Jessi zadzwoniła dziś do mnie i poprosiła, żebym się wypowiedziała na wątku, więc to czynię (choć nie wiem czy mój post coś wniesie).
We wtorek w tym tygodniu nie udało mi się uratować kocicy z hemobartonellą - to było praktycznie ostatnie stadium. Największy problem polegał na tym, że kotka miała jednocześnie bardzo uszkodzoną wątrobę (wskaźnik AST (GOT) 1400), żółtaczkę, morfologia była oczywiście fatalna:
RBC: 0.97 (norma 5.8 - 10.7)
HGB: 2.4 (norma 9 - 15)
HTC: 8.4 (norma 30 - 47)
PLT: 35 (norma 300 - 800)
do tego monocyty 6,2%
Od razu napiszę, że weci również proponowali transfuzję (byłam u Niedzielskiego na Komandorskiej), ale sami nie wierzyli w jej powodzenie. Z resztą i tak w tej chwili Kociego Życia nie stać było na sfinansowanie - myśleliśmy wówczas bardziej o zrobieniu jakiejś zbiórki i późniejsze regulowanie długu...
Tak czy siak z tego co się orientuję, z rozmów z różnymi wetami itd. z hemobartonellą jest taki problem, że wszystko zależy od tego czy kot zareaguje na antybiotyk, czy nie. Dobrze jest ów antybiotyk poprzeć mocnym sterydem - to podnosi szanse i znane mi są przypadki wyleczenia kotów. Oczywiście transfuzja pomaga, ale podstawą jest reakcja na leki. I tu dla mnie rodzi się problem - steryd uderza w wątrobę. Jeśli maluchy już mają rozwalone wątroby, to steryd tylko je dobije. Ale z drugiej strony bez niego mogą nie zaskoczyć.... Co do antybiotyków to z tego co wiem potrzebne są leki z grupy tetracykliny.
To są moje doświadczenia. Nie chcę krakać, ale też nie chcę doradzać co należy zrobić, bo nie wiem. Nie wiem co bym zrobiła sama, gdybym znalazła się w takie sytuacji. Wiem tylko, że choroba jest paskudna, a leczenie bardzo...chwiejne. Niemniej jednak trzymam kciuki za malce. Niestety nie mam zdrowego kota, który mógłby posłużyć za dawcę krwi - Stefanowi w ogóle nie da się krwi pobrać, a Bunia wczoraj miała sterylkę którą źle zniosła (fatalna reakcja na Ketaminę)

Powodzenia...