pisiokot pisze:Safii pisze:Kicia musi poczekać na operację aż troszkę podrośnie,
bo teraz, przynajmniej w Częstochowie jest to niemożliwe.
Operacja przewidziana jest na wiek 4-5 miesięcy.
Do tego czasu mała będzie musiała żyć z bólem.

url]
Kurczę, mój Truś (najpierw nasz tymczas, obecnie rezydent, adoptowany z łódzkiego schroniska połamianiec) miał dokładnie taką samą operację obcięcia głowy kości udowej i "poskładania" kości prawie od razu - tj. po tygodniu - jak taki pokiereszowany trafił do schroniska. Był wtedy kociem niespełna trzymiesięcznym. Miał jeszcze do tego połamaną miednicę. Wszystko poszło ok.
Dlaczego weci chcą czekać ? Chodzi o to, żeby kitka była mocniejsza, miała lepszą odporność czy jeszcze z jakiegoś innego powodu ? Obawiałabym się, że to się przez ten czas
jakoś tam zrośnie i potem może być problem.
Sprawa jest raczej bardziej natury technicznej.
W czewie nie ma po prostu odpowiedniego sprzętu,
do przeprowadzenia operacji na kostkach tak małego kociaka,
bo fizycznie chyba jest gotowa do operacji i też chciała bym,
żeby odbyła się jak najszybciej.
Rozmawiałam z trzema wetami, którzy zajmują się chirurgią
i wszyscy chcą czekać.
Gdyby była możliwość takiego zabiegu w innym mieście,
to jestem jak najbardziej zaaaaaa.A tymczasem mała jest niedopoznania.
Nabrała troszkę ciałka i futerko zrobiło się jej super puszyste.
Taki mały urwis się z niej zrobił.
Każdy, kto ją weźmie z miejsca się w niej zakocha.
Czemu?
Bo to przytulanka jakich mało.Gdy kładę się na łóżko,
moment i jest przy mnie
i od razu włazi mi na twarz.
Mowy nie ma, żeby położyć się na boku.
Ona chce swoją miejscówkę na buzi
i głośno manifestuje swój sprzeciw, gdy próbuję ją ściągnąć.
Wtyka mi łapki do oczu i ust i tak zasypia.
Mo mamina córeczka bez dwóch zdań.
Boi się innych ludzi, co mnie martwi.
Gdy wychodzę z pokoju,
cwaniara wdrapuje się na półkę regału i siedzi tam
(za książkami), póki nie wrócę.
Próbowałam oswoić ją z innymi ludźmi,
odgłosami i zwierzętami, ale wpada w panikę.
Moich kotów się boi i one boją się jej.
Nie wiem co robić.
Został cholera jeden dzień.Jeśli nikt się nie zgłosi,
muszę ją zawieść do kociarni, a wiecie…
Tam zmarnieje, zdziczeje, no płakać mi się chce…

Chciała bym ją zatrzymać, bardzo,
ale wtedy mogę się pakować i wynosić z domu.
Oj i co począć?
Kto weźmie tego Aniołka?Zrobiłam jej kilka super fotek – zaraz je zgram i wrzucę.