Baby, wypuszczę go, bo z nim nie wytrzymam. On przeraźliwie drze ryjek w swoim pokoju, a reszta łazi i syczy na
jego drzwi i na siebie nawzajem. To kot, który fatalnie znosi zamknięcie (dlatego m.in. odwołałam tę adopcję w Krakowie, bo nie widzę go w mieszkaniu w bloku). Trochę potrwa, zanim wyciszą się w nim hormony (pamiętam jak to było z Kotletem

). Teraz, nawet jak zniknie na kilka dni, nie będę się tak denerwować, bo widzę, że zna teren i wraca tam gdzie jest pełna micha. Na razie on (a raczej jego natura) dyktuje warunki, a mnie pozostaje się dopasować. Zrozumcie
