Jako fanka rudzielców i szczęsliwa mamcia Rudego Królewicza oczywiście dorzucę się do garnuszka, póki co symbolicznie
A jeśli chodzi o Ludwiczka, to mogę tylko podzielić się swoimi doświadczeniami z Siwuńką (Kazią). Myślę, że kiedyś mieszkała w domu... trafiła na ulicę, a następnie jako kot-szkielet, wylądowała u mnie w domu. Szybko się zaaklimatyzowała do otoczenia. Od razu rzucała się Rudemu (Majusiowi) w ramiona. Ale ktoś jej zrobił taką krzywdę, że Siwunia panicznie bała się ludzi. Do kobiet szybko się przekonała. Zaś wciąż boi się mężczyzn

W domu czuje się już pewnie, nawet do gości wychodzi

ale kiedy trzeba ją włożyć do transporterka i gdzieś pojechać, to wciska się w najgłębszy kąt, a przy wyciąganiu potrafi się nawet posikać pod siebie. Tak się boi chyba, że znów na ulicę trafi

zaś na codzień Siwunia jest jednym z największych i najbardziej nachalnych pieszczochów jakich widziałam

kiedy tylko rano zaczynam się ruszać, od razu jest przy mnie, i się tuli na wszystkie strony. Kiedy wracam do domu, przez dobre 10 minut muszę ją głaskać, bo mi nie daruje

Nie mogę się schylić spokojnie pod łożko, bo zaraz siwunia barankuje mi czółko w czółko

i dużo ze sobą gadamy

tak się potrafi zmienić kot, który przed człowiekiem chciał się skryć w najciemniejszym kącie, tak jak Ludwiczek
Liczę na to, że i Ludwiczek się przekona do świata

z psami na pewno jest troszkę ciężej, ale trzymam kciuki, żeby się udało
