Wiec tak, dowiedziałam się że mam tej pani zmarła około półtora roku temu ( nie dopytałam dokładnie

) w schedzie wraz z mieszkaniem pozostawiła kilkanaście kotów ! same znajdki i podrzutki. Przez pierwsze pół roku pani jeździła do domu matki i dokarmiała koty, które były same w pustym mieszkaniu. Potem w mieszkaniu rozpoczął się remont i z kotami trzeba było coś zrobić, najlepiej się ich jakoś pozbyć. Ale że pani miała swoje zwierzaki i trochę serca dla zwierząt, zabrała je wszystkie do siebie do domu. Te ładniejsze i bardziej "adopcyjne" wyadoptowała, przy pomocy pani ze sklepu zoologicznego. Pani w tym czasie nie miała pracy , więc aby podleczyć koty i podkarmić zadłużyła się w sklepie zoo na ładną sumkę w tysiącach liczoną.....Chodziła do domów, gdzie wyadoptowała koty, część zabrała z powrotem, gdyż miały tam gorzej niż u niej..... O ile nie pomyliłam, to Tekla właśnie została odebrana z "adopcji"
Z 14 kotów zostało jej 6 ( ten siódmy to jej Lucek) . Sama przyznała , że nie wiedziala co z nimi zrobić, było ich za dużo jak na jej mieszkanie, na warunki mieszkaniowe i finansowe, a nikt ich nie chciał..... Była już gotowa zawieźć je do
schroniska, ale jakaś osoba powiedziała jej że taką Stasię na przykład to w schronisku z miejsca uśpią..... uznała że koty będzie trzymać w osobnym pomieszczeniu, aby jej nie brudziły i nie niszczyły mebli w całym domu

tyle że to pomieszczenie bez okien, bez wentylacji.... trochę zapalała im światło, aby miały jaśniej, po kilka wypuszczała na trochę na mieszkanie.....
dobrze że sprawa ujrzała światło dzienne.... myślę że takich kocich tragedii jest więcej...... tylko nikt o nich nie wie, albo nie chce wiedzieć........ opiekunowie umierają, a koty stają sie po raz kolejny niepotrzebne......
Milenka, Stasia, Tekla, Kingunia i Bura i Czarna ( pani nie pamięta imion tych dwóch ) nie miały szczęścia w życiu

wiecznie zbedne, wiecznie niechciane, niepotrzebne
starsza pani miała wielkie serce dla kotów, ale nie miała zdrowia, kilka lat przed śmiercią zachorowała na Alzheimera , sama wymagała opieki,a mimo tego córka przyjeżdżając do niej, co i rusz dowiadywała się o kolejnej przygarniętej bidzie, czy to psiaku, czy to kocie
jak starsza pani była już taka chora, że już prawie nic nie pamiętała, ludzie podrzucali jej swoje domowe niechciane koty , co chwila córka musiała jakiegoś nowego ogłaszać i wydawać.
Ludzie są podli.
Co do tej kobiety... już nie chcę komentować, mogła przecież prosić, pisać do jakiejś Fundacji..... myślę że się jej nie chciało..... koty jakoś znosiły to zamknięcie, więc temat odkładała " na jutro" . Wydaje mi sie że problem kryła przed ludźmi i przed samą sobą. Dobrze że ten znajomy postanowił jej pomóc. Był też dzisiaj na spotkaniu, jak powiedział" nie mogłem juz patrzeć jak męczy się E.... i jak męczą się te koty" . Ja dodam, dobrze że sprawa ujrzała światło dzienne. Dodam jeszcze że ja sprawą nie zajmowałam się od początku. Wcześniej chciałam dążyć do tego aby powiadomić jakieś instytucje zajmujące się ochroną praw zwierząt, dzisiaj jak sprawę sama zbadałam, wiem już że nie będę robić nic , starsza pani leczyła te koty za własną emeryturę, na ile jej zdrowie i finanse pozwoliły, szkoda że gdzieś zaginęły książeczki zdrowia, podobno gdzieś jest jeszcze kartka spisana już przez córkę, z informacjami, gdzie kot był leczony. Nie wiem czy się znajdzie. W mieszkaniu mieszka wnuczka tej pani, podobno wszystkie takie zapiski wyrzuciła.
Gdyby szukać odpowiedzialności, to karę powinni ponieść ci którzy przynosili do starej, schorowanej kobiety te koty

( tam podobno było kilkadziesiąt kotów w którymś momencie ) . Jak wysłuchałam historii do końca i śmiem twierdzic że jest prawdziwa, to nie winię tej kobiety

Myślę że ona po części poniosła konsekwencje ludzkiej nieodpowiedzialności do zwierząt

Smutno mi dzisiaj okropnie jak usłyszałam o tragedii tylu kotów

Wiemy sami jak ciężko znaleźć odpowiedzialny dom dla jednego dorosłego kota.... a co dopiero dla kilkunastu, kilkudziesięciu....
Pomóżmy znaleźć dom dla Sali -Milenki, dla innych kotek z okropnym życiorysem. Aby już nie musiały się tułać całe życie. Bo może niewiele im zostało
