masakra jakaś!
z Wólczańkiej 222 czarna kotka prawie wlazła do klatki.
Prawie robi wielką różnicę

na Wólczańskiej 237 złapało się coś biało-bure i kotka (podobno w ciąży). Po terenie dawnej fabryki i tym podwórku lata pingwinowaty gnojek, na oko z daleka - jakieś 7 tygodni - uciekł w krzaczory i już się nam nie pokazał. Ludzie, którzy nas poprosili o pomoc, zawieźli te złapane koty do lecznicy - mają talony, odbiór w sobotę. Kiedy wrócili, a my byłyśmy na 222 - telefon. W pozostawionej na 237 łapce jest obcy kocur, okoliczny tatuś. Co mają robić? Nasza odpowiedź krótka i węzłowata - NIE WYPUSZCZAĆ! zaraz będziemy!
Kocur przepakowany, Magija i Ciotka59 do domu, a my z Duszkiem biegiem-pędem do Centrum. Kot dostał ze strzykawy, CC wyciąga, a tam... kocica. Dopiero co zasuszona! I jakaś chyba taka nie bardzo dzika... CC mówi, że być może kotka była na tabletkach, bo macica taka trochę nieteges... zdaje się, że wysterylizowałyśmy komuś wychodzącą kotkę
Bardzo, bardzo chcę podziękować CoolCaty, została w pracy dużo dłużej, żeby tę kotę od ręki "zrobić"

no i żeby jeszcze było śmieszniej - Michał ze sklepu Centrum poszedł wyrzucić śmieci, wrócił i mówi, że przy śmietniku kot siedzi. Nie rusza się, nie reaguje, taki jakiś chory albo umiera. Poszliśmy. Znam tego kota, szlaja się po okolicznych firmach, kiedyś nawet próbowałam go złapać, bo przecież pracuję przez płot od tesco, ale się nie dał. Ania złapała, zabrała do szpitalika, co dalej nie wiem. Może CC napisze, co z kocurkiem.
Jestem tak zdechła, że nawet jeść już nie mam ochoty...