pojechałam łapać bo nie padało.... zaczeło 5 minut po rozstawieniu klatek

Pan mi wyrwał kawał blachy robiący za drzwi i mogłam tam wejść. To był plus. Minus, ze ta blacha kołysała się na wietrze i straszliwie hałasowała. A w środku bajzel na dwa metry. Palety, porozrywana wełna do ocieplania i masa jakiś art. budowlanych. Miejsca było tylko do rozstawienia jednaj klatki na kawałku palety, druga stała na zewnątrz.
A na zewnątrz bardzo się sroki chciały złapać. Zamykały co i rusz łapkę wyjadając kocią karmę. Chce ktoś srokę do adopcji?

Po ponad pół godzinie ciszy złapała się matka... a że ona oswojona ponoć, a więc łatwo łapalna to wypuściłam. Za matką ruszyły kociaki. A ja to siedziałam w samochodzie, to zapuszczałam (w deszczu) żurawia do blaszaka. Zapuszczam i widzę 4 kociaki

Biało-bure ostrożnie wychyla łepek spod palety, biało-czarne popyla po klatce łapce skacząc po drzwiczkach. Nie zamknęły się

Biało-czarne nr2 wyjada ścieżkę a za nim czarne. Potem czarne wysuwa się na prowadzenie, biało-czarne wychodzi. Czarnuszka dochodzi do zapadki... czarno-białe wraca do klatki... Jednocześnie po wierzchu klatki hoc hoc skacze czarno-biała pchła nr1, zaczepia towarzystwo łapą i cieszy, ze jest wyżej
Czarna wchodzi na zapadkę i... NIC, jest za lekka

Czarno-białe zwabione mlaskaniem lezie do przodu i kurna nadal nic! A na górze przypomnę hoc hoc... W Końcu Hoc Hoc postanawia zeskoczyć z klatki, właśnie z drzwiczek, drzwiczki ani drgną. Okazuje się jednak, ze maluchowi zaplątuje się łapka w kratki i zawisa ćwicząc stanie na samych przednich łebkiem w dół. Szarpie się z całej siły i W KOŃCU klapka się zamyka!!! Ale ale... klatka stoi na folii. Folię grzecznie wygładziłam by nie przeszkadzała, niestety pchły szachrajki ją pozawijały i klapka opiera się o folię zostawiając z 7cm dziurę. Aaaaaaa....... W ułamku sekundy analiza sytuacji, skok przed drugą łapkę, próg, paletę i PAC ręką w klapkę. Zdążyłam

I tak oto przy pomocy HocHocka złapałam dwa kociaki za lekkie by się złapać samodzielnie

Czarno-biały Miś Pierdułek płci męskiej i czarna elegantka płci żeńskiej
Ale to nie koniec przygód... Z racji, ze przekładanie w pojedynkę tak małych kociąt może się łatwo skończyć nawianiem kurdupelków postanowiłam się zabezpieczyć i przełożyć je ręcznie w samochodzie... Zapakowałam się z klatkę na przednie siedzenia i dawaj łowić ręką w łapce. Jak wiadomo ręka jest krótsza niż łapka, także nie sięgałam. Udało mi się jednak wytrzepać panicza ciut niżej, złapać za kark i przełożyć do transporterka. To jak się za chwilę okazało była ta prostsza połówka zadania. Czarna panna wisiała jak nietoperz po drugiej stronie klatki i ani myślała odpaść. Przekręciłam więc klatkę i zabrałam się za otwieranie z drugiej strony... wtedy oczywiście pach i panna opadła na dół klatki a tam (o zgrozo!) uchylone wyjście!!! Mała nawiała z klatki i zaczeła mi śmigać po samochodzie

Maleńki czarny kociak, juz widziałam oczami przerażonej wyobraźni jak mi włazi w bebechy auta i do końca świata usiłują ją wydobyć

Mała lotem błyskawicy śmignęła w końcu do bagażnika, wlazła za koło zapasowe, a ja w pełni zdeterminowana zrobiłam rzut sobą z przedniego siedzenia do bagażnika i wywlokłam zza koła pazurzastą ośmiornicę. UFFFFF
Potem był spokój... deszcz bębnił miarowo o samochód, pozostała dwójka kociaków ani myślała się pokazać. W końcu zaniosłam na wabia transporter z złapaną parką ale po kolejnej pół godzinie złapała się znów matka i znów ją wypuściłam... Kociaków ani widu ani słychu. Pewnie poszły spać. I tak po 2,5h zmoknięta i zmarznięta zakończyłam łapankę i zawiozłam kociaki do ulinek

następna łapanka jak się skończy pora deszczowa

No i jak KTOŚ SIĘ ZGŁOSI Z DT