
Jedno mnie tylko zastanawia.Jak można patrzeć na takiego chorego kota i nie pójść z nim do weta? To przecież trwało kilka miesięcy,a leczony był tylko przez dwa tygodnie,tak wynika z dokumentacji.A pyszczek w środku?Sonię też zabrałam z domku,który nie chciał,nie miał możliwości,pieniędzy,czasu,aby obserwować i leczyć.Kotka żyje,wyciągnięta za nóżkę zza TM i w dodatku trafiła na super domek.Inaczej rozumiem tymczasowanie.Nie mogę przejść obojętnie obok kota,który potrzebuje pomocy,szczególnie jeśli go zobaczę,pogłaskam.W pewnym sensie już jest mój.Nie zbieram kotów, wszystkie oddaję do dobrych domków,ale szanuję ludzi i nie oddaję kota w złym stanie.Nie stać mnie na kosztowne leczenie,ale myślę,że zrobię jakiś bazarek,w przypadku Soni otrzymałam pomoc,może i tutaj się uda.Sądzę,że przy odrobinie troski i leczeniu,Kenzo będzie jak nowy,znajdzie szybko domek,może w Warszawie,jak większość moich kotów i może też taki,który będzie kontynuował wątek,tak jak OKI,Rakea,Milamila,Killatha i inni,za co jestem im bardzo wdzięczna.