magdaradek pisze:e tam, Inga zaraz dopadnie jakiś obcy słownik imion i będzie jakaś Hasydia, Doville czy inna Konfucjusza

muszę pomyśleć, nie miałam czasu do tej pory

wczoraj wróciłam do domu, patrzę: Bury jest. No to spokojnie wyciągnęłam klatkę-łapkę, postawiłam na trawie, poszłam nakarmić dzieci, nałożyłam do misek moim kotom, w końcu wyszłam i nałożyłam też do klatki łapki - a nuż się Buras złapie... Nie zdążyłam dobrze wejść do chałupy, oglądam się dyskretnie, łeb już w środku. Zamarłam, coby przypadkiem podłoga nie skrzypnęła i nie wystraszyła śmierducha. Wlazł. Dziamie. Klatka się nie zamyka

Nożesztyorzeszku! Już miałam zamiar czymś rzucić, żeby kot się odwrócił, wtedy na pewno by nacisnął zapadkę, ale słyszę "bździęk"! Jest! Mam! Tralala!
Skubaniec obejrzał się, nie skumał, że jest zamknięty, dalej żre. Dopiero jak skończył, dotarło do burego łebka, że z wyjściem może być cokolwiek problem
Nakryłam szamoczącą się klatkę, postawiłam w cieniu, zakładam ciuchy nie-podwórkowe, słyszę - TŻ jedzie. "Polujesz na Rudiego?" - pyta. "Nie, Burego złapałam, tam siedzi, w łapce" "Aaaa, myślałem, że na Rudiego, bo na dachu siedzi..." "Jak na dachu, gdzie na dachu, dawaj, wołaj go i trzymaj, tylko nie puszczaj, lecę po puszkę i tranporter"
I tym sposobem niezbyt szczęśliwa CoolCaty została zmuszona do wykonania ponadprogramowych zabiegów kastracji

Chłopców zabraliśmy od razu, posiedzieli w letniej kuchni, w tranporterkach do rana, wyspali się, o 6.00 wypuściłam. Bury wyskoczył jak z katapulty, kierując się ku bramie, i co jakiś czas spoglądając na nas z wyrzutem. A Rudi... jak to Rudi. Wyszedł, przeciągnął się, zajrzał do opuszczonego przed chwilą tranportera, spojrzał na nas przepraszająco, że "chyba tam pamiątkę zostawił" i poszedł jeść
"Moje" przychodzące nieniejszym uważam za wycięte

Zostało Bure z Krótkim Ogonkiem, Krowa i Pingwin. Na nich klatkę będę musiała nastawić na noc, bo to dzikusy całkiem, przychodzą najwcześniej wieczorem, nażrą się i idą sobie.
A tymczasem Georg...
