Myszu!
weatherwax, witaj

Poczyniłam ciekawe spostrzeżenia: wiecie, jaki intensywny ruch panuje w mojej mieścinie po 11 w nocy?
Spory.
Może ludzie akurat z weekendowych wypadów wracali?

To w związku z wczorajszym nocnym przeglądem prasy.
Noc przebiegła bez najmniejsiejszego problemu. A jeśli ktoś jednak problem jakowyś miał , to załatwił go szybo i cicho (ale tu nie jestem wiarygodna, bo jak zasnę, to się mnie czołgiem nie ruszy

). W każdym razie stan pogłowia się zgadza: wszystko w stanie nienaruszonym (ja się trochę drapię - reakcja chyba na nową sierść czy cóś).
I tera tak:
Akt I
Przygotowania do snuStwierdziłam, że Bunia spać będzie na swoim posłanku. Mi tam ryba, czy śpi ze mną pies, kot czy świstak

, ale po co psu robić problem na wejście w nowym domu, jeśli opiekun nie życzyłby sobie takiej poufałości, co nie? Saba chyba była innego zdania. Owszem, położyła się na posłanku, ale kiedy sama władowałam się do wyrka, psina wzięła swojego miśka w paszczę i zameldowała się przy tapczanie z takimi dwoma

w oczach:
E? a ja?! Akt II
Ktoś leżał w moim łóżeczku!No to co, wstałam, odprowadziłam
piesa na posłanko, a nie: wróć! Wygoniłam Melkę, która się tam rozwaliła

, no i potem mogłam już ułożyć do snu misia i Sabę, a następnie wrócić do siebie. Koty w tym czasie stwierdziły, że pies czy nie pies, one swoich zwyczajów sypialnianych zmieniać nie będą i powracały do pokoju.
Akt III
Ukryty Fraczek, przyczajony sierśćJurek zapoznał się z Sabą w sumie jako pierwszy. Już wcześniej - wspominałam. Teraz, kiedy wokół zrobiło się cicho, a potwór spał

, można było podejść jeszcze raz i z bliska nadziwić się Istocie: Fraczkensy po kolei podchodziły, raz bliżej, raz dalej, naciągały szyjki, nastawiały uszu, niuch-niuchały z wszystkich stron

A potem nie wiem, co było, bo nastąpił...
Akt IV
SenMój. Zostawiłam zapalone światło, z mocnym postanowieniem, że będę czuwać nad zwierzyną. Tiaa... Nie wiem, kiedy zasnęłam, ba! nie wiem, kiedy zgasiłam światło
I telewizor...
Teraz tak siedzę i myślę...
Akt V
PoranekTak więc obudziłam się, stwierdziłam, że koty po nie łażą, czyli że żyją. Przynajmniej część. Czyli te najmocniejsze przetrwały w razie jakby co, czyli zdrowa populacja kocia się nie w domu ostała. Zerknęłam w kierunku posłania Księżnej Pani, stwierdziłam, że dycho. Obudziłam więc psa

Czemu ma jej być lepiej niż mnie?
Saba bardzo grzecznie czekała, aż się zbiorę, i przed ósmą podreptałyśmy na ...
Akt VI
Poranną prasówkę i zrywanie stokrotekOd razu piękny sukces: wczoraj wychodziła przed klatkę i zawias. Trzeba było ja przenieść kawałek. Dziś popylała sama. Obeszłyśmy osiedle, jedna z nas (MYszuu

) olała chodnik, niedaleko placu zabaw złożyła Matce Naturze obfity dar w formie stałej i mogłyśmy iść dalej. Już zapomniałam, jak cudnie się chodzi z woreczkiem pełnym psiej kupy w garści

Przy okazji zauważyłam, że "psia alejka" chyba jest przez właścicieli czworonogów sprzątana albo co, bo niemożliwe jest, bym nie widziała po drodze żadnego produktu psiej przemiany materii

Co ja mówię: niemożliwe jest, że do niczego nie wlazłam

Za następnym blokiem już widoczki były znajome: co kawałek, to.. kawałek
A, stokrotkę zerwałyśmy tylko jedną.
Akt VII
ŚniadanieNajpierw koty: Fraczki zjadły, Tosia zjadła, krówencje jakiś strajk poprowadziły. Sabie otworzyłam puchę, władowałam nieco do michy i poszłam do kuchni. Kiciów pilnować. Aaaa... jak Mela usłyszała dźwięk otwieranej puszki, zmaterializowała się w ułamku sekundy nad psią michą

Ale do rzeczy: Saba praktycznie puchy nie ruszyła. Podałam suche - zjadła kilka chruptaków. Obwarczała też Melkę, która gdzieś tam się kręciła przy misce. Znaczy - jak chce, to potrafi
Akt VIII
Trawimy śniadanieBek, bek...
