Trzy tygodnie temu, na prośbę karmicielki złapałam na kastrację kocura. Kobieta przedstawiała mi makabryczny obraz kota, jakoby był cały w ranach, kulejący, wg niej na pewno ze złamaną łapą. Złamania nie było ale rzeczywiście kot był cały w ropniach, wet nastraszył mnie, że być może łapa jest do amputacji. Kot trafił do kliniki w Warszawie, na koszt fundacji. Niestety okazało się, że ma fiv. Zaczęły otwierać się nowe ropnie, które po antybiotykoterapii goją się. Kot przybrał nawet na wadze. Niestety fundacja, z racji kosztów jakie wygenerował pobyt Witusia w lecznicy, kazała natychmiast go stamtąd zabierać i robić z nim co chcemy. Na ulice przecież wrócić nie może. Ja na dt nie wezmę, bo mam już 8 nadprogramowych. Już myślałam o jakimś azylu, tylko czy przyjmą tam takiego kota? Czas mamy do czwartku, więc praktycznie go nie mamy... Proszę pomóżcie, może jakiś dt... Wituś jest oswojony, wykastrowany. Nie mam niestety jego zdjęć. Jest biało-szary.
JA już tracę wiarę

Ostatnio edytowano Czw sie 26, 2010 21:13 przez
Kalinuwka, łącznie edytowano 4 razy