Nim poprzedni post się wysłał (z komórki) ja już biegłam, bo klatka się zatrzasnęła!!
Poszło gładko
Kotka złapała się na saszetkę, a była najedzona przecież, bo w miseczce miała niedojedzone jeszcze chrupki. Ale złapała się. Maluszki po prostu rękami wyjęłam z budki i spakowałam w transporter. Klatkę z kotką na czas jazdy przykryłam prześcieradłem i jakoś dojechaliśmy. A po powrocie przez otwarte okno usłyszałam wyzwiska ojca

No ale nic... Weszłam z malcami do domu. Dałam na ręce. Ojciec oczywiście dał maluszka powąchać swojemu ukochanemu pieskowi. Saszka (ojca kotka) bardzo zdziwiona była, bo w życiu takich maluchów nie widziała!
Umieściłam transporter z maluchami w klatce wystawowej. Wstawiłam kuwetę, wodę, jedzenie. No i przyszedł czas na wypuszczenie matki

Ojciec mi pomógł
A potem z dobre pół godziny schodziłam mu z oczu.
I tylko z mamą porozumiewawcze uśmiechy trzymały mnie przy życiu.
No i teraz co dalej? Boję się dzikiej kotki. Pytanie kto boi się bardziej, ona czy ja
Bardzo ale to bardzo potrzebne mi wsparcie mentalne.
