no niestety, nic nie zostało zlapane
Pokazalo nam się w sumie sześć kotów, bardzo głodnych i chudych. Jeden kocurek to zupełny szkielecik

pozostałe wyglądaja jako tako. Niby nie boja się ludzi, ale podejść do siebie nie pozwalają, jedzą bardzo czujnie ale do transportera za jedzeniem wchodziły. Żałuję, że nie wzięłyśmy od Toszy klatki łapki, ale prawdę mowiąc, byłam przekonana, że Tosza jej dziś potrzebuje. A zkolei koleżanka mówiła, że koty przy miskach da sie wziąść na ręce, więc mmialam duże nadzieje.
Owszem miałam na rękach koteczkę, czarna drobinka z białym żabocikiem, kruszynka malutka, ale miała wyciągniete sutki, znaczy karmi

Głodna była okrutnie, przywitala nas już na parkingu.
W ogóle koty maja tam raj bytowy, mnóstwo kryjówek, niestety przeszkadzają głównie w knajpie, podobno w niedzielę, jak jest dużo ludzi, potrafią nawet chodzić gościom po stołach. Nie bardzo mi się chce w to wierzyć, bo te które widziałyśmy to raczej dzikawe są.Najlepiej jakbyśmy koty zabrały i już.
Zostawiłyśmy zapas karmy, w miseczce były resztki chrupek, czyli jednak karmę wysypują. Rozmawiałam z panią biletrką i pracownikiem karczmy, mam telefony do dyrekcji, będę dzwonić i negocjować warunki pobytu kotów na terenie skansenu.
My pojedziemy z łapką za dwa tygodnie, w tym czasie pracownik obiecał, że spróbuje wyśledzić gdzie kotki mają młode. Sa dwie matki, maluchy urodziły się ok dwa - trzy tygodnie temu.
Ogólnie pracownicy są mało życzliwie do kotów nastawieni, ale chyba krzywdy im nie zrobią.
To co najbardziej przeraziło ostatnio moją koleżankę, czyli słaniające się koty, to prawdopodobnie kotki osłabione porodem i wygłodzone. Teraz zapas karmy na dwa tygodnie został, więc nie będzie tak źle, mam nadzieję.
Zdjęcia wstawię jutro chyba, teraz muszę zająć się tym pobojowiskiem, które do tej pory nazywało się ogrodem
