Kitka pochodzi z tzw. dobrego domu przyjaznego zwierzętom... z dobrego, bo przecież nie utopili kociąt...
Oj szkoda gadać, matka kotka wychodząca, kocięta w tzw. sieni w pudle kartonowym miały legowisko, była ich trójka. Weterynarza nie widziały, bo przecież z kotami się nie chodzi, bo po co? Pcheł nie było na całe szczęście, ale i tak kicię wykąpałam. Za to świerzb pełną parą i brzuszek okrągły, więc uszy leczone już i na robale tabletę dostała. Jadła wszystko, znaczy po ludziach resztki, u nas dziś z obiadu jadła trochę ryżu z gotowanym kurczakiem i marchewką. Mała nie chce pić wody, boi się miski z wodą, więc pije Humanę 1, wczoraj się załatwiła z robalami po tablecie...
Miałam straszne obawy z tym świerzbem, że Azor złapie, ale stwierdziłam, że jak złapie to wyleczę szybko, a lepiej, niech mała nie ma więcej stresów typu totalna izolacja, bo moim zdaniem z naszymi warunkami mieszkaniowymi byłby to stres.
Staram się na chaotycznie pisać, ale chcę napisać wszystko...
Azor szczepiony na początku maja przeciw wściekliźnie, panleukopenii i przeciw czemuś tam jeszcze, wpisu nie mam w książeczce, bo zapomniałam jej zabrać na szczepienie, wet dopisze jak pojawię się u niego z małą, bo po leki na robale i z uszami jako pierwsza pomoc byłam u najbliższego na P.O.W. a weta który mi się spodobał za podejście do Azora i z tym, że wszystko wytłumaczył nareszcie jak blondynce mam nieco dalej.
Mała wzięła się u nas stąd, że pojechaliśmy do babci i na podwórku miauczało coś, totalny spontan, bo planowaliśmy dokocenie się gdzieś w lipcu, jak będę miała wolne...
Ogólnie, przyniosłam małą do domu na rękach wczepioną pazurami w moją klatkę piersiową tak głęboko, że miałam wrażanie, że pod żebra pazury mi wbiła, wpakowałam to to do transportera i poszłam do weterynarza. Po powrocie wykąpałam ją i zaaplikowałam Oridermyl.
Posiedziała w transporterze z godzinę jeszcze, ona jako tako nie fukała, fukał Azor na transporter, na krok nie ostępował, a ja nie miałam pojęcia, jak to to małe wyjąć stamtąd, przestraszyłam się fukania, zadzwoniłam do koleżanki i ona mówi, żebym sobie kawę zrobiła, wypiła a potem na spokojnie poświęciła trochę czasu Azorowi, a potem małą wyjęła i mu przedstawiła.
Okazało się, że Azor się jej boi i to panicznie. Ogólnie obrażony był bardzo, fukał na małą, na mnie, na synka a u męża szukał ratunku


Ogólnie śpią koło siebie, Azor ją lizał parę razy w większości czasy jest luzik.
Mała dostaje swoje żarło dla kociąt na osobnym spodeczku, Azor dostaje swoje a i tak zjada i wypija to czego ona nie zje.
Jedyne co na tę chwilę mnie niepokoi, to to, że ona go prowokuje, atakuje i rozpoczyna zabawę, a potem on wieeeeelki kocur przygniata ją, ona fuka, miauczy jakby o ratunek i nie wiem czy to tak do końca powinno wyglądać. Na początku jak raz tak zrobił to ich rozdzieliłam i ją oglądałam dokładnie ze wszystkich stron czy nie ma obrażeń jakichś, ale ona rwała się do dalszej zabawy.
Ogólnie tak, Azor jakoś wyszło gryzie męża nagminnie, a mnie sporadycznie w zabawie za mocno, bo nie nauczył się, że sprawia ból, no i nie wiem czy czegoś jej nie zrobi.
Co jeszcze mi się nasuwa, to to, że mała zachowuje się tak, jakby nas nie było, widzi tylko Azora, a co do synka to załapała, że lepiej uciekać, bo mały przyzwyczajony do Azora próbuje ją nosić, robi to delikatnie, ale przyjemności jej nie sprawia. Mała nie łasi się, nie mruczy, nie daje się głaskać. Azor mimo zabiegów jakim był poddany na dzień dobry (czyszczenie uszu, obcięcie pazurów, odrobaczenie, kąpiel) jakoś garnął się do nas, przez pierwsze 2 noce płakał, trzeba było go przytulać. Mała daje pospać, jak my śpimy to ona gdzieś się zaszywa i cicho jest, nie tłuką się jakoś zauważalnie dla uszu... A ona przeciwnie. Wiem tyle, że w domu skąd się wzięła było około 9 letnie dziecko i koty miały kontakt z tym dzieckiem i z innymi domownikami.
A i z kuwety tyle co się dowiedziałam nie umiała korzystać, ale załapała za 3 podejściem, żadnej niespodzianki pachnącej nie znalazłam jak dotąd. Koty mają wspólną kuwetę i póki mała jest odrobaczana, to 2 razy dziennie zmieniam żwirek, myję kuwetę a jak wychodzę to Azora zamykam u synka w pokoju z osobną "roboczą" kuwetą (miską w której piorę...), coby nie miał kontaktu z jej kupą robalową.
Mała po kupce miała brudny tyłek, to jej wytarłam chusteczką, po sikaniu ma mokry ogon i pupkę, więc mam niemowlaczka znów.
Aaa Azora jak wzięliśmy to miał 3-4 miesiące.
Teraz tak... Najważniejsze dla mnie jest to:
- na co zwracać i czy zwracać uwagę przy zabawie kotów
- skąd mam być pewna, że to tylko zabawa
- no i wiem, że minęły 2 dni więc cudów nie oczekuję i wiem, że kicia potrzebuje czasu, ale jak myślicie kiedy mogę spodziewać się jakiegoś yyyy gestu w stronę któregoś z nas?
- czy powinnam odrobaczyć Azora też?
- CZY COŚ JAK DO TEJ PORY ZROBIŁAM ŹLE?