Króweczka od Lidiyi już od poniedziałku jest u nas!!!!!!

Jechaliśmy po nią do Torunia wcześnie rano, a potem razem z nią na trzy dni do domku letniskowego nad jeziorem. Dla nas na małe wczasy, a dla maleńkiej na kwarantannę.
Mieliśmy okazję zobaczyć dwie mamusie, które są rozkosznie mruczące i piękne, i resztę rodzeństwa naszej małej, o! I koty domowe Lidiyi, które są równie piękne, zadbane i lśniące

.
Króweczka ma wstępne imię: IŁ.

Sama je sobie wybrała, bo kiedy jest jej źle, albo czegoś potrzebuje, nieustannie woła „ił! ił! ił!”. Jest bardzo maleńka, nawet mniejsza, niż się spodziewaliśmy. Mieści się na jednej dłoni. I jest dokładnie taka kochana, jak to opisywała Lidiya: potrafi się przytulić łapkami i natychmiast zasnąć. W ogóle lubi przesiadywać na człowieku, najlepiej na jego najwyższym punkcie, dlatego wiecznie można ją zobaczyć śpiącą na ludzkim ramieniu. Ale w chwilach ożywienia jest już małym urwisem: wtedy biega bez opamiętania, wskakuje na wszystkie sprzęty, niestrudzenie gania za dzwoniącą myszką na sznurku. Cudo do kwadratu

.
My zamiast chodzić nad jezioro (niekiedy tylko nam się to udawało, po uśpieniu Iłki), woleliśmy raczej siedzieć z nią przed domkiem i wpatrywać się w nią, jak w ósmy cud świata. Bo jest na co popatrzeć: jest taka piękna, że to szok, i ciągle musimy się dziwić, że nikt na nią chętny się przed nami nie znalazł. TŻ cały czas siedzi zadowolony z Iłkiem na kolanach i gada, że niech wszyscy teraz żałują i nam jej zazdroszczą.
Wiecie, ona jest na plecach prawie cała biała, a na środku, między łopatkami ma taką małą czarną plamkę, o średnicy 1cm.. To oznaczone miejsce na dawanie zastrzyków podskórnych.

. Na obu uszach, symetrycznie ma małe czarne plamki, jakby miejsce na kolczyki. I jest w ogóle tak maleńka, chodzi lekko się kolebiąc i zarzucając na boki maleńkim tyłeczkiem. A kiedy chce jeść, kładzie któremuś z nas łapki na szyję i przysysa się do skóry rozkosznie przy tym mrucząc. Biedactwo kochane. Pierwszego dnia jeszcze sama nie jadła, trzeba jej było wszystko dawać strzykawką, ale już następnego załapała, o co chodzi i zaczęła jeść gerberki i kaszkę z talerzyka sama, a wieczorem już jadła suchą karmę! Taka dzielna! Jesteśmy bardzo z niej dumni.
Niestety, jest jeszcze trochę chora, kicha i ma też wyciek z nosa i oczu

. Poza tym od podawania antybiotyków ma grzybicę. Taka mała, a musi już cierpieć. Ale wszystko będzie dobrze, musi być.
Dziś, kiedy wróciliśmy po tych trzech dniach do domu, nasze koty wydały nam się strasznie ogromne i grube. Tak się napatrzyliśmy na nasze maleństwo, ze teraz reszta to po prostu mutanty

. Iłka w ogóle nie przejęła się nową sytuacją (zresztą w pociągu też jechała rozwalona w transporterku brzuchem do góry). Zwiedziła swój nowy dom, zjadła obiadek, skorzystała z kuwetki i zaczęła się zapoznawać z resztą kotów, które oczywiście są w szoku. A ona jakby nigdy nic zaczepia ich i poluje na nich, szczególnie na najbardziej statyczną Afrykę. Biega teraz po całym domu, pięknie tupiąc i siejąc wśród olbrzymów popłoch.
Cały czas robimy zdjęcia, ale z zamieszczeniem ich tutaj nie będzie tak szybko, dlatego, że musimy jeszcze wywołać filmy, a potem zdjęcia zeskanować.
Lidiya, wetka powiedziała, że jednak trzeba jej jeszcze podać antybiotyk, niestety. Całuski od Iłki dla Ciebie.
