SZUKAMY DOMU STAŁEGO
Imię: Rudi
Wiek:4-5 lat
Kolor: rudy
"rasa"

: najpiękniejsza
Płeć: chłopak
Sterylizacja/kastracja: jeszcze nie
Opis:
Na imię mam..., już nawet nie pamiętam jak, teraz mówią na mnie Rudi, chyba wiadomo dlaczego

Kiedyś miałem dom, miałem swoich dużych, którzy mnie kochali, miseczkę pełna jedzonka, miałem swój ciepły kącik, miałem kolana i ręce które głaskały. Nie wiem czemu pewnego dnia to wszystko gdzieś zginęło, moi Duzi wyprowadzili się a ja zostałem sam, bez domu, bez miski i bez kolan. Nie wiem czemu mi to zrobili, czemu mnie nie zabrali ale było mi bardzo smutno i źle. Było wiele dni kiedy nie jadłem, moje futro moczył deszcz i było mi bardzo zimno. Po wielu samotnych nocach i dniach pomyślałem, że może by tak zaprzyjaźnić się z innymi kotami, one pewnie mnie zrozumieją. Niestety nie było tak jak chciałem, nie raz i nie dwa oberwałem, nie dopuszczały mnie do jedzenia i legowiska ale ja uparcie czekałem. W końcu uległy i zaprzyjaźniły się ze mną, mieszkałem więc z nimi w budce, którą postawili Duzi i czasem dawali nam jedzenie, koty przychodziły i odchodziły a ja z każdym dniem tęskniłem coraz bardziej za domem i marzyłem jak by to było cudownie mieć swoich Dużych.
Kiedy pewnego dnia patrolowałem okolicę zauważyłem, że na jednym z balkonów są Duzi, tacy jak moi, mają mniejszych Dużych i koty. Jejku jak bardzo do nich chciałem, czułem że to będzie mój dom, dom o którym marzyłem, śniłem i tak bardzo pragnąłem znowu mieć miłość i ciepło i pełna miseczkę. Wskoczyłem na balkon ale niestety nie mogłem wejść do środka, był zasiatkowany, pewnie dlatego żeby ich koty się nie zgubiły tak jak ja, pomyślałem, że oni muszą bardzo kochać swoje koty, może pokochają i mnie....... Siedziałem więc za siatką i wołałem: POKOCHAJ MNIE, POKOCHAJ MNIE, POKOCHAJ MNIE, ale oni słyszeli tylko rozpaczliwe MIAU. Rzucili mi coś do jedzenia, ale ja nie mogłem jeść, nie teraz, nie mogłem pokazać że tak bardzo boli mnie pyszczek, że jestem chory, musiałem zareklamować się z jak najlepszej strony, więc stwierdziłem że pójdę sobie, wrócę jutro.
Na drugi dzień znów przyszedłem, było już ciemno, pomyślałem, że tak będzie lepiej, nie zauważą jaki jestem brudny i zaniedbany. Znów zawołałem POKOCHAJ MNIE a Duża chyba to zrozumiała i wpuściła mnie na balkon, pogłaskała... jejku jak to cudownie być głaskanym, chciałem aby nie przestała już nigdy a ona powiedziała: " Jaki ty chudziutki jesteś i jaki brudny" ale głaskała mnie dalej i drapała za uszkiem. Myślałem, że chyba musiałem umrzeć i jestem w raju, to było cudownie a Duży przyniósł mi miseczkę z jedzonkiem i wodą. Pomyślałem a co mi tam , jak już tu jestem to trzeba korzystać, zacząłem więc jeść a Duża naszykowała mięciutkie posłanie. Jejku to znaczy, że tu zostaje, ale czemu nie wchodzimy do domu? Ja chcę do domu!!! Duża powiedziała, że na razie muszę tu zostać, mogę tu spać i dostanę jeść. Dobre i tyle pomyślałem, lepiej tu niż w budzie, będę grzeczny, będę kochany i będę cierpliwie czekał. Nie można mnie przecież nie kochać, jestem całkiem przystojny, no może trochę brudny ale urok swój mam, uwielbiam pieszczoty i jestem najfajniejszym kotem na świecie.
Następnego dnia Duża zapakowała mnie do takiego plastikowego pojemnika i zawiozła gdzieś, mówiła że to TOZ i że tam mnie wyleczą. Czy to znaczy że jestem chory?? Trochę boli mnie pyszczek, jestem chudy i swędzą mnie uszy, no ale jak mnie wyleczą to będę już najcudniejszym kotem i wtedy na pewno mnie zostawi. W tym TOzie taka Pani w niebieskim ubraniu mnie oglądała, badała i dała zastrzyk, strasznie bolał mnie ale musiałem być dzielny, żeby Dużej nie przynieść wstydu, mówiła, że jestem grzeczny i spokojny i taki musiałem być. Po zastrzykach zapakowali mnie z powrotem do tego pudła i coś mówili, że chory, że będą leczyć, że nie wiadomo co dalej.
Wróciliśmy do domu to znaczy ja wróciłem na balkon, dostałem ciepłą budkę, podusię, kocyk i pyszne jedzonko. Duża powiedziała, że nie mogę na razie być w domu. No dobrze, ten balkon nie jest zły, pomyślałem. Ta Duża jest fajna, głaszcze mnie i drapie za uszkiem, daje jeść, lubię ja bardzo, pewnie jak szybko wyzdrowieję to ona mnie weźmie.
Dziś znów byliśmy w tym TOZie, dostałem zastrzyki, ależ one bolały, darłem się okropnie, nie wytrzymałem. Ta Pani w niebieskim powiedziała, że już nie da się mnie wyleczyć, że mam jakieś wirusy, że można zaleczyć tylko i że nie mogę mieszkać z kotami Dużej. Myślałem, że mi serce pęknie, to nie mogło być prawdą, nie teraz, kiedy znalazłem swój wymarzony dom i fajną Dużą. Duża też była smutna, powiedziała mi żebym się nie martwił, że będzie dobrze, że znajdzie mi dom bez kotów gdzie będę mógł być szczęśliwy. Trochę ja rozumiem, martwi się o swoje koty, żeby nie zachorowały tak jak ja. Wierzę jej, że znajdzie mi taki dom, gdzie będę żył szczęśliwie, gdzie będą mnie kochać, tulić i troszczyć się o mnie. Nie chcę już mieszkać w tej budzie, ja jestem domowym kotkiem, obiecuje, że odwdzięczę się tulenie i głośnym mruczeniem, wygrzeje ci kolana, żebyś nie miał reumatyzmu, ogrzeje jak zmarzniesz TYLKO MNIE KOCHAJ.
Stan zdrowia:
świerzbowiec w uszach, leczony zastrzykami
zapalenie dziąseł, leczone zastrzykami o długotrwałym działaniu
podejrzenie kociej białaczki (nie zdiagnozowane jeszcze)
w przyszłości odrobaczenie o kastracja
Zdjęcie/a




Poproszę o banerek
Sebriel, umieść proszę na pierwszej stronie i zmodyfikuj jak uważasz za słuszne