rozmawiałam z p. Basią i dowiedziałam się, co następuje:
- kociaki prawdopodobnie są pod opieką znajomych karmicielek, jedną z nich miałam okazję poznać i jest bardzo prokastracyjna, p. Basia obiecała zwrócić jej uwagę na tę posesję, więc jest szansa, że tu się sprawa rozwiąże
ALE i tak jestem zmuszona prosić o pomoc
prosiłam w lipcu o dowiedzenie się w Koterii, czy w zaistniałej sytuacji wolontariusze nie zgodziliby się pomóc w łapaniu i transporcie kotów (p. Basia jest dobrze po 70-tce, więc siłą rzeczy nie ma siły "walczyć" z łapką w autobusie). Prosiłam o info, jakby Ośrodek odmówił pomocy w tym zakresie. Telefon milczał... ponieważ na stronie Koterii zobaczyłam w ewidencji kotów z końca lipca bądź sierpnia ul. Wiktorską, wzięłam to za dobrą monetę.
Okazało się, że w międzyczasie jedna z kotek urodziła- ale p. Basia nie wie która, na szczęście kociak jest tylko 1 (w lipcu żadna miała nie być w ciąży), mówiłam, że w ostateczności zawiozę koty pojedynczo autobusem do Koterii bądź dowolnej lecznicy, ale dowiedziałam sie, że to nie to samo co samochód (poniekąd słusznie, ale boję się jeździć i prawa jazdy robić nie planuję), a do Koterii nawet nie dzwoniła.
Poprosiłam, żeby spróbowała się dowiedzieć o możliwość uzyskania w Ośrodku pomocy, jednocześnie obiecałam poprosić o pomoc, co niniejszym czynię... pracuję niedaleko, więc chętnie się włączę w działania, ale nie dysponuję klatką łapką (koleżanka się na mnie "wypięła" na dobre, nie widząc, że szkodzi głównie kotom) ani wspomnianym transportem. Pani Basia karmi ok. 9 rano i 9 wieczorem, ja będę do dyspozycji wczesnym rankiem, ok. 5-6. Podobno to dobra pora na łapanie kotów
