie jadły - wcześniej, telefonicznie, kategorycznie zażadałam kupienia mleka w porszku i karmienia malców, bo jeśli to nie ta kotka? Jesli po narkozie nie zacznie karmić? Ne mają pieniędzy - to niech pożyczą od sąsiadów i kupią choś najtańsze bebilko

.
Kupili, ale nie umieli nakarmić malców. Kotka się nimi niie zainteresowała. Zaczęliśmyu karmić i odsikiwać - boją się, nie umieję, skrzywdzą - zaczęłam wrzeszczeć, ze już skrzywdzili, bo widzę, że z 10 oczek 5 jest zaklejonych - no tak, pewnie się kociaczki podrpały. Kociaki nakarmione ożywila się, zaczelły pełzać po posłanku. Odsikujemy, oczka rozmaczam, rozklejam - z każdego pod ciśnieniem wypływa ropa - porządne ziarnko grochu. KK, dwutygodniowe kociaki domowe - horror. Jak komórkowe z Limanki

.
Mialam gentę, pozakraplałam, w sobotę mieli pojść do naszego weta. Liczyłam na kolejną pogadankę pedagogiczną. Pokazałam Sawę z czerwonymi oczami - mialam z sobą, wiozlam do tdo.
W sobotę po poludniu zadzwoniłam - byli w lecznicy, najbliższej - i "niepotrzebnie pani robiła panikę, to "tylko" koci katar..."
Pamiętacie moich przyjacół z pracy? Czasem o nich piszę, Zarazili się trochę kotami, regularnie karmią 4 koty pod blokiem, wycięli je, zrobili karmnik, docnają "gości", wiosną tego roku łapali w swojej piwnicy małego umierajacego buraska - wyrósł na pięknego Graffi.
W sobotę rano dzwoni Ela - potrzebuje ze znajdką do dobrej lecznicy.
Wieczorem Jarek poszedł z psem na spacer, coś płakało w krzakach. Więc najpierw wrócił do domu po latarkę, a potem wrócil do domu z dwumiesięczną czarną kotką z poranioną łapką. Koteczka zapchlona i wychudzona, dzika że strach - wyje, dopóki się jej nie weźmie na ręce... Na szczęście Ela i Jarek dadą jej dt, i będą się starali wyadoptować. Ich koty - Graffi zaciekawiony, kilkuletni wielki czarny Bazyl (Bazyliszek

) - wściekły. Pies Maxio - zainteresowany, mala się go nie boi.
I na koniec lepsza wiadomość - Dobra Pani zaczaila się pod płotem nierozsądnych ludzi i jednym rzutem zgarnęła sześć szylkretek - w różnych stadiach ciąży, od 3 do 7 płodów... Pierwszy miot jednej z szylkretek od jakichś dwóch tygodni ma u siebie.. Same czarne i buraski - ech, ta genetyka. A może "ładniejsze" ktoś wcześniej zgarnął?
Zdjęcia pewnie będą
