Nie, no oczywiście, ze nie ma w tym ŻADNEJ Twojej zasługi Ola

Totuś po prostu mieszka sobie w swoim mieszkaniu, kupuje sobie dobre zarełko, sam sobie je potem naklada, a na spacerek wybiera się do weta
Ola, on wygląda CUDNIE

Podmieniłaś chyba koty

Dziękuję Ci ogromnie, to miód na moje serce po prostu
Dziewczyny nie odzywam się, bo czas u nas smutny, jak wiecie... a poza tym mam mnóstwo pracy, wychodzę z domu k. 9 rano, wracam k. 22-23. I tak będzie do końca wakacji. W domu smutno jakoś i mimo wszystko pusto.
Bardzo bałam się o Melke, jak ona zareaguje, ale o dziwo jest spokojna, szukała Glunia, ale chyba wiedziała już wcześniej, ze to czas pożegnania. Zresztą ona zdecydowanie lepiej czuje się tutaj niż w zielonej.
Ten tydzień mamy tez intensywny w sprawach kocich, Czaruś w środę miał kastracje i badania krwi (wszystko ładnie), wyszedł z niego maly panikarz na widok igły. Szybko doszedł do siebie.
Wczoraj Tołdiś mial zabieg usuwania zębów, okazało się, że Tołdiś ma FORL. Wczoraj mial usuniętych 7 zębow, pozostawiono na razie te, które mocno się trzymają i są w niezłym stanie. Ale docelowo usunięte będą wszystkie. Wetka nie chciała też u robić jednej wielkiej rany w tym pysiu. Damy mu troche odetchnąć, będziemy regularnie kontrolować i za jakiś czas usuwamy reszte. Wszystkie wyniki na szczęście ok, nerki, co najważniejsze, w porządku.
Od wczoraj mamy też nowego kolege. Kocur, który urodził się w Ustce, w porcie, od małego był tam karmiony, przyzwyczajony do ludzi. Najprawdopodobniej jest potomkiem naszego Smoka, który tam spędził kilka miesięcy po tym, jak ktos go wywalił.
Kocur miał się całkiem nieźle do czasu, gdy w rządzenie nie włączył się "przyszły spadkobierca" -
sam się tak nazywa 
nie widziałam tego, ale dowiedziałam się, że zacząl być przeganiany, załapał kilka kopniaków, rozchorował się biedak.
Czuje się za to odpowiedzialna, bo przyszłym spadkobiercą jest mój ojciec, jak na ironie losu, własciel sklepu zoologicznego
ale mamy "nieco" inne podejście do zwierząt, szczególnie kotów.No więc go wczoraj przywiozłam, zahaczyłam po pracy o Ustke (bo ja pracuje w Poddabiu), kota zapakowałam i jest.
Ma zapalenie zatok, z nosa leci krew z ropą, z uszu to samo, oczy brzydkie. Kot brudny, chudy, ale kochany. U weta pozwolił na wszystko, ja mu spokojnie oczka i nos teraz zakropiłam. Na razie siedzi w pokoju zamknięty. Podleczymy ten najgorszy stan, wtedy badania i kastracja. No i jest wnętrem, więc zabieg bedzie poważniejszy.