Zadyma.Pojechałyśmy dzis złapać kolejne kotki na sterylki. Wszystko było dobrze, do czasu.
Złapałyśmy dwie i zastanawiałysmy sie czy ryzykować i łapać trzecią.
Ryzykować, bo gdzieś podmienili kontener i kotka przy przerzucaniu do kontenerka
z klatki łapki, mogła uciec, bo był od niej sporo wyższy.
I wtey pojawił się pseudoopiekun. Rzucił się w pogoń za nami (byłam z Agnieszką Marczak).
Próbowałyśmy uciekać, ale on był bez bagażu, więc dogonił nas dość łatwo,
rzucił się na klatkę łapkę, w której niosłam kotkę, zaczął ją wyrywać, a gdy nie mógł dać rady,
zaczął ja otwierać i w końcu mu się udało wyrzucić kotkę.
Wtedy rzucił się na kontener, który miała Agnieszka i oswobodził drugą kotkę.
W czasie szarpaniny wrzeszczał niesamowicie i otworzył swoją laseczkę,
w której miał zamontowany szpikulec, coś w rodzaju szpady.
Z ludzi (pełno turystów) nikt nie przyszedł nam z pomocą, za to mieszkańcy
próbowali nas popierać ale tylko słownie.
Facet próbował nam krzykiem udowodnić, ze to on ma racje i że to nas trzeba wysterylizować.
Wezwałyśmy policję. Młoda babka i facet. Spisali wysłuchali jego i nas.
Policjant był mniej zorientowany, dziewczyna od razu powiedziała, że mamy rację,
bo koty nie są jego. Policjant przekonał sie do nas, gdy powiedziałam, że to Urząd Miasta
pilotuje sterylki. Przypadkiem znalazła sie tez pani członek TOZ (wzięłąm od niej kontakt,
choć wątpię czy sie przyda), która również nas poparła.
Koniec końców zrezygnowałyśmy z obdukcji lekarskiej, mam sporo siniaków i krwiaków
z szarpaniny. Policjanci obejrzeli jego szpikulec, zagrozili, że nie wolno mu nam przeszkadzać,
ze jak chce może iść do UM i tam protestować.
Ponieważ miałyśmy u weta ustalone dwa miejsca poszłyśmy łapać kotki, mimo że było póżno.
Mieszkańcy nas popierają, ale większość boi się dziada, bo może być bardzo upierdliwy.
My zaczęłyśmy łapać, a on zwołał wszystkie koty i wyprowadził z podwórza.
Wyglądało to tak jakby szczurołap wyprowadzał stado.
Kilka kotek jednak zostało i w końcu złapałyśmy jedną bardzo młodziutką (siostra kocurków),
ma jakieś problemy neurologiczne, bo krzywo trzyma główkę, oraz drugą chyba w ciąży.
Facet póżniej wrócił ale juz nam nie przeszkadzał. Ja jednak nie wiem , czy on czegoś nie wymyśli.
Mówił, że nie będzie karmił tych wysterylizowanych kotek, że są okaleczone i możemy sobie je zabrać.
Do lecznicy koteczki pojechały, a z przed lecznicy zgarnęłyśmy jeszcze jedną koteczkę na sterylizację.
Kocurek, który jest tam na leczeniu, najpierw miał pozorną poprawę, a potem pogorszenie.
Strasznie jęczał, zrobili mu morfologię i okazało sie, ze to coś z trzustką.
Będzie leczony, ale nawet póżniej będzie wymagał leczniczej karmy.
Akurat miał kroplówke jak tam byłyśmy, leżał taki biedny.
Mimo wszystko dzisiejszy dzień to sukces. Facet po raz pierwszy musiał spuścić z tonu.
Wszystkim, którym brakuje wrażeń, zapraszamy na nasze łapanki kotów.
