"Bardzo trudna decyzja"Naprawdę trudna.
Otóż, moja Mama od pewnego czasu nie orientowała się w ilości futer w mojej szafie.
Uświadamianie jej zakonczyłam na Miodziu.
O Astusiu jakoś nie umiałam jej powiedzieć.
Jak pomyślałam ile będzie gadania w stylu "dziecko bój się Boga,.... zgłupiałaś, do cna... itp.", to zwyczajnie tchórzyłam.
Żeby choć była szansa, że powie to co ma mi powiedzieć RAZ, jakoś bym to przeżyła, ale widziałam, że te teksty będą wracać jak bumerang.
Astuś zamieszkał z nami tuż po Nowym Roku i od tego czasu strasznie musiałyśmy się z Kiką pilnować, by czegoś nie palnąć będąc u babci.
Fakt, że nie wypaplałyśmy graniczy z cudem, biorąc pod uwagę, że temat naszych kotów nie schodzi nam z ust.

Jesteśmy obie bardzo monotematyczne.
Od dłuższego czasu zbierałam się na odwagę, by przyznać się do Astka i już.. już miałam to zrobić, a tu bach!!!... pojawiła się Epica.
No i jak zacząć?

Odwagi potrzebowałam w zaistniałej sytuacji zdecydowanie więcej.
Dyskomfort psychiczny mnie dręczył, bo czułam się tak jakbym kłamała.
Wydręczył mnie do tego stopnia, że dziś wdziełam laptopa i pojechałam do mamy.
Kika nie zostawiła mnie samej z tym przedsięwzięciem, ale dzielnie mi towarzyszyła dodając otuchy.
Chciałam przeczytać mamie niniejszy wątek i jakoś
subtelnie dojść do ostatnich rezydentów.
Ja i subtelność!! Ja i dyplomacja!!
Zamiast tego, odpaliłam kompa a na tapecie co widać?
No oczywiście! Na kanapie moi trzej kocioterapeuci!
ruru pisze:no nie mogę jacy cudni kototerapeuci, widać kompetencje w tych przepastnych oczętach:

Taaaaa, taki obrazek na dzień dobry, miast delikatnego przejścia do celu wizyty i kwintesencji tematu.
Oczywiście nastąpiła lawina pytań.
No nic. Pierwsze koty za płoty.
Czytając wątek mama dobrze się bawiła, choć spoglądała na mnie z mieszanymi uczuciami i troską /jak myślę o moją psychikę i poczytalność/.
Już prawie się pogodziła z myślą, że ma walnięte dziecko, to dla pełni "szczęścia" doszłyśmy do momentu zaistnienia Episi.
Grad pytań!!!
/ Matko kochana! na co ja się porwałam!! Trzeba było gębę trzymać zamkniętą! Po czorta mi to było?! Komfortu mi się zachciało! /Miałam ochotę nawiać, tyle że nieprzywykłam.
Powiedziałam "a", skończę na ostatniej literze alfabetu.
Odpowiedziałam, opowiedziałam, przeczytałam, pokazałam.
Mama się popłakała nad losem koteczki

, ale była moja!!
Jak pokazałam jej zdjęcie Astusia, gdy do mnie trafił, na którym wygląda jak zdechły nietoperz, było po sprawie.
Zrozumiała.

Uffffffffffffffffffffffff................
Tu ogromne podziękowania dla Anetki

, której fotki skutecznie łagodziły smak gorzkiej chwilami pigułki i dla mojej córci

, która dodawała mi otuchy, odwagi i robiła za bufor i zawór bezpieczeństwa.
